Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 17.05.07, 11:18 / Powrót

Konferencja prasowa Marka Borowskiego

- Takiej ilości insynuacji, podejrzeń niepotwierdzonych, absurdalnych tez, wypowiedzianych w dodatku w tak krótkim czasie, dawno nie słyszałem – powiedział Marek Borowski podczas konferencji prasowej, komentując wystąpienie posła Bogdana Pęka przed sejmową komisją śledczą. - Zostało tam poruszonych tak wiele spraw, że nie sposób się tu do wszystkich ustosunkować – zrobię to przed komisją. Chcę natomiast powiedzieć o dwóch sprawach, podniesionych przez posła Pęka jako argumenty przemawiające za tzw. aferalnością prywatyzacji Banku Śląskiego.
Pierwsza to istnienie jakiejś tajnej listy. Wprawdzie wiele o niej dzisiaj słyszeliśmy, ale nie można się było niczego konkretnego dowiedzieć. Była, ktoś ją widział, ktoś słyszał. Pan poseł Pęk poważył się nawet na to, żeby szargać imię nieżyjącego już, byłego szefa Komisji Papierów Wartościowych, znakomitego finansisty, pana Lesława Pagi, powołując się na jakąś z nim rozmowę na ten temat. Oczywiście, żadnych nazwisk nie był w stanie wymienić. Otóż w tej sprawie dawno już wszystko zostało wyjaśnione, badała ją Najwyższa Izba Kontroli, notabene na moją prośbę, bo wobec potoku oskarżeń uznałem, że inne organy powinny przedstawić swoją opinię. Ażeby zamknąć ten temat zacytuję z raportu NIK konkluzję: „Kontrola nie stwierdziła znaczących nieprawidłowości przy rozdziale akcji rozprowadzanych w ofercie publicznej. Przydział akcji nie miał charakteru uznaniowego, a liczba przydzielonych akcji wynikała z zastosowania reguł i wzoru opublikowanego w Prospekcie emisyjnym”.
To samo potwierdziła prokuratura. Krótko mówiąc, akcje zostały rozdzielone nad wyraz prawidłowo, żadnych przekrętów przy tym nie było. Reszta to są insynuacje i hipotezy.
Druga kwestia to jest wycena banku. Tu fantazje posła Pęka sięgnęły już szczytu. Bank jego zdaniem został sprzedany za 10 proc. wartości. W związku z tym ten bank był wart jego zdaniem tyle, ile np. Creditanstalt w Wiedniu w owym czasie, albo połowę tego co jeden z największych banków europejskich, Dresdner Bank. To są absurdy, które można tylko w ten sposób skwitować. Ale najważniejsze jest to, że w trakcie prac komisji przekształceń własnościowych, a potem prokuratury, zasięgano opinii ekspertów. Wszystkie te ekspertyzy stwierdzały, że cena została ustalona prawidłowo, na dobrym poziomie, a nawet była nieco ryzykowna, za wysoka w warunkach, w których podejmowano tę decyzję.
Na jakiej więc postawie poseł Pęk wysnuwa swoje tezy, nie wiem, nie jest przecież fachowcem w tej dziedzinie. Wykształcenie ma zupełnie inne, ale o tym niechętnie mówi. Najwyższa Izba Kontroli wśród różnych nieprawidłowości, które jej zdaniem miały miejsce w trakcie prywatyzacji BSK nie postawiła zarzutu o błędnej wycenie.
Tak więc w obu zasadniczych kwestiach, które miały świadczyć o aferalności procesu prywatyzacji BSK, dotyczących zaniżenia wyceny i jakiegoś dramatycznego uszczuplenia dochodów skarbu państwa oraz tajnej listy, według której akcje zostały rozdzielone prominentom, poseł Pęk powiedział po prostu nieprawdę.
Czy poseł Pęk ma dowody?
Odpowiadając na pytanie dotyczące sugestii posła Pęka, by sprawdzić, kto posiada pakiety większościowe akcji Banku Śląskiego oraz dowodów, które rzekomo poseł Pęk posiada, lecz nie może upublicznić, Marek Borowski powiedział:
- To jest właśnie ten styl uprawiania polityki, który dzisiaj bardzo często obserwujemy. „Wiem, ale nie powiem”. Mam dowody, ale nie pokażę. W trakcie przesłuchania poseł Pęk napomknął w pewnym momencie, że mógłby coś powiedzieć, ale na zamkniętym posiedzeniu. Inni posłowie się tym natychmiast zainteresowali (może padnie jakieś ciekawe nazwisko) ale poseł Pęk się zorientował, że się zagalopował. Nic nie może powiedzieć. Nie ma żadnego nazwiska. Zaczął się więc rakiem wycofywać i wręcz prosić, by go nie wzywać na zamknięte posiedzenie. Zatem te dowody to kompletna hucpa.
Komisja powinna się interesować faktami, a nie opiniami, nie tym, co pan poseł Pęk myśli na temat prywatyzacji. Bardzo przepraszam, ale to nie jest gawęda harcerska przy ognisku, gdzie są opowiadane różne rzeczy.
To jest paranoja
Zanotowałem niektóre pytania, jakie padły podczas obrad komisji. Np.: Proszę o dobitną odpowiedź, kto ponosi polityczną odpowiedzialność za tę prywatyzację, kto zrobił z niej poligon doświadczalny? A więc poseł badający sprawę już wie. Po co mu komisja? Albo np.: Jak pan ocenia motywy, jakimi kierowali się prominenci, którzy prywatyzowali BSK – czy chodziło im o pieniądze, czy o inne korzyści? Wybór jest, jak widać dosyć ograniczony. Dalej: Czy urzędnicy państwa polskiego mogli być w zmowie z międzynarodowym lobby, w związkach przestępczych? Pan poseł Pęk tak odpowiada: - Tok rozumowania pana posła jest słuszny. Zaś pytający na to: - Dziękuję, o to mi chodziło.
