"Nasz Dziennik" nazwał byłego szefa Życia Warszawy z lat 50. jednym z najgorszych stalinizatorów polskiej prasy. Współpracownicy Wiktora Borowskiego zapamiętali go zupełnie inaczej.
Wiktor Borowski, ojciec byłego marszałka Sejmu Marka Borowskiego, kierował Życiem Warszawy do 1951 roku. Prof. Jerzy Robert Nowak, czołowy publicysta dziennika związanego z Radiem Maryja, nazwał go w wydanej w ubiegłym roku książce "Czerwone dynastie" "stalinizatorem prasy". Fragmenty tej publikacji przedrukował niedawno "Nasz Dziennik". Snując swe teorie, prof. Nowak pominął świadectwa ludzi, którzy pracowali wówczas z Borowskim. Przytaczamy je dla zwykłej przyzwoitości.
Najwięcej miejsca w swych wspomnieniach poświęcił Borowskiemu Leopold Unger, dziennikarz Życia Warszawy w latach 1948-1967. Byłego szefa ŻW opisywali również po latach Andrzej "Ibis" Wróblewski i Bohdan Stypułkowski.
Unger: "Wiktor Borowski był raczej nietypowym komunistą, choć o prawdziwym stalinowskim czy sięgającym KPP rodowodzie. Mimo iż zapewne znał sporo prawdy o Sowietach i komunizmie w działaniu, był na pewno ideowym człowiekiem, przekonanym o słuszności obranej (...) drogi. Za mało go znałem, aby wiedzieć, czy później zmienił zdanie i jakie ze swych doświadczeń wysnuł wnioski. Ale sądzę, że wtedy był na tyle, na ile to było możliwe (...) człowiekiem uczciwym, wolnym od dogmatów; słuchał innych, choć bardzo nie lubił zmieniać zdania. Pokazał, że można być ważnym działaczem, posłusznie wykonującym polecenia partii (...) i zachować szacunek ludzi oraz w stopniu, na jaki pozwalał bolszewicki dogmat (...) pozostać lojalnym wobec podwładnych."
Współpracownicy Borowskiego szczególnie zapamiętali atmosferę panującą w redakcji. Stypułkowski pisze: Było to, jak na owe czasy, istne kuriozum. Mieliśmy w szeregach byłych adwokatów, dzieci ziemian, przedwojennych dziennikarzy (również prasy endeckiej), byłych oficerów sprzed Września. (...) Nie mógł istnieć taki zespół bez tarczy ochronnej, jaką był naczelny. Los nasz byłby marny. Wróblewski dodaje: Borowski był niezwykłą postacią: zaprzysięgły komunista, a urządził w redakcji azyl dla AK-owców. Hołubił nawet autentyczną hrabinę (Wandę Rostworowską, kierowniczkę działu kulturalnego).
Unger: Borowski (...) brał ludzi, jeżeli tylko mogli się przydać, chyba nawet z lasu, prosto z AK. (...) Niełatwo dziś to ocenić, ale chyba w dużym stopniu dzięki Borowskiemu udało się nadać ŻW charakter bliski normalnemu człowiekowi i stworzyć w redakcji atmosferę (...) bez patosu, klanową, wzajemnie przyjazną. [Borowski] starał się nie stosować terroru ideowego ani zawodowego. (...) Świństw nie lubił i do nich, na przykład do donosicielstwa, nie namawiał.
Stypułkowski: On nas chronił i uczył, on nas, młodych, wychowywał. Wymagał od nas rzetelnej pracy, a nie światopoglądu. Sielanka jednak długo nie trwała. Był za dobry, za uczciwy....
2005-08-20
ANDRZEJ CHYLIŃSKI
Powrót do "Wiadomości" / Do góry | | | |
|