Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 13.10.05, 17:46 / Powrót

Marek Borowski o głosowaniu w II turze wyborów prezydenckich

9 października w I turze wyborów prezydenckich oddało na mnie głos ponad 1,5 mln Polaków, którzy zaakceptowali mój program, moją wizję Polski i uznali, że moje propozycje były wiarygodne. Dzisiaj jesteśmy przed drugą turą.
Znaleźli się w niej dwaj kandydaci prawicy, co dla moich wyborców jest z pewnością poważnym problemem. Można głosować na jednego z nich, można pozostać w domu i powiększyć tę i tak już dużą absencję, która wystąpiła w I turze.
W wieczór wyborczy obiecałem, że wypowiem się w tej kwestii, powiem, jakie są moje preferencje. Uważam to zresztą za obowiązek lidera, obowiązek kandydata, na którego program, poglądy głosowało tak wielu ludzi. Ale chcę jasno powiedzieć, że nie czuję się, nie jestem panem moich wyborców, nie jestem właścicielem ich głosów. Wyborcy to nie worek kartofli, który można przekazać w ręce innego kandydata i powiedzieć: oto są głosy, które wspomogą pana w II turze. Ludzie mają swoje doświadczenia, swoją wiedzę i z całą pewnością zagłosują tak, jak będą uważali za stosowne. Niemniej jednak sądzę, że istnieje pewna więź między mną jako kandydatem a wyborcami, i dla wielu z nich moja opinia może być przydatna. Powtarzam: opinia. Chciałbym bowiem tak potraktować to co powiem. To jest pogląd, który wynika z moich przekonań, z moich dotychczasowych doświadczeń i jak sądzę w tym sensie może on być zbieżny z poglądem bardzo wielu moich wyborców.
Wybieramy prezydenta - człowieka, który uosabia sobą majestat Rzeczypospolitej i od którego jednocześnie w pewnym stopniu zależy to, w którą stronę Rzeczypospolita podąży.
Trzeba także pamiętać, iż dzisiaj kandydaci są ściśle powiązani z partiami politycznymi, które odgrywają dominującą rolę w Sejmie. W tej sytuacji możliwości tych kandydatów nie są tak małe – są większe niż po prostu możliwości prezydenckie. Niemniej jednak odniosę się przede wszystkim do tych spraw, które związane są z wizją państwa, ponieważ te kwestie przedstawiane są w kampanii prezydenckiej - wizje państwa są prezentowane przez obydwu kandydatów.

