Program ograniczenia wydatków publicznych8 października rząd przyjął zaproponowany przez wicepremiera, ministra gospodarki, pracy i polityki społecznej, Jerzego Hausnera, "Program uporządkowania i ograniczenia wydatków publicznych", który do końca 2007 r. ma przynieść oszczędności 32 mld zł, w tym tylko w sferze polityki społecznej - ponad 12 mld zł ( w 2004 r. ponad 2 mld zł). Rozwiązania dotyczące polityki socjalnej (główne to weryfikacja rent, zmniejszenie wysokości zasiłków chorobowych, podwyższenie wieku emerytalnego kobiet, zmiana zasad waloryzacji świadczeń oraz w system emerytalno-rentowym rolników) to na razie propozycje przedstawione do publicznej debaty. Potrwa ona do 15 stycznia 2004 r. W sprawie ograniczeń wydatków w administracji publicznej decyzje zostały już podjęte. Komentarz Marka Borowskiego: - Ten program jest konieczny dla Polski, wielkość długu publicznego jest bowiem taka, iż bardzo szybko może dojść do przekroczenia granicy 60 proc. deficytu budżetowego, co zgodnie z Konstytucją wymusi bardzo ostre i szybkie działania oszczędnościowe. Stąd jest rzeczą racjonalną i zrozumiałą podjęcie takich działań wcześniej - po ich uprzednim przedyskutowaniu - i ograniczenie wydatków w miejscach i dziedzinach, w których jest to najbardziej uzasadnione. Należy pozytywnie odnotować fakt, że rząd przedstawił dość szeroki zakres zmniejszania wydatków w administracji państwowej, aczkolwiek tutaj trudno liczyć na jakieś ogromne oszczędności, bo rezygnacja z iluś etatów, czy samochodów nie przyniesie miliardów. Ludziom chodzi jednak o to, żeby wszyscy oszczędzali - rząd w pierwszej kolejności. Jeśli chodzi o ograniczenie wydatków na cele społeczne - spodziewam się ostrej dyskusji. Być może niektóre propozycje będą musiały zostać bardziej wyważone, a z jakichś trzeba będzie zrezygnować, choć każda z nich ma swoje uzasadnienie. Trzeba się też będzie jeszcze przyjrzeć stronie dochodowej, poprawić ściągalność podatków i ceł, ukrócić nieuczciwe praktyki ich niepłacenia. To jednak nie wystarczy. Musimy ciąć wydatki, wymowa liczb jest bowiem jednoznaczna. Jeśli ktoś ma inne propozycje niż wicepremier Hausner, jest czas, żeby je zgłosić. Jeśli jednak żadnych działań się nie podejmie, za rok czy dwa lata wydatki trzeba będzie ciąć mechanicznie i z całą bezwzględnością. Ten problem jest także wyzwaniem dla opozycji - nie tej populistycznej, demagogicznej, która nie zaakceptuje żadnego planu, ale też nie liczy na to, że kiedykolwiek będzie rządziła - lecz tej, która według własnych zapowiedzi szykuje się do przejęcia władzy. Po publicznej debacie, po odpowiedniej weryfikacji i konkretyzacji tych projektów powinien je poprzeć albo przynajmniej nie przeszkadzać w ich przyjęciu każdy odpowiedzialny polityk, czyli taki, który myśli długofalowo, a nie w kategoriach i perspektywie najbliższych wyborów.
Powrót do "Wiadomości" /
Do góry