Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 29.08.06, 10:56 / Powrót

Koniec lustracji

Senat nie zmienił w zasadniczy sposób uchwalonej 21 lipca przez Sejm ustawy o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa z lat 1944-1990. Ustawa zakłada m.in. likwidację Sądu Lustracyjnego i urzędu Rzecznika Interesu Publicznego, likwidację oświadczeń lustracyjnych i statusu pokrzywdzonego, oddanie lustracji do IPN, rozszerzenie jej na nowe kategorie osób i szerszy dostęp do teczek. Komentarz Marka Borowskiego: Oznacza to praktycznie koniec lustracji i otwarcie szerokiej bramy do dzikich harców na tym polu. W założeniu lustracja miała umacniać demokrację w Polsce. Przyjęto, że warunkiem demokratycznych wyborów jest pełna wiedza o kandydacie. Nie wolno mu zataić współpracy ze służbami PRL, a rzeczą wyborców jest ocena tego faktu. Ustawa lustracyjna obciążona była jednak poważnym mankamentem: nie definiowała istoty współpracy. Pamiętajmy, że pracownicy SB byli normalnymi funkcjonariuszami państwowymi. W ramach swoich obowiązków mogli jawnie przychodzić do innych funkcjonariuszy państwowych i zadawać im pytania, na które ci ostatni musieli odpowiedzieć. Nie zawsze oznaczało to popełnianie niegodziwości. Jeśli pytania dotyczyły np. oceny sytuacji gospodarczej w branży, reakcji na decyzje rządu itp. - to informacje na ten temat nikomu nie szkodziły. Ten kto ich udzielał był jednak zapisany w materiałach SB jako tzw. kontakt operacyjny. Podobnie wyglądała sytuacja z osobami powracającymi z zagranicy, które musiały napisać raport ze swojego tam pobytu, ale na nikogo nie donosiły. W 1997 r. w trakcie uchwalania ustawy lustracyjnej wniosłem poprawkę, która określała, że za współpracę z SB uważa się taką formę kontaktów, w których wyniku została lub mogła zostać wyrządzona szkoda organizacjom opozycyjnym, niezależnym związkom zawodowym, Kościołowi oraz zwykłym obywatelom. Zapowiedziałem też, że mimo krytycznego stosunku SLD, którego byłem wówczas członkiem, do tej ustawy, po przyjęciu poprawek będę za nią głosował. Niestety, zostały one odrzucone niewielką liczbą głosów. Kryteria współpracy z SB sprecyzował ostatecznie Trybunał Konstytucyjny uznając, że miała ona miejsce wtedy, jeśli była tajna, świadoma, przypieczętowana podpisem osoby, która ją podjęła, a informacje, jakich żądały służby, były faktycznie przekazywane. Ustawa nie była idealna. Można było się zastanawiać nad dalszymi jej poprawkami, np. umożliwieniem prezydentowi i premierowi wglądu do teczek kandydatów na ministrów. W zasadzie jednak spełniała swoją rolę. Przy czym procesy lustracyjne pokazały, że zawartość archiwów służb specjalnych jest niejednorodna, dlatego potrzebny jest niezawisły sąd, który oceni, czy popełnione zostało kłamstwo lustracyjne.
Lustracją w nowym wydaniu ma być objętych 400 tys. osób (w starym 25 tys.). Każdy funkcjonariusz publiczny będzie musiał przedstawić zaświadczenie z IPN o zawartości archiwów tajnych służb na swój temat. Jeśli figuruje w nich, jedynym dokumentem, jaki może wystawić IPN, jest potwierdzenie, że był osobowym źródłem informacji. Nawet jeśli zapis sporządził funkcjonariusz SB, który nachodził go w domu (był sąsiadem, znajomym itp.) a potem pisał, co mu przyszło do głowy. Zainteresowany będzie mógł wystąpić do sądu i udowodnić, że „nie jest wielbłądem”. Sądy nie są jednak przygotowane do rozpatrywania tego typu spraw. Będą się one toczyć latami, a w tym czasie ludzie, którzy nikomu niczym nie zawinili będą narażeni na infamię i ostracyzm społeczny oraz pozbawieni pracy. W warunkach nowej ustawy prof. Zyta Gilowska znalazłaby się z góry na przegranej pozycji. Dostałaby zaświadczenie, że była osobowym źródłem informacji (wielokrotnie rozmawiała z pracownikiem SB) i została zarejestrowana jako TW Beata. Zanim rzeczy by się wyjaśniły (o ile w ogóle by doszło do ich wyjaśnienia), byłaby skończona jako polityk. Kto wymyślił ten absurd? Dokładnie nie wiadomo. Trochę PiS, trochę PO. Jak to u nas: nie chodzi o wyjaśnienie czegokolwiek, ale o „dowalenie” przeciwnikowi politycznemu i brylowanie w mediach. Szykuje się kolejne polskie piekło. Miałem cień nadziei, że Senat przywróci status pokrzywdzonego i oświadczenia lustracyjne. Stało się inaczej.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry