Senator zwrócił uwagę, że Karol Nawrocki, który jako szef IPN-u był znany wąskiemu gronu polityków, skutecznie buduje w tej chwili swoją rozpoznawalność i na pewno ta rozpoznawalność wzrośnie.
- On stawia na to, że jest silnym człowiekiem. Ciężary podnosi, biega. Robi pompki na pięściach, a nie na otwartej dłoni, co jest trudniejsze. A więc od tej strony pan Nawrocki góruje i myślę, że pod tym względem nikt mu nie zagrozi. Tyle tylko, czy to są kwalifikacje prezydenckie? Tu mam wątpliwości. Marszałek Hołownia startuje, bo musi. Jego partia przeżywa pewien kryzys i jeżeli by nie wystartował, to podejrzewam, że niewiele by z tej partii zostało. No ale jak już startuje, to musi szukać wyrazistego wyznacznika, który by go odróżniał, dlatego przedstawia się jako kandydat trzeciodrogowy. To znaczy z jednej strony pół Polski, z drugiej strony pół Polski, nie wiem, co dla niego zostaje, ale on by chciał te dwie Polski środkiem polskiej Trzeciej Drogi zjednoczyć. Czy to jest przekonujące? Mam wątpliwości.
Zdaniem senatora, Lewica w końcu wystawi swojego kandydata, ale tam sprawa nie jest prosta.
- Trzeba pamiętać, że jeszcze jest Razem. No więc pytanie, czy kogoś wystawią, a jeśli tak, to kogo. Natomiast jeśli chodzi o Nową Lewicę, czyli o to główne ugrupowanie, to wydaje się, że postawią na kobietę, bo to wtedy będzie jedyna kobieta startująca, więc mająca pewną siłę przeciągania. 15 grudnia mają wystawić, więc to nie jest za późno.
Odpowiadając na pytanie, czy Polska jest gotowa na kandydatkę na prezydenta, senator potwierdził, ale zwrócił uwagę, że chodzi o to, na jaką, przy czym rzecz nie w nazwisku. Jego zdaniem, problem polega na tym, że kandydaci są jednocześnie silnie umocowani partyjnie i elektoraty tym się kierują. Gdyby kobietę wystawiła Koalicja Obywatelska - oczywiście musiałaby to być osoba z dużym doświadczeniem i dorobkiem - to pewnie miałaby szansę. Natomiast kandydatka lewicy takich szans by nie miała. Sukcesem byłoby, gdyby osiągnęła 5 - 7 proc., tzn. wyższy wynik niż kandydaci Lewicy w ostatnich wyborach, w których zbierali po 2 proc. z kawałkiem.
W opinii senatora, nie ma szans, by w tych wyborach ktoś wbił się pomiędzy koalicję rządzącą a największą partię opozycyjną.
- Jest taka ułuda, że ludzie chcieliby skończyć wojnę polsko-polską i w związku z tym oczekują na kogoś, kto na białym koniu wjedzie i to zapewni, kto będzie neutralny. Nic z tego. Oczywiście jest jakaś grupa, która tego oczekuje, chciałaby innego kandydata i na przykład Szymon Hołownia swoje głosy dostanie. Ale nie na tyle, żeby następnie wdrażać swój plan w życie.
Oceniając szanse Rafała Trzaskowskiego, Marek Borowski stwierdził, że jest on faworytem, ale jego zwycięstwo nie jest przesądzone.
- Jest niewątpliwie, obok Szymona Hołowni, najbardziej znany, ma bardzo wysokie rankingi zaufania i format prezydencki, to znaczy znakomite przygotowanie merytoryczne i życiorys. Żaden z jego przeciwników nawet do połowy jego poziomu pod tym względem nie dorasta. To wszystko oczywiście powoduje, że jest faworytem, ale jak się popatrzy na wyniki sondażowe partii, to cały czas PiS ma ok. 30 proc., a Konfederacja 12-13 proc., więc już zbieramy powyżej 40 proc. A jest jeszcze jakaś część wahających się. W związku z tym byłoby potwornym błędem uważać, że właściwie mamy już wytyczoną ścieżkę do zwycięstwa, będziemy spotykać się tu i ówdzie, ale w zasadzie to nie ma o czym mówić. Przypadek Bronisława Komorowskiego musi zawsze brzęczeć w głowie.
Radio dla Ciebie - 9.12.2024
Powrót do "Wiadomości" / Do góry