To, że miałem rację, wcale mnie jednak nie satysfakcjonuje. Martwi mnie też, że pomyliłem się w innej kwestii. Pochwaliłem premiera Tuska za język expose - normalny, bez agresji i insynuacji. Myślałem, że tak już zostanie. Niestety, w dyskusji nad służbą zdrowia język PO coraz bardziej przypomina język PiS. Zamiast zapowiadanego poważnego traktowania opozycji Lewica i Demokraci usłyszeli z ust premiera Donalda Tuska, marszałka Sejmu, Bronisława Komorowskiego oraz szefa klubu PO, Zbigniewa Chlebowskiego, że mają siedzieć cicho. Otóż nie będziemy. Nie tylko dlatego, że naszym prawem i obowiązkiem jest wypowiadanie swoich poglądów i krytykowanie poczynań władzy, ale także dlatego, że mamy poważne argumenty. Po pierwsze, od czasu, gdy ministrem zdrowia był rekomendowany przez SDPL Marek Balicki, przedstawiamy najbardziej skonkretyzowany i sensowny program uzdrowienia służby zdrowia. PO i PiS głosowały przeciw projektom Balickiego. Dzisiaj PO po cichu sięga po niektóre z jego rozwiązań (przekształcanie szpitali w spółki użyteczności publicznej) zarzucając lewicy, że będąc u władzy nic nie robiła.
Po drugie, w poprzednim parlamencie lewica (SLD) jako jedyna nie poparła absurdalnego projektu obniżenia składki rentowej, która będzie kosztowała budżet państwa (lata 2007-2008) 22 mld zł. PO nie tylko była „za”, ale zagrzewała PiS do tego, by tę składkę bardziej obniżyć. Za 22 mld zł można by podnieść płace lekarzom, pielęgniarkom, nauczycielom i jeszcze by zostało na obniżenie deficytu budżetowego. PO nie potrafi się jednak uderzyć we własne piersi. Nie tylko ucisza lewicę, ale też pomstuje na PiS za „podłożenie miny” i zostawienie „trupa w szafie” w postaci budżetu, w którym nie przewidziano pieniędzy na dodatkowe dyżury lekarzy. Gdy to usłyszałem, nie dowierzałem własnym uszom. Jestem zdecydowanie bardziej konsekwentnym i pryncypialnym krytykiem PiS niż Platforma Obywatelska, staram się jednak nie przekraczać granic przyzwoitości, a tutaj je wręcz złamano. Dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie czasu pracy lekarzy była znana od dawna. Polski Sejm uchwalił ustawę, z której wynikały określone obowiązki dla państwa, w tym konieczność zwiększenia nakładów na służbę zdrowia. Głosowali za nią wszyscy posłowie, w tym PO. Nikt nie kazał koalicji PO-PSL przyjmować praktycznie niezmienionego budżetu przygotowanego przez poprzednią ekipę! Trzeba było wprowadzić stosowne zmiany, choćby zrezygnować z II etapu obniżki składki rentowej, co postulowaliśmy.
Mimo tych negatywnych doświadczeń LiD nadal proponuje współpracę. Uważamy, że w sprawie naprawy ochrony zdrowia należy zawrzeć porozumienie między ugrupowaniami politycznymi tak, żeby co trzy, cztery lata nie trzeba było zmieniać kierunku reformy. Debata przy „okrągłym stole” powinna naszym zdaniem dotyczyć m.in. zwiększenia liczby miejsc na studiach dla lekarzy i pielęgniarek oraz finansowania w pełni z budżetu państwa studiów podyplomowych; systemowych podwyżek płac dla lekarzy i pielęgniarek; przekształcenia zakładów opieki zdrowotnej w spółki użyteczności publicznej; restrukturyzacji zadłużenia kilkudziesięciu najbardziej zadłużonych szpitali; umożliwienia ubezpieczonym korzystania za własne środki ze świadczeń publicznych zakładów opieki zdrowotnej wtedy, kiedy jest wyczerpany limit umowy z NFZ oraz opłacania usług ponadstandardowych (np. jednoosobowe pokoje); utworzenia regionalnej sieci szpitali; decentralizacji NFZ; utworzenia niezależnej agencji do spraw taryf, która ustalałaby stawki do negocjacji między szpitalami a NFZ; zmian zasad finansowania na wzór brytyjski (jednorodne grupy pacjentów).
Mam nadzieję, że do takiej debaty dojdzie.
Galicyjski Tygodniik Informacyjny TEMI - 16 stycznia 2008
Powrót do "Wiadomości" / Do góry