Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 13.09.05, 14:26 / Powrót

Marek Borowski w debacie TVN24 i "Rzeczpospolitej" na temat spraw międzynarodowych

Debatę zdominował temat omijającego Polskę gazociągu bałtyckiego, który mają budować Rosja i Niemcy. Zdaniem Marka Borowskiego, podejmowane w ostatnich latach próby uniezależnienia energetycznego Polski były niestety czasami bardzo nasiąknięte polityką.
Połączenie z zachodnim systemem przesyłowym
- Ażeby się uniezależnić, trzeba mieć inne źródła. Tym źródłem może być gaz norweski przesyłany po dnie Bałtyku, ale jest też inna możliwość. Obecnie polskie sieci przesyłowe nie są praktycznie związane z zachodnioeuropejskimi. Mamy jedynie pewne wąskie połączenia, które jednak nie zapewniają nam bezpieczeństwa energetycznego. Jest to zastanawiające w sytuacji, gdy jesteśmy w Unii Europejskiej i mamy wspólną granicę z Niemcami.
Takie połączenie musi mieć oczywiście podbudowę ekonomiczną. Nie widzę jednak powodu, żeby nie podjąć w tym kierunku intensywnych prac analitycznych i przedstawić je polskiemu społeczeństwu. /.../
Z kontraktem na gaz norweski problem polegał na tym, że ilość tego gazu, jaka miała być odbierana przez Polskę, dalece przekraczała nasze zapotrzebowanie. Warunkiem jego realizacji było więc znalezienie kupców na nadwyżki, ale to się nie udało. Być może teraz sytuacja się zmieniła. /.../
Po pierwsze, zachodnia Europa pracuje nie tylko ani nawet nie głównie na rosyjskim gazie. Gaz norweski jest tam także dostarczany. W związku z tym połączenie z zachodnioeuropejską siecią przesyłową oznacza, że w razie kryzysu, w razie potrzeby mamy możliwość kupić norweski gaz i przetransportować go sieciami zachodnioeuropejskimi. Po drugie konieczne jest stworzenie – jak to zaproponowałem tydzień temu – europejskiego systemu bezpieczeństwa energetycznego, w którym państwa by ze sobą współpracowały, wspierając się w razie kryzysu i bacznie obserwując to co poszczególne kraje robią na własną rękę. /.../
Wygrywają kraje aktywne.
Patrzmy w przyszłość. Schroeder postawił sprawę czysto narodowo, ale już CDU stawia ją inaczej. Musimy być aktywni w tej sprawie. Zawsze bęedziemy osamotnieni [w Unii Europejskiej], jeśli nie będziemy wychodzili z inicjatywami. Wygrywają te kraje, które są aktywne. Obserwuję to co się dzieje na forum Parlamentu Europejskiego, gdzie np. polscy parlamentarzyści w wielu sprawach są bardzo aktywni, przygotowują różnego rodzaju rezolucje zmuszając w ten sposób innych, żeby się ustosunkowali. Niejednokrotnie udało im się odnieść sukces. To samo dotyczy problemu energetycznego./.../
Najpierw rozstrzygaliśmy dylemat "czy" [wejść do Unii Europejskiej], teraz jesteśmy już w fazie "jak" [powinna ona funkcjonować]. Oczywiście faza „jak” jest znacznie trudniejsza. Kluczowe pytanie – ono wynika z tego, że nastąpił podział w polskiej polityce w tym względzie – jest takie, czy powinna nastąpić głębsza integracja, czy też nie. Wiadomo, że mamy ugrupowania, które można nazwać euroostrożnymi, żeby nie powiedzieć sceptycznymi i takie, jak np. Socjaldemokracja Polska, która uważa, że z głębszej integracji będzie więcej korzyści dla Polski. Dam przykład. Bardzo by nam zależało na wspólnej polityce wschodniej Unii Europejskiej, ze zrozumiałych powodów - Rosja, Białoruś itd. Ale trudno sobie wyobrazić, że Unia wypracuje wraz z nami wspólną politykę wschodnią i będzie ją realizować, jeżeli my generalnie nie będziemy skłonni do prac na rzecz wspólnej polityki zagranicznej w szerszym ujęciu – w kierunkach, na których z kolei zależy innym państwom.
