- Przez dłuższy czas w Koalicji była rozważana kwestia, czy zapomnieć o wszystkim, co się działo przez 5 lat w wykonaniu prezydenta Andrzeja Dudy oraz w trakcie kampanii i powiedzieć, być może coś się zmieni, jesteśmy gotowi itd. czy też jednak w jakiś sposób zademonstrować swoją niezgodę. Propozycje były bardzo różne, niektóre radykalne, to znaczy kompletny bojkot. Osobiście uważałem, że nie można się posuwać aż do takich działań, dlatego że jednak przez 5 lat Andrzej Duda będzie prezydentem i w jakiś sposób kontakty będą musiały być utrzymywane. Wybrano formułę skromnej reprezentacji.
Oceniając orędzie Andrzeja Dudy senator stwierdził, że niczego się po nim nie spodziewał i został usatysfakcjonowany. - To było orędzie, z którego wynika, że pan prezydent jest zadowolony z siebie, ze swoich działań, z tego, co robił przez 5 lat.
Senator przypomniał, że prezydent wcześniej, tuż po wyborach powiedział, że przeprasza wszystkich, którzy się poczuli urażeni, ale nie powiedział, że przeprasza tych, których uraził. - On swoich poglądów nie zmienia i temu dał wyraz w tym swoim wystąpieniu. W gruncie rzeczy , gdybym miał wybrać jakieś „skrzydlate słowa” z tego wystąpienia, to chyba to, że Polska demokracja ma się świetnie. Uważam, że powinno to przejść do annałów, ponieważ pokazuje, jak Andrzej Duda rozumie demokrację. Dla niego demokracja polega na tym, że odbywają się wybory, których się nie fałszuje w tym sensie, że nie dosypuje się głosów, niczego nie wykreśla, nie przekreśla itd. i to wystarczy, to jest kwitnąca demokracja. Drugi element to wysoka, jak na Polskę, frekwencja. Czyli innymi słowy, w zasadzie jedynym albo głównym wyznacznikiem demokracji jest według Andrzeja Dudy sam akt wyborczy. Tymczasem demokracja to jest sposób funkcjonowania państwa przez cały czas, stosunek większości do mniejszości - każdej , zarówno parlamentarnej, jak też innych, które zawsze w społeczeństwie istnieją. To jest funkcjonowanie instytucji demokratycznych, które powinny być niezależne, a nie były - podkreślał Marek Borowski.
Wracając do frekwencji, senator ocenił, że była ona wysoka paradoksalnie dlatego, że PiS bardzo gruntownie podzielił społeczeństwo i ten podział, polaryzacja spowodowały, że znacznie więcej osób było gotowych wziąć udział w wyborach. Ale było to głosowanie bardziej przeciw niż za czymś, a to nie jest dobry stan dla państwa.
Marek Borowski nie spodziewa się, że druga kadencja Andrzeja Dudy będzie się znacząco różnić od pierwszej.
- Dużo zależy od tego, co będzie robił PiS i co przyjdzie do głowy prezesowi Kaczyńskiemu. Jeżeli ten będzie się chciał wziąć dalej za sądy czy media, to Andrzej Duda pośpieszy mu z pomocą.
Zdaniem senatora, prezydent dalej nie będzie wypełniał funkcji strażnika konstytucji. – On zawsze, kiedy łamie ustawę zasadniczą, pyta, w jakim punkcie. Gdy ktoś mu to wskaże, to atakuje oponenta, że źle interpretuje zapisy konstytucji. Tak będzie w dalszym ciągu.
Według Marka Borowskiego z Andrzejem Dudą w roli prezydenta jest zasadniczy problem. – On sam powiedział, że ma stałe poglądy i jest im wierny. Dlatego uważa, że ci, co nie wyznają tych poglądów, to gorszy sort. Wspólnota jest tylko wtedy, gdy podoba się jemu i PiS-owi. Wolność słowa występuje, gdy obraża się np. jakieś mniejszości, w tym także polityczne, ale jeśli np. środowisko LGBT manifestuje swój sprzeciw, to już nie ma wolności słowa.
Senator podkreślił, że w orędziu nie padły słowa Unia Europejska. - To jest jakieś kuriozum, żeby prezydent, który współodpowiada za politykę zagraniczną, w tym także europejską, nic na ten temat nie powiedział. To było rozczarowujące.
Zdaniem senatora, ręka wyciągnięta do zgody, do rozmowy, otwarte drzwi Pałacu, to pusty gest. Będzie tak, jak w przypadku aktywisty LGBT, pana Staszewskiego, którego Andrzej Duda zaprosił do siebie podczas kampanii wyborczej. - Rozmowa nie zakończyła się żadnym konsensusem, ale ciekawe co Staszewski powiedział potem, mianowicie, że przez całe spotkanie prezydent mówił, a on miał słuchać. Wydaje mi się, że ten ewentualny dialog tak będzie wyglądał.
Dlatego Marek Borowski uważa, że dialog z obecną władzą nie ma sensu, bo w taki sposób niczego się nie załatwi. Kluczem i receptą na poprawę sytuacji są tylko wygrane przez opozycję wybory.
Senator przypomniał, że rok temu, przed wyborami parlamentarnymi, zaproponował dwie rzeczy: wspólnych kandydatów opozycji w wyborach do Senatu, co się stało i przyniosło efekt oraz wspólną listę wyborczą do Sejmu, gdzie przedstawił też propozycję, jak ta lista miałaby zostać skonstruowana. - Byliśmy blisko. Grzegorz Schetyna był gotów na tego rodzaju działania, lewica również, ale Władysław Kosiniak - Kamysz odmówił i poszedł osobno. Wynik jest, jaki jest. Od lat, jak analizuje się wyniki różnych sondaży czy wyborów, widać Polskę podzieloną na pół, ale z lekką przewagą strony przywiązanej do konstytucji. Jeżeli ta strona się nie zjednoczy, to nie wygra.
Zdaniem senatora, znaczącą rolę w dziele jednoczenia opozycji powinien odegrać Rafał Trzaskowski, dlatego że stał się w pewnym sensie naturalnym liderem wszystkich, którzy chcą zakończyć rządy PiS-u. W związku z tym powinien zainicjować rozmowy ze wszystkimi partiami demokratycznymi, a także z Szymonem Hołownią. - Trzeba się zastanowić, jak dojść do wspólnego zdania w różnych sprawach dotyczących ustroju. Nie tego, jak pomagać emerytom, czy prowadzić politykę mieszkaniową, bo tu partie będą się różnić, ale w sprawach dotyczących tego, jak mają funkcjonować prokuratura, sądy, służby specjalne, służba cywilna itd. Bez ostentacji publicznej spotkać się i spróbować porozmawiać na ten temat. Od tego trzeba zacząć.
Radio TOK FM - 7 sierpnia 2020
Powrót do "Wiadomości" / Do góry