IV Rzeczypospolita

Rozpocznę od krótkiej charakterystyki wizji państwa przedstawianej przez Lecha Kaczyńskiego, bo jest ona bardziej skonkretyzowana. Lech Kaczyński proponuje Polakom IV Rzeczypospolitą. Sam ma być jej gwarantem, a fundamentem IV Rzeczypospolitej ma być konstytucja IV RP, przygotowana przez Prawo i Sprawiedliwość, stanowiąca jeden z podstawowych dokumentów tej partii i podstawowy również dokument Lecha Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej.
Można zatem powiedzieć, że to ta konstytucja i jej przepisy kształtują wizję państwa według Lecha Kaczyńskiego.
Z przykrością muszę powiedzieć, że to co proponuje ta konstytucja jest nie do przyjęcia dla człowieka lewicy, ale nie tylko dla człowieka lewicy. Jest nie do przyjęcia dla ludzi, którzy budowali demokrację, demokratyczny system w Polsce od 15 lat, którzy budowali także – oczywiście, nie wszystko się udało, o czym wiemy – społeczeństwo tolerancyjne, w którym szanuje się inne poglądy. W tym projekcie konstytucji mamy cały szereg propozycji, które z tego punktu widzenia - z punktu widzenia społeczeństwa demokratycznego i tolerancyjnego są nie do przyjęcia.
Po pierwsze, projekt Lecha Kaczyńskiego odchodzi od zasady neutralności światopoglądowej państwa – art. 10 o tym mówi.
Po drugie, ogranicza wolność sumienia i wyznania – art.22.
Po trzecie, w art. 15 odchodzi od bardzo jasnego stwierdzenia o zakazie dyskryminacji kogokolwiek z jakiejkolwiek przyczyny.
Po czwarte, w art. 9 o partiach politycznych rezygnuje z przepisu, który zakazuje istnienia partii, które sieją nienawiść narodowościową i rasową a także utajniają struktury i członków.
Po piąte, uderza w niezawisłość sadów, w art. 128 i 164.
Po szóste, dopuszcza upolitycznienie i upartyjnienie takich instytucji, jak Najwyższa Izba Kontroli i Rzecznik Praw Obywatelskich – w art. 142 i 143.
Po siódme, podporządkowuje radio i telewizję, w tym radio i telewizję publiczną, władzy wykonawczej. Mamy oczywiście wiele problemów z bezstronnością i niezależnością radia i telewizji publicznej, ale propozycja, która jest zawarta w tym projekcie konstytucji oznacza nie próbę odpolitycznienia, próbę uczynienia tych ważnych mediów bezstronnymi, ale przeciwnie – poddaje je wyraźnie pod władzę wykonawczą, a więc pod władzę polityków.
Po ósme i po dziewiąte, ten projekt konstytucji wprowadza nowe instytucje, które mają charakter pozaprawny, a których głównym celem jest odwet polityczny. Mowa tutaj o rozszerzeniu zakresu lustracji, którą ma być objętych dodatkowo ponad 100 tys. obywateli, podczas gdy przez siedem lat nie uporaliśmy się z lustracją 25 tys. obywateli. Mowa jest także o wielkiej Komisji Prawa i Sprawiedliwości, która według niejasnych kryteriów ma oceniać dowolnych obywateli i która w sposób oczywisty musi się stać narzędziem walki politycznej.
Te wszystkie przepisy sprawiają, iż dla człowieka lewicy, a także –podkreślam jeszcze raz – człowieka przywiązanego do zasad demokracji i pluralizmu – ten program jest nie do przyjęcia.
Ale być może Lech Kaczyński proponuje Polskę solidarną. Na razie widzimy, że proponuje nie - Polskę demokratyczną, ale Polskę autorytarną. Ale może – tak jak mówi – będzie to Polska solidarna, opiekuńcza, socjalna.
Ta konstytucja nie dostarcza na to dowodów, lecz wprost przeciwnie. W porównaniu z obecną konstytucją w projekcie Prawa i Sprawiedliwości, w projekcie Lecha Kaczyńskiego znikają takie gwarancje, jak gwarancja prawa do strajku, jak gwarancja do płacy minimalnej, jak prawo do urlopu. Otwarta jest droga do płatnych studiów, znika ochrona praw lokatorów, jak również prawo do pomocy socjalnej wtedy, kiedy się nie ma środków do życia. I wreszcie - znika ochrona praw dziecka.
Można oczywiście powiedzieć, że wszystkie te sprawy mogą być rozwiązywane przez ustawy. Ale dzisiaj są w konstytucji, dzisiaj stanowią gwarancję państwa solidarnego i państwa, które wykonuje swoje funkcje opiekuńcze. Likwidacja tych przepisów, zaniechanie ich musi prowadzić do wniosku, że wszystko to co Lech Kaczyński mówi o państwie solidarnym jest po prostu kamuflażem.
No i wreszcie na koniec, zza pleców Lecha Kaczyńskiego wygląda ojciec Rydzyk.
Chcę jasno powiedzieć, że tam gdzie wchodzi ojciec Rydzyk, stamtąd lewica musi wyjść. Nie może być tutaj zgodności i sytuacji, w której kandydat może być popierany przez ludzi lewicy i jednocześnie przez ojca Rydzyka.
Ten obraz, który próbuje stworzyć Lech Kaczyński - że wprawdzie jest człowiekiem prawicy, ale jednocześnie jest człowiekiem lewicy i zakłada na siebie ubranko lewicowe - jest obrazem fałszywym, jest kamuflażem. Przestrzegam przed tym swoich wyborców. I mam nadzieję, że argumenty, które tu przedstawiłem wezmą pod rozwagę.