Wznieśliśmy kiedyś – oczywiście nie wszyscy, niektórzy z polityków – hasło „Nicea albo śmierć”, która to koncepcja [system głosowania] zakłada trudniejsze podejmowanie decyzji [trudniej zdobyć większość]. Dzisiaj okazuje się, że to nam zależy na tym, żeby dyrektywa Bolksteina, która pozwala świadczyć usługi na tamtych rynkach, m.in. Polsce, weszła w życie jak najmniejszą większością głosów, a nie jak najtrudniejszą do uzyskania, żeby budżet był uchwalony większością głosów, a nie jednomyślnie. Okazuje się więc, że podważyliśmy polską pozycję w Unii Europejskiej./.../
Wspólna polityka zagraniczna nie oznacza, że w każdej sprawie kraj jest podporządkowany decyzjom brukselskim. Tutaj chodzi o globalną politykę, czyli Wschód, Stany Zjednoczone, Chiny. Trzeba dążyć do Europy, która nie jest politycznym karłem, a dzisiaj jest gospodarczą potęgą i politycznym karłem./.../
Polska w Iraku
Wykazaliśmy się chęcią udowodnienia, że jesteśmy bardzo lojalnym sojusznikiem USA. Wtedy kiedy Stany Zjednoczone powiadają: potrzebujemy pomocy, to Polska – jak w historii to niejednokrotnie pokazała - stawała u boku. Rzeczywiście, było to bardzo romantyczne. Miałem dużo wątpliwości w związku z tym, że argumenty wysuwane przez Stany Zjednoczone były przez inne kraje podważane. Byłem jednak za tym, żebyśmy stanęli u boku Stanów Zjednoczonych. Była to bowiem pierwsza tego rodzaju sytuacja po wejściu do NATO, kiedy główna siła Sojuszu – Stany Zjednoczone - mając w ręku dowody, o których dopiero potem dowiedzieliśmy się, że nie całkiem były zasadne i mając do czynienia ze zbrodniczym reżim Husajna, powiedziały: potrzebujemy pomocy. Uważałem, że Polska powinna odpowiedzieć na ten apel. Była mowa o tym, że uzyskamy środki na modernizację armii. Szczegóły tych rozmów były jednak owiane pewną tajemnicą, a później się okazało, że te środki są dość skromne jak na nasze potrzeby. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość. Dla mnie te wnioski są dwa. Po pierwsze, powinniśmy brać udział w akcjach międzynarodowych - Polska jest dużym krajem, który chce być obecny w globalnym systemie bezpieczeństwa - ale tylko w akcjach, które mają pełne, a nie tylko częściowe poparcie takich organizacji, jak ONZ albo NATO. Jeśli jest ono tylko częściowe, to do niczego dobrego to nie prowadzi, jak się o tym przekonaliśmy. Po drugie, ponieważ jesteśmy krajem stosunkowo niezasobnym na tle innych, które biorą w tym udział, musimy zagwarantować sobie pewne korzyści dla polskiej armii. Przy czym umowy dotyczące tych korzyści muszą być zdecydowanie bardziej twarde i efektywne./.../
Przywództwo - tak; dominacja - nie
Uważam, że ta decyzja [o wysłaniu polskich wojsk do Iraku] - ważąc plusy i minusy była słuszna, nie została jednak wykorzystana do końca, a teza, że chodziło o to, aby Amerykanie realizowali swoje interesy ekonomiczne, nie wytrzymuje dzisiaj krytyki, bo Amerykanie wpakowali w tę wojnę tyle miliardów dolarów, że ich nigdy nie odzyskają./.../
Ja bym się odwołał do książki Zbigniewa Brzezińskiego o bardzo znamiennym tytule: „Dominacja czy przywództwo”. On to pytanie zadaje samym Amerykanom, samym Stanom Zjednoczonym i odpowiada, że dla skutecznego systemu bezpieczeństwa światowego, tylko przywództwo, w żadnym razie dominacja. I my powinniśmy się w to wpisać w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi./.../

Powrót do "Wiadomości" / Do góry