- Jeśli chodzi o ten przypadek, oczywiście nie znam wszystkich szczegółów, natomiast tam nie tyle chodziło o to, że jeden z dziennikarzy może mówić coś, co się nie podoba organizatorom, bo taka idea była, aby tzw. symetryści, czyli dziennikarze, którzy wytykają błędy zarówno opozycji, jak i rządzącym - chociaż uważam, że to jest bardziej skomplikowana sprawa i ocena tzw. symetrystów warta byłaby jakiejś dyskusji - ale w tym przypadku nie chodziło o to, że ten dziennikarz mówi coś, co się nie podoba, ale o to, że w audycji, którą prowadził, obrażono wyborców Koalicji Obywatelskiej. I w związku z tym postanowiono z niego zrezygnować, co spowodowało cały łańcuszek rezygnacji. Osobiście ubolewam nad tym, uważam, że nie powinno do tego dojść, tę sprawę, niewłaściwych słów, które padły w tej audycji, można wyjaśnić publicznie, na Campusie. Uważam, że tak to powinno się skończyć. Natomiast ta wrzawa, która się podniosła, zwłaszcza po prawej stronie, to oczywiście jest kompletnie nieuprawniona. W tym przypadku nie chodziło o żadną cenzurę tylko o to, że jeśli ktoś coś organizuje, ma prawo zapraszać kogo chce. Aczkolwiek podkreślam, że w tej sytuacji niedobrze się stało, że tak wyszło - wytłumaczył.
Senator był też pytany, czy od początku było jasne, że ponownie wystartuje w wyborach do Senatu w ramach paktu senackiego.
- Były wstępne ustalenia, że co do zasady senatorowie, którzy sprawdzili się, wygrali wybory w roku 2019 i chcą startować będą nadal w tym samym okręgu. Z tego co wiem, przy pierwszych już rozmowach, gdy dokonywano przeglądu tych wszystkich stu miejsc, moje miejsce, moja kandydatura nie była kwestionowana.
Padło także pytanie o to, czy opozycja uniknie w przyszłości błędów takich jak ten, że prezentacji paktu senackiego dokonało 11 polityków opozycji, wśród których nie było żadnej kobiety.
- Jeśli chodzi o tych 11 w garniturach, to faktycznie nie wyglądało to najlepiej, bo kobiety nie tylko są obecne na listach do Senatu, ale po tej kadencji czteroletniej mogę powiedzieć, że były niezwykle aktywne. Ich udział w debatach, w przygotowywaniu ustaw, organizowanych wysłuchaniach publicznych czy konferencjach tematycznych był zdecydowanie większy, niż ich liczebny udział w Senacie - mówił Marek Borowski.
Jednocześnie przypomniał, że w PO zdecydowano już jakiś czas temu, że będzie "suwak", że liczba kobiet (na listach) będzie praktycznie równa liczbie mężczyzn. - Przyjęto również ustawowe rozwiązanie, to już się wszystkie partie zgodziły, że przynajmniej jedna trzecia miejsc będzie obsadzona przez kobiety - dodał.
- Ta fala przesuwała się stopniowo, poszerzała się. Dopiero z tej fali wyłaniają się liderzy, te osoby, które zyskują największe uznanie społeczne, są najbardziej obserwowane. Ci liderzy (liderki) w Sejmie są obecni. Natomiast w Senacie, gdzie mamy okręgi jednomandatowe, ta liczba kobiet-liderów jest wciąż mniejsza niż wśród mężczyzn. A tu trzeba wygrać wybory w okręgu jednomandatowym. To jest już taki ostatni etap. Wydaje mi się, że jeszcze kilka lat i będziemy mogli mówić o równości w kandydowaniu również do Senatu - podkreślił.
rp.pl - 25.08.2023
Powrót do "Wiadomości" / Do góry