Zdaniem senatora, to, co zaproponował Andrzej Duda, nie zmienia istoty rzeczy. - Powstaje jakiś potworek. To już był potworek, a teraz jest podwójny. Mamy do czynienia z decyzją administracyjną dotyczącą tego, że ktoś nie daje rękojmi, że będzie się dobrze sprawował, ale jednocześnie może się odwołać do sądu powszechnego. Tymczasem - jak wyjaśniał -odwoływanie się po decyzji administracyjnej do sądu powszechnego oznacza, że nie mamy do czynienia z decyzją administracyjną, tylko z wyrokiem, więc prezydent po prostu zakałapućkał się kompletnie, próbując jakoś ratować tę ustawę, doprowadzić do tego, żeby ta komisja powstała. - Reszta jest dalszym ciągu ta sama, to znaczy cel tej ustawy pozostaje niezmienny: przed wyborami opluć, zniesławić przeciwnika politycznego, nazwać go agentem wpływu, utrudnić mu po prostu życie polityczne. A być może, bo przecież sprawy sądowe ciągną się długo, po decyzji administracyjnej, że ktoś nie daje rękojmi, pan prezydent będzie miał problemy np. z wręczeniem temu komuś aktu powołania na premiera, bo powie, że nie daje rękojmi. W związku z tym nic się praktycznie nie zmienia. Oczywiście, najbardziej ostre rogi tej ustawy zostały spiłowane, ale cel, dla którego została wymyślona, jest w dalszym ciągu gotów do realizacji.
W toku polemiki z posłem Bartłomiejem Wróblewskim z PiS senator zwrócił uwagę, że żadna komisja parlamentarna powoływana na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych, we Francji gdziekolwiek indziej, nie wydawała żadnych wyroków, a jedynie formułowana pewne opinie, które mogły być wykorzystane przez prokuraturę. Przypomniał też przypadek Mateusza Piskorskiego, prezesa partii Zmiana, który dostał 4 lata temu zarzuty od prokuratury związane z konkretną agenturalnością - nie był agentem wpływu, tylko po prostu szpiegiem - i przez 4 lata ta sprawa nie trafiła do sądu. - Tak wygląda ściganie agentów w wykonaniu PiS.
Radio TOK FM - Wybory w TOKu; 3 czerwca 2023
Powrót do "Wiadomości" / Do góry