O wywoływanie negatywnych emocji Marek Borowski oskarżył telewizję publiczną. W jego ocenie, to co robi TVP samo w sobie kwalifikuje się do prokuratury i sądu. Poprzez swoje kłamstwa, poprzez szczucie na ludzi telewizja wznieca bowiem niepokoje publiczne. Pojawiają się ludzie, którzy aktywnie, na ulicach protestują przeciwko temu, a ich reakcja też może być potraktowana jako hejt. Ktoś zaczyna, ktoś reaguje. Potem snuje się rozważania, kto bardziej winny. - Trochę to przypomina sytuację, kiedy np. idę ulicą, ktoś mnie opluł, a ja zwróciłem się do niego grubym słowem. Za jakiś czas czytam w gazecie, że doszło do wzajemnego obrażania się. Trzeba w tym wszystkim zachować jakiś zdrowy rozsądek, jakąś umiejętność rozróżnienia winy. Symetryzm jest z reguły próbą ucieczki od decyzji, od określenia się - mówił senator.
- Popatrzmy na to w perspektywie kilku lat. Zaczęło się nie od tego, że PiS wygrał wybory, tylko od tego, że natychmiast gdy wygrał, zaczął brutalnie łamać konstytucję, wprowadzać w Sejmie policyjne metody wobec opozycji, czyli robić rzeczy, które wcześniej nikomu się nie śniły, co u znacznej części Polaków wzbudziło oburzenie do sześcianu. To wywoływało czasami reakcje, które – odizolowane od tych przyczyn – mogły być traktowane jako nienawistne, hejtowe, które nie powinny mieć miejsca. Do tego doszła telewizja publiczna, w której wymieniono skład i rozpoczęto frontalny atak na tych, którzy się z rządem i z PiS nie zgadzali, mimo że to oni mieli rację, np. w sprawach konstytucyjnych. Stworzono określony klimat, w którym to, co się działo dalej, to już były konsekwencje i wzajemne atakowanie się.
Jak przypomniał senator, wcześniej były wypowiedzi o moherowych beretach, czy Radosława Sikorskiego o dorzynaniu watahy. - Niektóre z nich były za daleko idące. Tyle tylko że znaj proporcję mocium panie. Jeżeli po katastrofie smoleńskiej, która była tragicznym wypadkiem, Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, a za nimi wszyscy z PiS jak za panią matką zaczęli opowiadać, że był to zamach, że winien jest Tusk, że jest on zdrajcą i mordercą, to nijak się to ma do stwierdzeń typu dorzynanie watahy czy moherowe berety.
Senator nie sądzi, żeby można było dać temu kres powiedzeniem: kochajmy się, przebaczmy sobie. - Nawet kiedy się podnosi taką sprawę w innych sytuacjach to Kościół, czy ci, którzy uważają się za obrażonych mówią, tak, ale najpierw trzeba przeprosić, powinna być jakaś pokuta za grzechy. Jeżeli czytam, iż dobrze byłoby, żeby Owsiak, który jest przecież człowiekiem konsensusu, do swojego namiotu na najbliższym Przystanku Woodstock, gdzie młodzi ludzie spotykają się z politykami, zaprosił prezydenta, premiera – ja pasuję. A o czym oni mieliby tam mówić? Usprawiedliwiać wszystkie przekręty konstytucyjne? Powiedzieć: zapomnijmy, otwórzmy nową kartę? Tamte sprawy trzeba naprawić. Premier Morawiecki niedawno na jednej z konwencji, a teraz znowu po morderstwie Pawła Adamowicza wypowiadał się w duchu pojednania. Ale tu nie chodzi o wyciąganie ręki do opozycji. Gdyby premier się chociaż zająknął na temat rzeczy, które źle czynił, a m.in. kłamał, oskarżał opozycję o różne rzeczy, których nie czyniła, zarzucał jej, że nie kocha Polski, gdyby choćby wymógł na prezesie Kaczyńskim, a jest w stanie to zrobić, zmianę tonu w telewizji, choćby wymianę Jacka Kurskiego, to opozycja musiałaby odpowiedzieć jakimś gestem.
W opinii Marka Borowskiego, nie ma też co liczyć na pomoc Kościoła w tym względzie, bowiem nie odgrywa on dziś takiej roli jak kiedyś. Jest stronniczy. - Są rozsądni biskupi, którzy w sposób bardzo zawoalowany, ale jednak wyrażają swój krytyczny stosunek do polityków rządzących Polską. Częściej i bardziej słychać jednak głos tych, którzy walą w ten sam bęben co PiS. Trudno, żeby oni odgrywali rolę rozjemców. Jesteśmy zdani sami na siebie. Jeśli chodzi o opozycję, do której sam się zaliczam, zawsze apeluję do niej, żeby starała się, jeśli to możliwe, nie podgrzewać atmosfery, chociaż czasami trzeba ostro odpowiedzieć na pewne zagrania rządzących. Ale generalnie należy unikać określeń spersonalizowanych. Dotyczy to nie tylko liderów, ale też internetowych „harcowników”.
Zdaniem Marka Borowskiego, może jakieś „wycieniowanie” będzie, ale ta ekipa nie wycofa się z tego, co zrobiła i co powiedziała, bo nie ma ona takiego zwyczaju. - Nigdy nie usłyszałem żadnych przeprosin – może czasami drobniejsi działacze PiS coś powiedzieli, albo zostali do tego przymuszeni. Ale generalnie ze strony liderów – nie. Nie ma więc, jak stwierdził, innej rady niż - zachowując się cały czas przyzwoicie, mobilizując opinię publiczną w sposób cywilizowany - doprowadzić do zmiany tej ekipy i zaproponować później porozumienie, ale już na innej bazie.
- Dzisiejsza opozycja już teraz musi myśleć, jak to zrobić. To nie może być tępienie przeciwnika. Proponowałbym nie opowiadać o tym, kogo rozliczymy, kto będzie siedział itd., dlatego że to powoduje po pierwsze nadmierne oczekiwania - bo to nie jest wcale takie proste, jak się komuś wydaje. Po drugie – trzeba będzie stosować metody prawne. Nie można iść na skróty w tych sytuacjach. A po trzecie, to będzie błędne koło. Są sytuacje, gdzie trzeba będzie pewne konsekwencje wyciągnąć, ale dzisiaj proponuję zająć się raczej tym, jak się jednoczyć, jak rozmawiać ze sobą, jak opracować wspólny program, żeby Polacy wiedzieli czego mogą oczekiwać. I na tym się skupić, a nie na tym, kogo będziemy wsadzać.
Onet rano - 22 stycznia 2019
Powrót do "Wiadomości" / Do góry