Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 24.05.19, 21:05 / Powrót

W berecie i rajstopach

Czy z arytmetycznej przewagi partii prokonstytucyjnych wyniknie jesienią coś pozytywnego? - zastanawia się Marek Borowski w najnowszym numerze tygodnika POLITYKA.
Niewielki odstęp czasowy między wyborami europejskimi a krajowymi sprawił, że wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego traktowany jest jako zapowiedź rezultatu wyborów jesiennych do Sejmu. Oczywiście jakiś związek tu jest, ale bez przesady. Rozdygotane wypowiedzi w stylu: „Koalicja Europejska musi wygrać choćby o pół procenta, inaczej wszystko stracone” – to klasyczny strzał w stopę. Pompowanie balonu może skończyć się fatalnie, bo jeśli KE przegra o jeden czy dwa procent, to nie pozostanie nic innego, jak zakończyć tę przygodę i rozejść się do domów w atmosferze wewnętrznych kłótni i wzajemnych oskarżeń. Pisałem w poprzednim felietonie (POLITYKA 16), że w każdej partii tkwi pierwiastek samobójczy – i on się tu właśnie objawił. Jesteśmy już na finiszu kampanii, w najbliższy poniedziałek zaczną się spory o ocenę wyników wyborów, warto więc przypomnieć kilka liczb i faktów.

Najpierw pytanie: co jest dzisiaj główną linią podziałów politycznych? Podatki? Wydatki socjalne? Podział na lewicę, prawicę i liberałów? Otóż nie – ten podział dziś to z jednej strony antykonstytucyjny, eurosceptyczny i autorytarny PiS, a z drugiej broniące konstytucji i demokracji, proeuropejskie partie: PO, PSL, SLD, Nowoczesna oraz Wiosna i Razem. A jaki jest układ sił między tymi obozami? W wyborach w 2015r. PiS uzyskał 37,6 proc. głosów, a wymienieni przeciwnicy (bez nieistniejącej wtedy Wiosny) – 47 proc. Dziś te proporcje są podobne. Prawo i Sprawiedliwość, dzięki dobrej koniunkturze w gospodarce i szczodrym wydatkom budżetowym, utrzymało swoje poparcie, opozycja również. Przewaga KE, Wiosny i Razem nad PiS (średnia z trzech ostatnich sondaży, po odrzuceniu skrajnych) wynosi 7 punktów procentowych. I jest tylko jedna, ale ważna różnica – powstała partia Biedronia, która w niewielkim tylko stopniu sięgnęła po nowych wyborców, a głównie odebrała głosy Koalicji Europejskiej. A że poparcie dla Wiosny oscyluje w granicach 7-9 proc. jasne się staje, że pozbawiona tych głosów Koalicja Europejska może przegrać w niedzielę z PiS - i nie będzie to niczyją winą ani tragedią! Nie przesądzi także wyniku wyborów jesiennych – również wtedy, gdyby (co bardzo by mnie ucieszyło) koalicja wyprzedziła PiS o cały jeden procent.

Zasadnicze pytanie jest zupełnie inne, a mianowicie: czy z tej arytmetycznej przewagi partii prokonstytucyjnych wyniknie coś pozytywnego w wyborach parlamentarnych? Są tu dwa znaki zapytania: po pierwsze, czy koalicja się nie rozpadnie i po drugie, czy jest szansa na porozumienie z Wiosną. W kwestii pierwszej chodzi oczywiście o postawę PSL, który wprawdzie zdecydowanie wstąpił do koalicji, ale równie zdecydowanie może z niej wystąpić. Rozumowanie Marka Sawickiego - głównego (wraz z Waldemarem Pawlakiem) przeciwnika udziału PSL w Koalicji - jest bowiem następujące: gdybyśmy wystartowali osobno i uzyskali choćby 5,5 proc. głosów, to trzy mandaty byłyby pewne, jeśli natomiast w ramach Koalicji nie uzyskamy tych trzech mandatów, to trzeba się z niej wycofać i na jesieni startować pod własnym szyldem.
Rozumowanie z egoistycznego punktu widzenia jest poprawne, jest w nim tylko jedna pułapka: a co by było, gdyby teraz i za parę miesięcy PSL, idąc osobno, dostał – co jest całkiem możliwe – nie 5,5 proc., ale 4,95 proc. głosów, a w konsekwencji nie miał żadnych posłów, ani w Europie, ani w kraju i utorował w ten sposób PiS drogę do kolejnej kadencji? Oczywiście nie wiem, która opcja przeważy w PSL, jeśli tych trzech mandatów nie będzie, lepiej więc, żeby były. Wszystko zależy od wyborców. Dlatego nieśmiało proponuję, aby wyborcy zdecydowani głosować na Koalicję Europejską, ale mający problem, przy jakim nazwisku postawić krzyżyk – postawili go przy nazwisku kandydata PSL.

