Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 01.02.08, 11:12 / Powrót

Marek Borowski w Sygnałach Dnia

Jacek Karnowski: Panie marszałku, koniec strajku w Budryku, po 46 dniach jest porozumienie kompromisowe – do 2010 roku mają być wyrównane płace w tej kopalni w odniesieniu do innych kopalń Jastrzębskiej Spółki Węglowej. To był jeden z najdłuższych strajków w polskim górnictwie i taki dziwny w pewnej mierze, prawda?
M.B.: On był nietypowy z tego względu, że był zorganizowany tylko przez niektóre centrale związkowe, te mniejsze, natomiast większy Związek Górników w Polsce i Solidarność nie popierały tego strajku, czyli spór był nie tylko na linii górnicy – zarząd kopalni, ale także między samymi górnikami, czego byliśmy świadkami.
J.K.: Przy okazji przekonaliśmy się, co to znaczy śląski upór.
M.B.: No, trzeba powiedzieć, że w pewnym sensie ci górnicy, którzy głodowali, którzy tam strajkowali na dole i którzy byli w mniejszości mogli zaimponować charakterem, to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale dobrze, że to się skończyło, aczkolwiek w tej chwili tam trzeba będzie sporo czasu, żeby te podziały czy te rany zaleczyć, dlatego że ci górnicy pracowali ze sobą, razem.
J.K.: A tutaj część pracowała, a część nie.
M.B.: Nie wpuszczała ich nawet do kopalni czy nawet pobili się między sobą. Więc to w ogóle dosyć przygnębiająca sprawa, jeżeli chodzi o stosunki społeczne w takim organiźmie, jak kopalnia, który wymaga współpracy i wzajemnego zrozumienia pod ziemią.
J.K.: Panie marszałku, na pierwszym planie politycznych sporów teraz Euro 2012. Wszystko za sprawą krytycznego wobec polskich przygotowań raportu UEFA. Wczoraj konferencja Prawa i Sprawiedliwości, no i oskarżenie rządu o liczne zaniedbania. Rząd odpowiada, że odziedziczył bałagan po poprzednikach. Jakie jest pańskie zdanie w tej sprawie? Czy tutaj jest jeden winny?
M.B.: Kiedy obserwowaliśmy działania poprzedniego rządu od momentu, kiedy przyznano nam Euro 2012, no to widzieliśmy, że sprawy nie ruszają z miejsca. Zaczęło się od jeszcze ministra Lipca, który bardzo szybko opuścił swoje stanowisko w trybie gwałtownym. Później po jakimś czasie przyszła pani Jakubiak, zaczęła coś robić, ale ogólnie rzecz biorąc nie było widać w tym jakiegoś planu długofalowego, to były dość dorywcze działania. Potem przyszedł nowy rząd, który jeszcze takiego planu nie przedstawił. Zaczęło się od konfliktów dotyczących tego, czy na przykład samorządy mogą liczyć na dofinansowanie z budżetu państwa, jeśli chodzi o budowę stadionów, czy nie mogą. W tej chwili ja myślę, że trzeba przejść z fazy takiej nerwowej, bo krytyka UEFY krytyką UEFY, nie zaszkodzi, to dobrze, że teraz to mówią, natomiast trzeba stale obserwować to, co się dzieje i parlament powinien to robić, Sejm powinien to robić.
J.K.: Albo jakiś zespół ponadpartyjny albo międzypartyjny.
M.B.: No więc klub Lewica i Demokraci zaproponował, żeby powołać komisję taką czasową, to nie będzie stała komisja...
J.K.: Nadzwyczajna.
M.B.: Nadzwyczajną, nie mylić ze śledczą, być może śledcza będzie potrzebna, ale później. Natomiast na razie nadzwyczajną właśnie do spraw Euro 2012, bo tam są różne kwestia. Tam są kwestie infrastrukturalne, ale także sprawy sportowe, ale także sprawy zdrowotne na przykład, w związku z tym bezpieczeństwa również. W związku z tym jest to interdyscyplinarne. Tego żadna jedna komisja nie obejmie, na przykład Komisja Sportu. Stąd w tym przypadku powołanie takiej komisji i, oczywiście, międzypartyjnej, to jasne, byłoby celowe. Ona dostawałaby stałe sprawozdania i oceniała.
J.K.: Byłaby takim buforem między politykami, którzy pewnie mają ochotę to wykorzystywać z obu stron, to zresztą...
M.B.: Dokładnie tak. Jeżeli sprawy nie są znane, jeżeli nie są przedstawione jasno publicznie, to tutaj jest zawsze pole do takiego harcowania.
J.K.: Jest też informacja, że szef MSWiA Grzegorz Schetyna zredukował o połowę albo ponad połowę nawet ochronę, która przysługuje do końca marca Jarosławowi Kaczyńskiemu, byłemu premierowi. To jest osobista decyzja Grzegorza Schetyny, względy oszczędnościowe.
M.B.: No, nie wiem, co to znaczy „zredukował o połowę”, bo...
J.K.: Miał dwa samochody, dwóch kierowców i czterech ochroniarzy, teraz zdaje się ma mieć jednego ochroniarza, jednego kierowcę i jeden samochód.
M.B.: No to ja powiem, że to chyba wystarczy.
J.K.: Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz korzystali do końca przysługującego im czasu z takiej pełnej ochrony.
M.B.: Nie komentuję tego, ja też były czasy, kiedy korzystałem z ochrony i nie wydaje mi się, żeby po zakończeniu kadencji trzeba było korzystać z dwóch samochodów, nie wiem, czterech ochroniarzy, dwóch kierowców i tak dalej, i tak dalej. To chyba jest przesada.
J.K.: Panie marszałku, Marek Dochnal zwolniony z aresztu, przynajmniej na razie, bo w marcu ma być jeszcze decyzja sądu w sprawie zażalenia prokuratury. PiS mówi, że to ciche amnestionowanie. Jak pan ocenia tę sprawę?
M.B.: No, dawno już padały takie głosy, ja je podzielałem, że w Polsce za długo trzyma się ludzi w aresztach bez postawienia zarzutu skierowania sprawy do sądu. Trybunał strasburski już nas parę razy ukarał za to. Dochnal to jest symbol tak zwanego aresztu wydobywczego: ponieważ coś jeszcze może powiedzieć, więc niech posiedzi. Przy czym odnoszę wrażenie, że Dochnal im dłużej siedział, tym więcej miał do powiedzenia, to znaczy przypominał sobie fakty, których poprzednio przypomnieć sobie nie mógł. No, ironizuję, oczywiście. To znaczy, że po prostu prawdopodobnie konfabulował po to, żeby zadowolić śledczych. No, wreszcie to się skończyło i ja uważam, że ten przypadek Dochnala... ja nie bronię Dochnala, żeby sprawa była jasna, bo z różnych informacji, które do nas docierają wynika, że jest mu za co postawić zarzuty, natomiast tego rodzaju praktyki nie mogą mieć miejsca w demokratycznym państwie.
J.K.: A są politycy, którzy pańskim zdaniem denerwują się po wyjściu Marka Dochnala na wolność?
M.B.: Ja myślę, że co on miał do powiedzenia, to chyba już powiedział, a nawet jak już to stwierdziłem przed chwilą, powiedział więcej niż wiedział. Więc nie sądzę, żeby w tej chwili po wyjściu nagle jakiegoś objawienia doznał i podał jakieś nowe fakty.
J.K.: A spory prezydent-premier toczą się, mamy kolejne odsłony. Są takie prztyczki z obu stron, premier mówił ostatnio, że gdyby Polacy dowiedzieli się, jak wyglądają konsultacje u prezydenta, to i tak by nie uwierzyli. Pańskie zdanie w tej sprawie? Tu jest też jeden winny, czy też obie strony tak sobie prztykają różne przytyki?
M.B.: No nie, tutaj jednego winnego na pewno nie ma. Osobiście uważam, że prezydent jest stroną bardziej atakującą, może dlatego, że poczuł się osamotniony po utworzeniu nowego rządu. Wiadomo, że jego uprawnienia są dość ograniczone, niektóre nie są do końca sprecyzowane. No i w związku z tym postanowił zademonstrować, że jest, istnieje, nie da się marginalizować, jeżeli nawet komuś coś takiego do głowy przyjdzie, i zaczął podejmować pewne decyzje czy jego otoczenie, na przykład nieoceniony Michał Kamiński ruszył do ataku. No i ze strony rządu mieliśmy najpierw takie wypowiedzi, że my tu nie chcemy zwady, my chcemy spokojnie i tak dalej, ale właśnie widzę, że temperament jest silniejszy i pan minister Sikorski, który cztery razy dziennie albo pięć raz dziennie mówił, że bardzo szanuje głowę państwa, to już budzi podejrzliwość, a pan premier, który mówi, że no, gdybyście państwo wiedzieli, co tam się dzieje, to nie jest eleganckie. To znaczy innymi słowy: jeżeli premier chce, żeby uwierzyć mu, iż on nie szuka zwady, to powinien unikać tego rodzaju wypowiedzi i tego rodzaju zachowań, jak również na przykład tego rodzaju decyzji, jak powołanie szefów służb specjalnych, nie czekając na opinię prezydenta, nawet jeśli to się trochę wydłużało, to znaczy gdzieś można było postawić granice, żeby było jasne, ale tak jak to zrobił, to był wyraz takiej pewności siebie, że to ja tu jestem premierem i ja zrobię, co chcę.
J.K.: Panie marszałku, jeszcze dwa zdania podsumowania. Sprawy celników, sprawy granic, no, nie ma porozumienia oficjalnego między związkowcami a rządem, ale celnicy wracają do pracy.
M.B.: No i dziękować Bogu, że wracają, bo cała ta sprawa robiła nam bardzo zły, taki czarny PR przede wszystkim na Ukrainie, ale także wśród tych wszystkich kierowców międzynarodowych, to się przenosiło także na Europę. Natomiast, oczywiście, jest to kolejny przypadek, gdzie rząd został w cudzysłowie„zaskoczony”, protesty celników zaczęły się w październiku, w połowie października...
J.K.: I musiały wyeskalować, żeby...
M.B.: I musiały wyeskalować po to, żeby zacząć z nimi rozmawiać i żeby się wreszcie co do czegoś dogadać. To nie jest pierwszy przypadek i obawiam się, że jeśli chodzi o tzw. budżetówkę, to rząd nie ma w tej sprawie koncepcji, nie ma planu długofalowego.
J.K.: Musimy już kończyć, panie marszałku.
M.B.: Dziękuję bardzo.
J.K.: Bardzo dziękuję. Marek Borowski, Lewica i Demokraci, był gościem Sygnałów Dnia.

Polskie Radio I - 1 lutego 2008
Polskie Radio I – 1 lutego 2008

Powrót do "Wiadomości" / Do góry