To jest jakaś paranoja. Tak buduje się tzw. IV RP. To jest przykład na to, w jaki sposób ludzie, którzy nagle doznali olśnienia i uznali, że wszystko co działo się do tej pory było złe, a teraz będzie samo dobro, chcą to dobro realizować. To są najgorsze wzorce.
Jeszcze inne pytanie: Czy ten sposób prywatyzacji to było celowe działanie, aby patologie stały się normą? To już jest tak piętrowa konstrukcja, że nawet trudno ją sobie wytłumaczyć. Poseł sugeruje, że np. ja w momencie gdy podejmowałem decyzje kombinowałem sobie: zrobimy z tego patologię i zobaczymy, czy to przejdzie, bo chodzi o to, żeby dalej robić patologie. Tylko chory umysł mógł to wymyślić.
Na koniec, gdy jeden z ekspertów komisji powiedział, że ta wycena nie była łatwa, bo Bank Śląski nie był wtedy złotym jajem, że trzeba uwzględnić sytuację ekonomiczną, że ta prywatyzacja – notabene częściowa (sprzedano tylko 25 proc. akcji, a więc skarb państwa zachował kontrolę), przyciągnęła inwestorów, a więc była korzystna, został natychmiast pouczony, żeby nie polemizował ze świadkiem.
Apeluję do marszałka Sejmu, także jako były marszałek Sejmu, który nadzorował pracę komisji śledczej, że jeżeli jej obrady nie mają zamienić się w parodię, jeżeli ma ona budować autorytet Sejmu, to trzeba przestrzegać wszystkich reguł. Trzeba dociekać prawdy, a nie z góry ferować wyroki, a potem tylko dopasowywać sobie argumenty.
Co do pakietów większościowych, dzisiaj jesteśmy 14 lat po wprowadzeniu pierwszych akcji BSK na giełdę. Zupełnie inni ludzie niż wtedy mają te akcje. Natomiast są na pewno dokumenty z tamtych czasów. Wiadomo, kto kupił. Te akcje były bardzo restrykcyjnie i starannie przydzielane. Również są rejestry akcji pracowniczych – wiadomo, kto ile otrzymał. NIK też to potwierdza. Cytuję: „Również kontrola rozdziału akcji pracowniczych we wszystkich jego jednostkach organizacyjnych nie stwierdziła – poza jednym przypadkiem (jednak akcja) nieprawidłowości tego rozdziału, ani też przydzielania akcji pracowniczych osobom nie będącym pracownikami Banku”./.../
Kto kogo prześladował
Poseł Pęk twierdzi, że inspirowałem na niego nagonkę (przestał być przewodniczącym komisji przekształceń wasnościowych), a nawet nasłałem na niego ludzi w panterkach, ale odpędził ich swoim coltem. Trudno mi odpowiadać na tego typu zarzuty. Był między nami spór publiczny, tylko że gdybym miał odpowiedzieć, kto na kogo organizował nagonkę, to wskazałbym odwrotnie niż pan poseł Pęk. Dzień po pierwszym notowaniu, w którym wystąpił tzw. bąbel spekulacyjny – bardzo dużo ludzi chciało kupić akcje, a niewiele tych akcji było zaoferowanych, to się zdarza w bardzo wielu krajach – poseł Pęk ogłosił, że jest tajna lista i zasugerował, że mam z tym coś wspólnego i sam się obłowiłem. To była prawdziwa nagonka – poseł Pęk biegał po wszystkich stacjach telewizyjnych i gazetach opowiadając tego rodzaju sensacje. Straty moralne, jakie wtedy poniosłem, ciągną się za mną do dzisiaj. Jeszcze teraz, gdy spotykam się z ludźmi, zdarza się, że ktoś wstaje i pyta, jak to było z tym Bankiem Śląskim i z tymi akcjami, co to podobno prominenci je nabrali, a pan jako minister finansów to nadzorował. Poseł Pęk wyrządził mi ogromną krzywdę.
A przewodniczącym komisji przekształceń przestał być dlatego, że był przeciwnikiem prywatyzacji. To tak jakby na czele komisji europejskiej postawić przeciwnika integracji europejskiej, albo na czele komisji edukacji analfabetę. To nie było żadne prześladowanie. Zdarzają się zmiany na stanowisku przewodniczącego komisji i nikt nie robi z tego problemu. Pan poseł Pęk pozostał członkiem komisji, miał dostęp do wszystkich mediów – nikt mu ust nie zamykał. /.../
Nie jestem pieniaczem
Poseł Pęk opowiada różne banialuki opatrując je np. stwierdzeniem: że Borowski nie był taki zły, ale został zrobiony w konia. Czy ja mam go za to skarżyć do sądu? Oświadczam, że w konia nikt mnie nie robił. Podejmowałem decyzje świadomie. Prywatyzacja była w sumie dużym sukcesem. Dzisiaj to widać po ING Banku. Tą ścieżką – że nie wiem, nie wiedziałem, to nie ja, to inni - się nie udam.
Jeśli chodzi o inne sformułowania posła Pęka – gdy mówi np. o tajnej liście itp. – to za co go skarżyć? Za głupstwa, które opowiada. Muszę najpierw starannie przeanalizować jego wypowiedź. Jeśli okaże się, że były tam sformułowania, które bezpośrednio naruszały moje dobra osobiste, wtedy być może działania prawne będą konieczne. Nie wykluczam tego. Nie jestem jednak pieniaczem. /.../
Warszawa, 16 maja 2007 r.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry