Czy opozycja wygra, to nie jest oczywiście gwarantowane, wymaga od kandydatów wielkiego wysiłku, mobilizacji, obecności w różnych miejscach w kraju, przekonywania, ale - jak zauważył senator - wiatr zmian jest widoczny.
- Czuję go. W kampanii w 2019 r. zbierałem podpisy, rozdawałem ulotki, wchodziłem na bazary itd. i oczywiście wygrałem wybory, to była wyraźna większość, ale moi przeciwnicy byli bardzo widoczni i na mój widok reagowali agresją. Natomiast w tej kampanii, owszem, sporo osób nie chciało brać ulotek, mówiło, że mają inne poglądy, inną opcję itd., ale już ze znacznie mniejszą agresją. A to znaczy, że w 2019 r. PiS był na fali. To były pierwsze 4 lata ich rządów, gospodarka rozkręcona, bo taką gospodarkę Tusk zostawił Kaczyńskiemu, rozdawano pieniądze na lewo i prawo, i ludzie byli w sumie dość zadowoleni. Zresztą wyniki wyborów to pokazały, 43% PiS wtedy miał. W związku z tym ludzie uważali każdego, kto się sprzeciwiał PiS-owi za kogoś przynajmniej niespełna rozumu. Dzisiaj widać, że mają więcej wątpliwości. No i sondaże, w których nie pyta się o to, na którą partię chcesz głosować, tylko czy uważasz, że powinna nastąpić zmiana, potwierdzają, że 61% chce tej zmiany.
Odnosząc się do rezygnacji z funkcji dwóch najważniejszych dowódców polskiej armii senator zaznaczył, że armia jest organizacją zdyscyplinowaną i takie decyzje nie są podejmowane ad hoc, bo ktoś wstał lewą nogą, ktoś kogoś obraził, czy na kogoś nakrzyczał. Przypomniał też znakomity styl, w jakim gen. Andrzejczak zaprezentował się swego czasu w Nowym Jorku podczas dyskusji, którą następnie pokazała telewizja i byliśmy wszyscy dumni, iż mamy takiego oficera.
- To są oficerowie powołani na najwyższe stanowiska przez obecną władzę, więc jeżeli oni podejmują taką decyzję, to znaczy, że ta sprawa dojrzewała i że nie są jedynymi, którzy dostrzegają upolitycznianie armii. Opowieści o tym, że za PiS będziemy bezpieczni i że tylko PiS to gwarantuje, pajacowate wypowiedzi Morawieckiego, okrzyki, że dopóki tu PiS rządzi to żadna obca stopa nie przekroczy granicy itd. - to wszystko to jest pic na wodę. Najpierw mieliśmy przypadek słynnej rakiety, za którą minister obrony usiłował zwalić odpowiedzialność na generałów, następnie ten sam minister dla celów czysto wyborczych odtajnił jeden z dokumentów strategicznej obrony tylko po to, żeby uderzyć przeciwnika politycznego. Bez sensu zresztą, bo przecież te plany były sporządzane przez generałów nie przez Tuska, w związku z tym to, co zrobił Błaszczak - powiedział, że polscy generałowie chcieli oddać Ruskim pół Polski - było po prostu napluciem im w twarz.
Senator wspomniał też o ewakuacji Polaków z Izraela, która nie została powierzona generałom, którzy za tego rodzaju zadania byli odpowiedzialni, tylko zupełnie innemu generałowi, z boku, co świadczyło o braku zaufania. Zwrócił też uwagę na to, że gen. Andrzejczak jako szef sztabu współodpowiadał za uzbrojenie, za zakupy, za to, w co będzie wyposażone polskie wojsko. Tymczasem minister Błaszczak dokonywał tych zakupów samodzielnie, bez konsultacji i za każdym razem mówił: ja kupiłem, ja załatwiłem, ja zrobiłem itd. - Podejrzewam, ponieważ widzimy dość takie chaotyczne te zakupy, a także lekceważenie polskiego przemysłu zbrojeniowego, że np. gen. Andrzejczak mógł uznać, że nie może ponosić odpowiedzialności w przyszłości za taką politykę. Jest także sposób traktowania żołnierzy, tych, których wysłano na granicę, pikniki z udziałem wojska, ustawianie oficerów szeregowo za Błaszczakiem, krótko mówiąc polityzacja wojska poszła niezwykle daleko. To się również nie może tam podobać - podsumował senator.
Radio TOK FM - 11.10.2023
Powrót do "Wiadomości" / Do góry