Senator nie zgadza się z tezą wygłoszoną kolejny raz przez Adama Glapińskiego, że przyjęcie euro przez Polskę oznaczałoby radykalny spadek tempa wzrostu i byłoby głęboko szkodliwe.
- Własna waluta połączona z obecnością kogoś takiego jak prezes Glapiński na czele NBP i tej Rady Polityki Pieniężnej prowadzi do kilkunastoprocentowej, nawet 20-proc. inflacji i do niestabilności kursu złotego, co bardzo utrudnia życie przedsiębiorcom, inwestorom, także tym, którzy chcą zainwestować w Polsce konkretne pieniądze, nie w jakieś akcje, ale w inwestycje przynoszące później konkretne produkty.
Jak wyjaśniał senator, przez długi czas w historii ekonomicznej Europy i świata własna waluta, która pozwalała przede wszystkim manipulować kursem, przynosiła pewne pewne pozytywy wtedy, gdy eksport danego kraju stykał się z problemami za granicą. Natomiast obecnie ekonomiści, którzy bardzo starannie badają te sprawy, są już dosyć zgodni, że z różnych względów przewaga własnej waluty szalenie zmalała. Ma ona bardzo niewielkie znaczenie, natomiast ryzyko jest takie, że jeżeli do władzy dochodzą populiści, to w sytuacji, w której mogą manipulować dosyć dowolnie kursem i wypływem pieniądza, konsekwencje są takie, z jakimi mamy do czynienia.
Obsesją, względnie też próbą naklejenia sobie na czoło jakiegoś znaczka po to, żeby być rozpoznawalnym nazwał senator utożsamianie posiadania własnej waluty z obroną suwerenności, co czyni od kilkunastu lat m.in. Jarosław Kaczyński. Jest to też odwoływanie się do strachu pewnych grup społecznych.
- Wychodzi na to, że w tych 20 krajach, które euro przyjęły, są albo głupcy, albo zdrajcy, albo ludzie, którzy nie mają pojęcia, na czym polega gospodarka. Oczywiście, że przyjęcie euro wymaga spełnienia warunków, o których wiemy, ale one mogą być negocjowane. Być może np. kwestia inflacji nie musi być tak ostro stawiana - ale na pewno nie może wynosić 16 proc. - czy rentowność długoletnich papierów wartościowych. Jednak na pewno wymaga - dla bezpieczeństwa gospodarki - praktycznie zlikwidowania deficytu budżetowego, a polityka tego rządu i prezesa doprowadziła do tego, że mamy dzisiaj deficyt budżetowy - podkreślił Marek Borowski.Tyle, że nie bardzo wiemy, ile on tak naprawdę wynosi, bo jest różnie obliczany.- Na posiedzeniu Komisji Budżetu i Finansów Senatu wiceminister finansów pytany o wielkość tego deficytu odpowiedział, że 66 mld zł, a jak dobrze policzyć to może być 150 mld. Jeżeli w taki sposób jesteśmy informowani o deficycie to znaczy, że nic nie wiadomo - podsumował senator.
Radio TOK FM; Wywiad polityczny - 5.01.2023
Powrót do "Wiadomości" / Do góry