Prezydent spoza układu
Dla wszystkich było jasne, że premierem ma być szef zwycięskiego ugrupowania. Nie minęły dwa dni i okazuje się, że Jarosław Kaczyński nie nazywa się już Jarosław Kaczyński tylko Kazimierz Marcinkiewicz.
Tak się zastanawiałem, co zrobić ze znanym powiedzeniem TKM, które wymyślił kiedyś Jarosław Kaczyński. Wychodzi na to, że w tej chwili ono oznacza Teraz Kolega Marcinkiewicz. To potwierdza, że prezydentem powinien być ktoś spoza układu PO i PiS, bowiem ten układ będzie w stałym konflikcie. Obie partie mają przecież zupełnie inne założenia programowe. Prezydent z tego układu będzie zatem uczestnikiem gier i sporów między nimi, będzie je tylko zaogniał, bowiem druga strona będzie grała także przeciwko niemu. Potrzebny jest więc prezydent, który będzie pilnował, żeby nie traktować państwa jak rodzinnego albo partyjnego folwarku, a także będzie w stanie być arbitrem wtedy, kiedy to będzie potrzebne.
Będąc w rządzie - być w opozycji
Odnoszę wrażenie, że Jarosław Kaczyński stara się teraz przejść do wewnętrznej opozycji. Chce będąc w rządzie - być w opozycji, by w ten sposób uciec od odpowiedzialności za wszystkie zobowiązania i obietnice, które zgłosił podczas kampanii wyborczej.To jest zresztą postawa, którą niejednokrotnie prezentował w przeszłości.
Mam specjalny tytuł, żeby o tym mówić, dlatego że jako jedyny polityk - jako szef Socjaldemokracji Polskiej ubiegając się o poparcie wyborców zwróciłem uwagę, że zobowiązania zawarte w programie PiS są kompletnie nierealne. Na dwa dni przed wyborami, w debacie telewizyjnej powiedziałem, że to co obiecało Prawo i Sprawiedliwość to jest "lepperyzm" do kwadratu a może do sześcianu, tym samym Andrzej Lepper nie ma już prawa do tytułu największego populisty.
Ten populizm udało skrzętnie ukryć Prawu i Sprawiedliwości, cała kampania koncentrowała się bowiem wokół podatku liniowego. Socjaldemokracja Polska mówiła o tym, prosiliśmy wręcz media, żeby dopuściły do głosu przedstawicieli innych partii tak, żeby można było włączyć do dyskusji inne elementy programowe. Nic z tego.
Rząd kierowany przez przedstawiciela PiS już wkrótce powinien zacząć realizować przynajmniej część swoich obietnic, a wtedy wyjdzie szydło z worka. Okaże się, że albo tych obietnic nie może w żadnym razie przyjąć ani partner koalicyjny, ani świat finansów, (a wtedy co? - rząd mniejszościowy?) albo też, że te obietnice nie będą realizowane.
Żart ze społeczeństwa
W sumie wszystkie obietnice PiS musiałyby kosztować, licząc skromnie, ok. 20 mld zł, a te, które powinny być realizowane od przyszłego roku - 9 mld zł. Dodatkowo PiS zapowiedziało zmniejszenie deficytu budżetowego wynikającego z budżetu Belki o ok. 2 mld zł. A zatem trzeba gdzieś znaleźć 11 mld zł. Jak? Trzeba albo podwyższyć podatki - ale chce się je przecież obniżać, albo ciąć gdzieś wydatki, ale które? Przecież wszędzie chce się je podwyższać. Zapowiedziano znaczący wzrost wydatków na obronność, naukę, drogi i koleje, płace nauczycieli, kulturę i sport, co daje razem ok. 3 mld zł. Do tego po 1000 zł miesięcznie premii dla każdej firmy, która zatrudni nowego pracownika, dalej - zwolnienie z ZUS dla nowo zatrudnionych - ok. 1,5 mld zł, likwidacja podatku giełdowego i podatku od lokat - 1,7 mld zł, szybka likwidacja zadłużenia służby zdrowia - co najmniej 1 mld zł w przyszłym roku.
Tymczasem kandydat na premiera, Kazimierz Marcinkiewicz trzymając w ręku jakiś tajemniczy dokument pod nazwą "Poprawki do budżetu" zdradził tylko, że zamierza oszczędzać na administracji. To jest już nudne. Na administracji wszyscy chcą oszczędzać - dowolne kwoty. Cała administracja w Polsce - rządowa i samorządowa - kosztuje ok. 8 mld zł. Ileż można na niej zaoszczędzić? 500-600 mln zł? W jakim czasie? Kazimierz Marcinkiewicz chce połączyć 2 - 3 urzędy, jeden zlikwidować. To daje tylko ok. 10 mln zł oszczędności. Mamy do czynienia z grubym żartem robionym ze społeczeństwa.
Pytania do Lecha Kaczyńskiego
Chciałbym jako kandydat na prezydenta zapytać drugiego kandydata na prezydenta, Lecha Kaczyńskiego, czy o tej całej kombinacji wiedział. Czy od początku było jasne, że mówi się o premierostwie Jarosława, prezydenturze Lecha, ale tak naprawdę będzie się proponowało kogoś innego. A być może tak naprawdę w ogóle się ucieknie od odpowiedzialności za rząd, będzie się próbowało oddać go Platformie Obywatelskiej, a potem żądać realizacji swoich obietnic. Czy on o tym wiedział? A jeżeli nie wiedział, co byłoby dziwne, zważywszy, że bracia podobno nie mają między sobą tajemnic, to jaki jest jego stosunek do tej zabawy państwem?
Fragmenty wypowiedzi Marka Borowskiego
Powrót do "Wiadomości" / Do góry | | | |
|