Minister Kurczuk o zeznaniach szefa policjiMinister Sprawiedliwości, Grzegorz Kurczuk, przedstawił 23 października w Sejmie informację prokuratury o zeznaniach komendanta głównego policji Antoniego Kowalczyka w sprawie b. wiceministra SWiA Zbigniewa Sobotki oraz posłów Henryka Długosza i Andrzeja Jagiełły, podejrzanych przeciek w tzw. aferze starachowickiej. Minister potwierdził, że Antoni Kowalczyk zmieniał zeznania w kolejnych przesłuchaniach oraz że jego zeznania zdecydowały o postawieniu wniosku o uchylenie immunitetu poselskiego Zbigniewowi Sobotce. Opozycja domaga się odwołania Antoniego kowalczyka. Mówi Marek Borowski: - Chociaż minister Grzegorz Kurczuk powiedział jedynie tyle, ile mógł powiedzieć w tej sprawie na obecnym etapie śledztwa (kielecka prokuratura nie zgodziła się na całkowite ujawnienie zeznań Antoniego Kowalczyka), jego informacja daje wiele do myślenia. Na pewno jednak - w kontekście potencjalnego oskarżenia czy podejrzenia byłego ministra Sobotki o to, że był źródłem przecieku o planowanej akcji Centralnego Biura Śledczego w Starachowicach - wnioski nie mogą być jednoznaczne, choć niektórzy komentatorzy i politycy już takie wyciągnęli. Po pierwsze, z zeznań generała Kowalczyka wynika, że minister Sobotka był przez niego informowany o sprawie bardzo ogólnie. Nie padły ani nazwa miejscowości, ani nazwiska samorządowców, którzy mieli być aresztowani. Na podstawie tego, co w Sejmie usłyszeliśmy, można stwierdzić, że minister Sobotka wiedział tylko tyle, ile powinien wiedzieć wiceminister nadzorujący policję o pewnych szczególnych działaniach podejmowanych przez jej jednostki. Wiedział, że planowana jest akcja przeciwko grupie przestępczej, w której są policjanci i samorządowcy oraz ogólnie znał jej teren (rejon Kielc). Zatem jeśli zeznania Antoniego Kowalczyka są dowodem przeciwko Zbigniewowi Sobotce, to jest to dowód słaby. Ale być może są inne. Tego nie wiemy. Jeśli natomiast chodzi o generała Kowalczyka, to zmusza do zastanowienia fakt, iż zeznając w prokuraturze dwukrotnie nie miał nic do powiedzenia w sprawie swoich rozmów z sekretarzem stanu w ministerstwie, a za trzecim razem - miał. Ktoś powie: zapomniał, ale sobie przypomniał. Czy jednak była to rozmowa, o której można było zapomnieć w sytuacji, gdy sprawa stała się tak głośna a pod adresem Zbigniewa Sobotki padły ciężkie oskarżenia? Każdy to może sam ocenić, ale słusznie powstają tu wątpliwości. Decyzja o dalszych losach Antoniego Kowalczyka leży w rękach ministra Krzysztofa Janika. Jest ona na pewno trudna, ale minister - bez względu na to co postanowi - nie może z nią zwlekać.
Powrót do "Wiadomości" /
Do góry