- Kościół ma przecież wielkie problemy. Ja nie jestem synem Kościoła i patrzę na to z zewnątrz. Szanuję wiarę, szanuję osoby wierzące pod warunkiem, że przestrzegają przykazań, a nie udają tylko. Najgorsi są hipokryci, którzy na ustach mają wszystkie przykazania, a faktycznie je lekceważą. I takich mamy także w polityce. Są bardzo przywiązani do Kościoła, ale kłamią publicznie, znieważają innych i tak dalej.
Mnie interesuje na ile Kościół jako wspólnota wiernych jest otwarty na innych, na ile ich rozumie, na ile jednoczy, a nie dzieli. I Franciszek wystartował z takim jednoczeniem. Jeśli chodzi na przykład o tak zwanych ludzi LGBT, o odmiennych preferencjach seksualnych. Jest ich sporo. Zawierane są przecież związki homoseksualne. Nasz Kościół w tej sprawie jest średniowieczny, a papież od samego początku był ludzki w tej sprawie. Słynna była jego wypowiedź, kimże ja jestem, abym decydował o tym, osądzał tych ludzi. Mało tego, później pozwolił udzielać parom homoseksualnym błogosławieństwa. Pozwolił przystępować do komunii rozwodnikom. Przecież dzisiaj prawie połowa małżeństw się rozwodzi i ci ludzie, którzy są wierzący, są w Kościele, mają potężny problem. A jednocześnie Kościół musiał zaakceptować rozwody, mimo, że mówi nie, separacja i tak dalej. No więc tutaj papież był ludzki. Mianował pierwszą kobietę na ważne stanowisko w Watykanie.
Natomiast cieniem na jego pontyfikacie położyła się sprawa jego stosunku do Ukrainy, do agresji rosyjskiej. On nie potrafił wyraźnie wskazać agresora i zachować się odpowiednio. I to szkoda. W książce Nadzieja teraz ciągle mówi o pokoju, tak jakby to była wojna, gdzie jest nieznany sprawca. Gdzie po prostu obie strony są jednakowo winne i trzeba jakoś doprowadzić do pokoju.
RDC - 22.04.2025
Powrót do "Wiadomości" / Do góry