Drugi znak zapytania, to droga, jaką pójdzie Biedroń. Jeśli sondażowe poparcie dla Wiosny się utrzyma, to bez Biedronia nie uda się uzyskać większości parlamentarnej w przyszłym Sejmie. Dlatego już w najbliższy poniedziałek partie Koalicji Europejskiej powinny zaprosić Wiosnę do rozmów i ustaleń, które punkty ich programów są zbieżne, więc po wyborach mogłyby być wspólnie i szybko realizowane. Do znudzenia powtarzam, że takim obszarem, na którym odnajduje się cała opozycja prokonstytucyjna, są kwestie ustrojowe, czyli przywrócenie w Polsce podstawowych zasad i wartości demokratycznych. Niestety, lata mijają, a żadna z partii opozycyjnych nie powiedziała, jak chce naprawić Trybunał Konstytucyjny, sądy, prokuraturę, służby specjalne, media publiczne, służbę cywilną, zarządzanie spółkami Skarbu Państwa itp. Brak takiego programu nie tylko osłabi opozycję przed wyborami („oni chcą, żeby było, jak było”), ale w przypadku zdobycia większości spowoduje spory i chaos legislacyjny, co zwiększy szanse Andrzeja Dudy na ponowny wybór. To już ostatni dzwonek, aby tego scenariusza uniknąć.

W nieustającym konkursie „Za co kochamy ministra Brudzińskiego” wyraźną przewagę zdobywa niebanalny język, jakim pan minister porozumiewa się z narodem. „Potrzebne nam to było, jak świni siodło” – to po wybuchu afery z płacami w NBP. Plastyczny obraz osiodłanej świni działał na wyobraźnię i naród od razu domyślił się, że minister wypowiada się krytycznie, może nie o samych praktykach, stosowanych przez prezesa NBP, ale na pewno o ich ujawnieniu. Nie minęło kilka tygodni, a spragnieni nowych podniet leksykalnych obywatele otrzymali trudniejsze zadanie. Ostro krytykowany za wylądowanie helikoptera, którym leciał, na boisku piłkarskim i przerwanie meczu młodych piłkarzy w Choszcznie - pan minister podwyższył poprzeczkę. Stwierdził, że nic o meczu nie wiedział i dodał: „Nie mam tak zrytego beretu, żeby przerywać mecz młodzieży”. Fakt, że beret Joachima Brudzińskiego nie jest zryty, musi cieszyć, pytanie tylko, czy ta wysoka samoocena jest prawdziwa? Gdy za domalowanie Matce Boskiej tęczy policja o 7 rano wkroczyła do mieszkania Elżbiety Podleśnej, chciała ją zatrzymać na 24 godziny, zabrała jej biustonosz i próbowała wejść w posiadanie jej rajstop, pochwalić funkcjonariuszy za te działania mógł tylko ktoś z nieźle zrytym beretem. Czy właścicielem tego beretu był pan minister Brudziński? Wiem, ale nie powiem, bo nie lubię być budzony o 7 rano. Na wszelki wypadek przygotowałem jednak biustonosz i parę rajstop, które niedoinwestowanej policji oddam bez zbędnej szarpaniny.

POLITYKA nr 21 (3211), 22.05 - 28.05 2019

Powrót do "Wiadomości" / Do góry