Czego oczekuję od Donalda Tuska

Czy to co powiedziałem oznacza, że automatycznie poparcie powinno przenieść się na Donalda Tuska? Automatyzmu tutaj nie ma. W sytuacji, kiedy Polsce grozi niebezpieczeństwo polegające na tym, iż mogą zostać wdrożone te oto przepisy, które przytoczyłem, że może ukształtować się większość dla tego typu zmian w konstytucji, kluczowym, zasadniczym pytaniem, które kieruję do Donalda Tuska jest to, jaki jest jego stosunek do tych kwestii. A konkretnie, czy Donald Tusk, kandydat na prezydenta, szef jednego z największych ugrupowań sejmowych, może zagwarantować, może się jasno wypowiedzieć, zadeklarować, że zablokuje takie zmiany konstytucji – nie wszystkie, oczywiście, bo konstytucja wymaga pewnych zmian – które będą prowadziły do naruszenia zasady neutralności światopoglądowej państwa, do ograniczenia wolności sumienia i wyznania, do zmniejszenia gwarancji niedyskryminacji w życiu publicznym kogokolwiek, do zmniejszenia gwarancji, że partie polityczne nie będą siać nienawiści rasowej, narodowościowej, do upolityczniania tych instytucji, które nie powinny być polityczne ani partyjne.
Jeśli Donald Tusk jest w stanie dać taką gwarancję, zadeklarować swoją gotowość do ochrony porządku demokratycznego, do ochrony pluralizmu w Polsce, do poszanowania innych poglądów, a zatem w sumie do budowy społeczeństwa obywatelskiego, to oczywiście będzie to ważny i pozytywny sygnał dla moich wyborców.
To jest sprawa pierwsza, ale chciałem też powiedzieć o sprawie drugiej.
Kilka dni temu Donald Tusk został bardzo brutalnie i dość obrzydliwie zaatakowany przez sztab Lecha Kaczyńskiego – sprawa jest znana, nie będę jej omawiał. Oburzenie i samego Donalda Tuska, i sztabu było oczywiste i zrozumiałe. Podzielam to oburzenie. Przy tej okazji zaczęto mówić o czarnym pijarze, o czarnej propagandzie. Ale trzeba przypomnieć, że czarna propaganda, czarny pijar nie zaczął się wczoraj ani przedwczoraj. Niestety w tej kampanii wyborczej jest on obecny od dłuższego czasu. M.in. przy pomocy takiej czarnej propagandy zaatakowano innego kandydata na prezydenta, Włodzimierza Cimoszewicza.
Włodzimierz Cimoszewicz był moim konkurentem. Powiem więcej, nie zawdzięczam niczego Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, przeciwnie, jego wejście do gry kiedy ja już w niej byłem, a potem – wyjście wywołało wiele perturbacji, obniżyło moje szanse, skomplikowało również sytuację Socjaldemokracji Polskiej, partii, której jestem szefem. Ale w niczym nie zmienia to sytuacji, że człowiek z zasadami musi reagować.
Jako jedyny kontrkandydat Włodzimierza Cimoszewicza 3-krotnie wydawałem oświadczenia w tej sprawie. Nie zawsze niestety były relacjonowane przez media, ale były tak czy inaczej dostępne.
Ostatnie, które już było dostępne ogółowi, z 6 września, wzywało Donalda Tuska i Jana Marię Rokitę do publicznego zabrania głosu i do zapewnienia, że zwrócą się do prokuratury o pełne wyjaśnienie tej sprawy - łącznie z zaangażowaniem osób związanych z Platformą Obywatelską. Do dzisiaj odpowiedzi na ten apel nie było. Wydaje mi się, że jest już najwyższy czas, aby taka odpowiedź padła.
Pracowałem z Donaldem Tuskiem przez 30 miesięcy w Prezydium Sejmu. Myślę, że znam go lepiej niż wiele innych osób. I myślę, że hasło, którego używa: „Człowiek z zasadami”, nie jest z całą pewnością hasłem pozbawionym podstaw. Ale nie może być tak, że zasady stosuje się w jednych przypadkach, a w drugich – nie. Jest dobry moment, aby tę sprawę politycznie zamknąć. Myślę, że to jest zadra, która tkwi w świadomości lewicowego elektoratu – bez względu na to, czy wcześniej chciał głosować na mnie, czy na Włodzimierza Cimoszewicza. Tę zadrę trzeba wyjąć.
Sprzeciw wobec tego rodzaju metod, czy niechęć do wszystkich, którzy nie zabrali wtedy głosu, trzeba zneutralizować. Polskie życie polityczne musi być oczyszczone z tego rodzaju metod.
A zatem ta druga sprawa, to oczekiwanie – nie tyle może moje, choć moje też, ale przede wszystkim moich wyborców, ludzi, którzy opowiadali się za Włodzimierzem Cimoszewiczem - na jasną deklarację Donalda Tuska w tej kwestii. Chodzi o to, żeby w przypadku jeśli okaże się, iż zaangażowanie ludzi związanych z Platformą Obywatelską miało rzeczywiście charakter nieetyczny, niegodziwy, to aby stosunek do tej sprawy był identyczny jak w tych sprawach, które miały miejsce ostatnio.
I myślę, że jeśli w tych dwóch kwestiach – pierwszej, dotyczącej demokracji, i w drugiej dotyczącej zasad, Donald Tusk wypowie się jasno, klarownie, to będzie to bardzo ważny sygnał dla mojego elektoratu, a myślę, że także dla wielu innych wyborców w Polsce.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry