Zdaniem senatora, nikt nie wie, ile „szabel” ma Gowin, nawet on sam i na tym polega problem. - Dlatego będzie grał do końca. Na pewno nie chciałby wylądować na pozycji przegranej. Jak się zorientuje, że zostały przy nim np. tylko dwie osoby i w związku z tym nie da się ustawy w sprawie wyborów korespondencyjnych odrzucić, nie będzie głosował w ogóle. Uda, że miał inne zajęcia w tym czasie. To co robił Gowin przez ostatnie 5 lat a nawet dłużej, po prostu go kompromituje jako polityka, ale trzeba wykorzystywać wszystkie możliwości – podkreślił. Tutaj w grę wchodzi kilka głosów, więc próbować trzeba.
Marek Borowski zwrócił uwagę, że dziś każdy po stronie opozycji próbuje postawić się w roli lidera, zamiast działać wspólnie i grać do jednej bramki. - Gniew czy żal skupił się na Borysie Budce, ale przypomnę, że Władysław Kosiniak-Kamysz wystąpił jako pierwszy z własnym pomysłem nie konsultując się z nikim. Wystąpił też w Sejmie z projektem ustawy, która w większości konsumowała z jednej strony wcześniej zgłoszone propozycje Koalicji Obywatelskiej, a z drugiej senackie, które zostały odrzucone przez Sejm. Ubolewam nad tym, ponieważ uważam, że liderzy opozycji powinni w obecnej sytuacji spotykać się trzy razy w tygodniu i uzgadniać swoje postępowanie, wypowiedzi i decyzje. Dla elektoratu opozycyjnego nie ma ważniejszej sprawy. Dlaczego tak się dzieje? Zostawiam to komentatorom politycznym. Mogę tylko zaapelować jeszcze raz. Mamy już niewiele czasu do ostatecznej decyzji i trzeba te animozje zawiesić na kołku. Trzeba się spotykać i nie wychodzić przed szereg. To powinny być wspólne konferencje prasowe najpoważniejszych kandydatów, którzy mają liczące się poparcie w społeczeństwie i tylko w ten sposób mogą je budować.
Senator odniósł się też do możliwości wprowadzenia przez PiS stanu wyjątkowego. Jak stwierdził, nie jest to takie proste. - Kiedy możemy w ogóle mówić o takiej koncepcji? Wtedy, kiedy nie udałoby się zorganizować wyborów prezydenckich w maju. Czyli wtedy, kiedy np. weto senackie do ustawy dotyczącej powszechnego głosowania korespondencyjnego nie zostałoby, dzięki kilku posłom Jarosława Gowina, odrzucone. Czyli byłaby w Sejmie większość, która byłaby także w stanie zablokować wprowadzenie stanu wyjątkowego.
Marek Borowski podał jednak jeden możliwy przypadek, kiedy mimo wysiłków opozycji mogłoby się to nie udać. - Gdyby siły rozłożyłyby się dokładnie po równo: 230 do230. Głosowanie nad wetem senackim nie dałoby rezultatu, bo marszałek pyta, kto jest za odrzuceniem uchwały senackiej. Nie byłoby większości, czyli uchwała by padła. Ale następnie również nie byłoby większości dla odrzucenia stanu wyjątkowego. Jak dodał senator, decyzja o stanie wyjątkowym może nie przekonałaby nawet posłów PiS albo niektórych posłów Porozumienia, którzy są z PiS dla przeprowadzenia wyborów, ale niekoniecznie byliby dla stanu wyjątkowego. - Stan wyjątkowy to jest o trzy kroki za daleko - ocenił.
Komentując prace Senatu nad ustawą o głosowaniu korespondencyjnym senator stwierdził, że jest ona nie do przyjęcia z wielu powodów. - W takich przypadkach są dwie możliwości- albo się wprowadza poprawki, albo się ją odrzuca. Wniesienie poprawek oznaczałoby praktycznie napisanie nowej ustawy. Nie ma na to czasu, nie ma możliwości. Nie jestem doktrynalnym przeciwnikiem głosowania korespondencyjnego jako możliwości, choć nie dla wszystkich. Ale i tak trzeba by tę ustawę przerabiać. Pozostaje jej odrzucenie w całości. Moim zdaniem, tak to się skończy. Natomiast chodzi o to, żeby Senat to dobrze uzasadnił i stąd czas potrzebny na zebranie opinii wszystkich instytucji i osób, które są kompetentne w tych kwestiach i przedstawienie opinii publicznej tych wszystkich argumentów.
Radio TOK FM - 23 kwietnia 2020
Powrót do "Wiadomości" / Do góry