Konstytucja definiuje nasze państwo jako bezstronne światopoglądowo, ale co to właściwie znaczy. Czy np. fakt, że w Sejmie, a także w innych instytucjach publicznych (szkołach, sądach itp.) wisi krzyż, jest sprzeczny z tą definicją? Zdaniem hierarchów Kościoła, krzyż nikomu nie zaszkodzi, a może pomóc w dążeniu do doskonalenia się. Podkreślają, że chodzi o to, by ludzie dorastali do wymagań moralnych, jakie niesie jego przesłanie. To jest jednak życzenie, za którym nie idą żadne instrumenty. Np. w Sejmie krzyż wisi od dawna, od 1997 r., ale nie zauważyłem, żeby ktokolwiek kiedykolwiek się nim przejmował. Nie przeszkadza on posłom oczerniać i obrażać swoich przeciwników politycznych, snuć na ich temat insynuacje, kłamać w żywe oczy itd. O czym więc mówimy?
Zawieszenie krzyża w sali obrad było pewną demonstracją, i to w złym stylu. Kilku posłów AWS zrobiło to ukradkiem, pod osłoną nocy (uwieczniły to kamery filmujące salę posiedzeń), nie uzgadniając tego z nikim, łącznie z marszałkiem. Już sam ten fakt świadczy, że nie byli przekonani co do swoich racji, a po prostu postawili posłów przed faktem dokonanym. Zdaniem polityków prawicy, krzyż w Sejmie nie kłóci się z konstytucyjną zasadą bezstronności, ponieważ on tam wisi nie jako symbol religijny, lecz symbol cywilizacji łacińskiej, w której chrześcijaństwo odegrało niebagatelną rolę. A tak w ogóle to trzeba wyciszyć spory światopoglądowe.
Otóż, nie zgadzam się z tym. Czego symbolem jest krzyż wszyscy wiedzą – jest to jednoznaczne. Dlatego nie powinno go być w Sejmie ani w innych instytucjach państwowych i tyle. Inną sprawą jest natomiast, czy można go teraz usunąć. Uważam, że nie. Tak jak w 1997 r., gdy rzecz się stała, tak i teraz sądzę, że byłoby rzeczą najgorszą dla perspektyw Polski, gdyby rozpętano wojnę o symbole, zastępując nią debatę o przyszłości naszego kraju. Po objęciu władzy lewica słusznie postąpiła nie próbując zrewanżować się prawicy – ani pod osłoną nocy, ani w biały dzień – choć wielu wyborców miało nam to za złe i nadal wypomina. Panuje nawet opinia, że nieposzanowanie zasad państwa świeckiego, uleganie żądaniom hierarchii kościelnej, było jedną z przyczyn klęski lewicy w 2005 r. Pamiętajmy jednak, że Polska była akurat przed wejściem do Unii Europejskiej i rozpoczynanie ostrego konfliktu z Kościołem – o krzyże, w sprawie aborcji, w sprawie stopni z religii na świadectwach szkolnych, w sprawie przywilejów podatkowych dla fundacji kościelnych itp. przed referendum byłoby ogromnym ryzykiem. Mogło sprawić, że frekwencja byłaby o parę procent niższa, co by wystarczyło, żebyśmy nie znaleźli się w Unii. Ówczesne działania lewicy podyktowane więc były częściowo konformizmem, a częściowo próbą pozyskania Kościoła dla sprawy akcesji Polski do UE, co – jak dziś widzimy na przykładzie obiekcji do Karty Praw Podstawowych – nie było wcale takie oczywiste. Jestem więc ostrożny w krytyce premiera Leszka Millera w tej kwestii, chociaż zdarzały mu się zachowania, których Unia nie wymagała, np. wizyty u prałata Jankowskiego w Gdańsku.
Z tego wszystkiego należy wyciągnąć wnioski, co nie znaczy, że trzeba wszczynać wojnę z Kościołem o krzyże. Jest nam ona niepotrzebna. Są natomiast inne kwestie, które wymagają konsekwencji w obronie neutralności światopoglądowej państwa. Co zaś do postulatów prawicy, by wyciszyć spory na tym tle, bowiem odciągają nas one od ważnych zadań, to przypominam, że takie myślenie o państwie już było, przed 1989 r. Wtedy mówiono np., że prawa człowieka to jest jakaś fanaberia, bo istotne jest, żeby było co do garnka włożyć.
Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 30 kwietnia 2008
Powrót do "Wiadomości" / Do góry | | | |
|