Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 19.04.07, 11:25 / Powrót

Polska hamulcowym Europy

Podczas gdy rządzące Polską PiS zajmuje się w związku z grożącym mu rozpadem głównie samym sobą, w Europie wraca na pierwszy plan temat Traktatu Konstytucyjnego - pisze Marek Borowski w TEMI. Stanowisko Polski w tej sprawie wciąż pozostaje dość tajemnicze. 12 kwietnia brałem udział w konferencji, jaka odbyła się na ten temat w Brukseli. Mogłem naocznie przekonać się, że po raz kolejny tracimy szansę na odegranie w Europie ważnej roli.
Wśród państw członkowskich Unii Europejskiej panuje obecnie pewne zamieszanie. Nie ma wyraźnego lidera. Prezydencja Niemiec, które aspirowały do tej roli, potrwa do końca czerwca, Francja odrzuciła traktat, Wielka Brytania zgłosiła do niego zastrzeżenia. Jednocześnie 18 państw traktat przyjęło, a trzy kolejne są gotowe to zrobić. W tej sytuacji Polska mogłaby stać się liderem integracji. Ani prezydent Kaczyński, ani rząd jednak nie wydają się być tym zainteresowani. Wprost przeciwnie. Wprawdzie nie padają już z ich strony tak ostre sformułowania na temat traktatu jak kiedyś, nawet dla PiS stało się bowiem jasne, że eurokonstytucja niczym Polsce nie zagraża, nie odbiera nam naszej suwerenności. Nadal jednak kwestionuje się system głosowania, treść preambuły oraz funkcję ministra spraw zagranicznych Unii.
W tej ostatniej sprawie rządzący prezentują przy tym swoiste rozdwojenie jaźni. Z jednej strony podważają bowiem potrzebę prowadzenia wspólnej unijnej polityki zagranicznej i są przeciwni powołaniu unijnego ministra spraw zagranicznych, a z drugiej strony chcieliby, aby Unia była z Polską solidarna i np. stawała za nami murem w sporach z Rosją dotyczących eksportu mięsa czy też importu ropy i gazu.
Na wspomnianej konferencji w Brukseli wytknął nam tę niekonsekwencję znany polityk austriacki Hannes Swoboda.
Zamiast „wyjść do przodu”, skupić się na tym, co jest dla Polski najważniejsze, a więc na zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego i stworzeniu autentycznie wspólnej polityki energetycznej, rząd braci Kaczyńskich prowadzi na temat Traktatu Konstytucyjnego w kółko tę samą debatę szukając rzekomo lepszych rozwiązań. Ostatnio pojawił się nowy pomysł na system głosowania w sposób pierwiastkowy (liczba głosów danego kraju miałaby być równa pierwiastkowi z liczby ludności).
Jako miłośnik matematyki byłbym nawet za. Zwiększyłoby to w polskim społeczeństwie znajomość tej pięknej dziedziny nauki, ludzie zainteresowaliby się, co to jest pierwiastek i zawsze by z tego jakaś korzyść była. Ale w Europie nas to ośmiesza. Jedynym celem tych pomysłów jest ratowanie twarzy PO i PiS – partii, które uwikłały się w obronę szkodliwego hasła „Nicea albo śmierć”, a dziś nie mają odwagi przyznać się do błędu i nie wiedzą, jak z tego wybrnąć. Tymczasem w Europie nie ma w ogóle problemu jak głosować. System podwójnej większości (co najmniej 55% państw reprezentujących co najmniej 65% ludności) został zaakceptowany przez 26 krajów i trudno założyć, że nie dbają one o swoje interesy, a tylko jedna Polska dba.
Skuteczność Polski będzie bardziej niż od ułamków procenta siły głosu zależała od jej aktywności i kreatywności jako państwa członkowskiego. A z tym jest gorzej niż źle. Rządy Prawa i Sprawiedliwości marginalizują nasz kraj, sprawiają, że Polska jest dziś hamulcowym, a nie liderem Unii. Sytuacji nie pomaga niezdecydowanie Platformy Obywatelskiej, która nie wie, czy jest, czy też nie jest zwolennikiem pogłębienia integracji europejskiej.
Jawna niechęć braci Kaczyńskich oraz koalicji rządowej do Europy uderza w polską rację stanu. Polacy – w przeciwieństwie do rządzących - nie boją się Europy. Już to nie raz udowodnili. Potrzebna jest więc zmiana filozofii naszej obecności w Europie i świecie.
Polska powinna ostatecznie zaakceptować treść Traktatu Konstytucyjnego, który podpisała w 2004 roku. Wzmacnia on bowiem Unię Europejską, czyni ją bardziej demokratyczną i zrozumiałą dla obywatela. Nie powinniśmy także odsuwać w czasie wejścia do strefy euro.
Trzeba też – nie oglądając się na zajętych własnymi sprawami rządzących - zacząć już myśleć o dalszej przyszłości. Za cztery lata będziemy sprawować unijne przewodnictwo i musimy do tego czasu wypracować w debacie publicznej spójną wizję miejsca Polski w zjednoczonej Europie.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 18 kwietnia 2007

Powrót do "Wiadomości" / Do góry