- Kampania rozwija się dynamicznie, mimo że oficjalnie jeszcze się nie rozpoczęła. Można powiedzieć, że hasło do zwiększonej dynamiki dał Donald Tusk, który ruszył w bardzo intensywny objazd Polski, spotyka się z wyborcami na dużych wiecach, a marsz 4 czerwca był kulminacyjnym punktem, co nie znaczy, że ostatnim. Teraz ruszył w objazd Jarosław Kaczyński, również inni. Sondażowe wyniki, które mamy w tej chwili, mogą się zmienić. Widać np. że rośnie poparcie dla Koalicji Obywatelskiej. Są już sondaże, gdzie zrównuje się ona z Prawem i Sprawiedliwością, aczkolwiek maleje poparcie dla innych partii opozycyjnych demokratycznych, a rośnie dla Konfederacji. W związku z tym na pytanie, kto wygra wybory, mogę powiedzieć to, co mówiłem i pół roku temu, i rok temu, mianowicie, że opozycja demokratyczna wygra, jeżeli pójdzie do wyborów zjednoczona.
Senator stwierdził, że sobotnia konwencja PiS go nie zaskoczyła, bo była to stara nuta, aczkolwiek troszkę zdziwiła. - Za naszą wschodnią granicą toczy się wojna, akurat w tym czasie działy się tam rzeczy, których konsekwencje trudno było przewidzieć, mówię o Prigożynie, i główne zagrożenie jest ze Wschodu, a główna obrona na Zachodzie. Tymczasem prezes Kaczyński powiada, że zagrożeniem dla Polski jest Unia Europejska, która chce nam odebrać suwerenność. To jest jakiś absurd, tym bardziej, że cała sprawa Turowa jest jakąś wydmuszką. To jest zresztą stara metoda Jarosława Kaczyńskiego (że się mu nie znudziła przez lata). To znaczy najpierw wymyśla jakieś zagrożenie dla Polski i Polaków, następne informuje, że tylko on i jego partia obronią ich przed tym zagrożeniem. Pracownikom Turowa próbuje się wmówić - myślę, że to po części się udało - że Unia Europejska, Niemcy, Czesi nie wiem, kto jeszcze, chcą im zamknąć kopalnię i pozbawić ich pracy. Oczywiście, tak nie jest, a stało się to, co wcześniej z Czechami.
Jak przypomniał senator, przez 2 lata lekceważono wnioski i prośby Czechów o to, żeby zrobić porządną analizę skutków działalności Turowa dla czeskiej strony i żeby ta kopalnia podjęła pewne działania i poniosła pewne wydatki, ale skromne, rzędu kilkudziesięciu milionów złotych, co dla kopalni nie jest żadnym problemem, żeby np. nie uciekała woda pitna po stronie czeskiej, żeby tam było mniej pyłów itd. To lekceważono, więc Czesi się zdenerwowali i wysłali skargę do Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, który nakazał Polsce albo zamknąć tam produkcję, albo płacić kary. I wtedy to Jarosław Kaczyński i jego koledzy podnieśli straszliwe larum, że Czesi chcą zamknąć Turów, ponieważ to jest konkurencja dla jakiejś ich kopalni itd. Nieudolnych nie ukarano, natomiast odwołany został ambasador Polski, który znał tę sytuację i chciał ją załagodzić, ale powiedział coś, czego może nie powinien i zrozumiałe, że został odwołany, ale powiedział prawdę.
Jak podkreślił senator, nie ma takiej groźby, że kopalnia w Turowie zostanie zamknięta. - Trzeba opracować nową opinię środowiskową, która będzie powodowała prawdopodobnie pewne wydatki dodatkowe na to, żeby np. zabezpieczyć się przed jakimiś negatywnymi skutkami i tyle. To trzeba zwyczajnie zrobić, ponieważ poprzednia opinia została zrobiona źle i też ktoś za to odpowiada. Okazuje się jednak, że nikt nigdy za nic nie odpowiada. Jak ktoś coś pobruździł i zaniedbał, to znowu winni są Niemcy, Komisja Europejska itd.
W ocenie Marka Borowskiego dokładnie tak samo jak z Turowem przedstawia się sprawa z paktem migracyjnym. - To jest fikcyjne zagrożenie, które mężnie odpiera Prawo i Sprawiedliwość z Jarosławem Kaczyńskim na czele, to jest robienie ludziom wody z mózgu. U nas ludzie są podatni na różnego rodzaju straszenie, zwłaszcza że sytuacja jest niepewna i często nie mają wystarczającej wiedzy, co jest bezczelnie wykorzystywane.
Jak wyjaśniał senator, projekt takiego paktu został przyjęty przez Komisję Europejską i obecnie jest przedmiotem dyskusji między Komisją, Parlamentem Europejskim i Radą Europejską, czyli przywódcami państw. W tym pakcie jest powiedziane, że obowiązuje zasada solidarności i w związku z tym, że niektóre kraje przyjmują bardzo wielu migrantów, a inne nie, ustala się tzw. limit przyjęć - co już jest pozytywne i określa, ile który kraj powinien z tego limitu przyjąć. Na Polskę przypadło 2000 osób.
Platforma jest temu przeciwna, ale nie chodzi o samą zasadę, ale o to, że czterdziesty czwarty artykuł tego paktu mówi, że pewne kraje znajdują się pod tzw. presją migracyjną. Z jednej strony są to Włochy, Grecja, z drugiej Polska, Czechy, Słowacja, Węgry. Kraje te powinny wystosować wniosek, uzasadnić go i wtedy są zwalniane z obowiązkowego kontyngentu.
- Porządnie to przyjęto i zapisano, i zamiast gadaniny o zagrożeniu imigrantami trzeba wystosować wniosek do Komisji Europejskiej. Mało tego, po jego wystosowaniu nie dość, że znajdziemy się na liście tych, którzy będą z tego kontyngentu zwolnieni, to na dodatek będziemy mogli korzystać z tzw. puli solidarności, czyli dodatkowych środków na utrzymanie imigrantów, tych nie zarobkowych, którzy przybyli do nas z Ukrainy. Tego wszystkiego rząd nie robi.
Radio dla Ciebie; 27 czerwca 2023
Powrót do "Wiadomości" / Do góry