Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 16.09.08, 20:33 / Powrót

Dokąd zmierzasz, szkoło?

Rząd przymierza się do reformy edukacji, niestety budzi ona więcej obaw niż nadziei, bo albo zatrzymuje się w pół drogi, albo podąża w niedobrym kierunku - pisze Marek Borowski w TEMI. -
Jest np. propozycja podwyższenia pensum, czyli liczby godzin dydaktycznych, które obowiązują każdego nauczyciela (dzisiaj - 18). Nie jestem temu przeciwny, uważam jednak, że trzeba wziąć pod uwagę głosy nauczycieli, którzy mówią, że wykładają różne przedmioty i w zależności od tego, różne jest ich obciążenie przygotowaniami i innymi zajęciami pozalekcyjnymi.
Podwyższenie pensum spowoduje, że kilkadziesiąt tysięcy nauczycieli, według ZNP nawet 100 tys., będzie zbędnych. Pytanie, czy mają być zwolnieni, czy wykorzystani? Moim zdaniem powinni być wykorzystani - należy połączyć stopniowy wzrost pensum z szybszym wzrostem zarobków i zmniejszaniem liczby uczniów w klasach. Nauczyciele mieliby wtedy lepszy kontakt z uczniami i nie tylko pracowaliby więcej, ale i lepiej. Byłaby to więc prawdziwa reforma. Rząd nic nie mówi jednak o mniej licznych klasach, a wzrost zarobków zaplanował na niezbyt wysokim poziomie.
Jest też pomysł, żeby każdemu gimnazjaliście zafundować laptopa, co będzie kosztowało kilkaset milionów złotych, albo więcej i nie przyniesie zauważalnego efektu. Nie na tym polega komputeryzacja szkół. Komputery powinny stać na ławkach, pracować w sieci i służyć uczniom na co dzień. Są w Polsce świetne programy multimedialne do nauki wszystkich przedmiotów.
Dobrze, że rząd przestał się upierać przy pomyśle posłania w jednym roku do szkoły wszystkich 6-latków - obniżanie wieku szkolnego ma być rozłożone w czasie. Dlaczego jednak nie pójść dalej i nie przeznaczyć roku, który w ten sposób uzyskujemy, na przywrócenie 4-letniego liceum ogólnokształcącego? To byłaby prawdziwa reforma. Skrócenie nauki w LO do 3 lat, a praktycznie do 2,5 roku, bo w ostatnim semestrze wszyscy żyją maturami, negatywnie odbiło się na jakości nauczania.
W ramach reformy, pod hasłem jeszcze większego usamorządowienia oświaty, rząd wyzbywa się wszelkich uprawnień i odpowiedzialności za edukację. Ma znacznie zmaleć rola kuratora, nie będzie już np. mógł blokować likwidacji szkół, ani opiniować kandydata na dyrektora szkoły. Można postawić pytanie, po co on w ogóle będzie, bowiem cała polityka edukacyjna oddawana jest w ręce 2500 samorządów gminnych i trzystu kilkudziesięciu samorządów powiatowych. To jest jakiś absurd. Przecież nie może być tyle polityk edukacyjnych w Polsce! Doprowadzi to do wypaczeń i obniżenia poziomu nauczania.
Jakby mało tego, minister Hall aprobuje i popiera przekazywanie szkół przez gminy różnego rodzaju fundacjom i stowarzyszeniom, czyli faktyczną ich prywatyzację. Czym to grozi, pokazują wyniki kontroli NIK z maja 2008 roku w szkołach niepublicznych o uprawnieniach szkół publicznych. W ¼ skontrolowanych szkół nie zapewniono warunków bezpieczeństwa nauki i pracy. W połowie nauczyciele pracowali nie na podstawie stosunku pracy, lecz umów cywilno-prawnych, czyli z reguły zarabiali mniej i w każdej chwili mogli być zwolnieni. Ponad 70 proc. organów prowadzących szkoły nie dofinansowywało doskonalenia zawodowego nauczycieli. W 1/5 powierzono zadania edukacyjne osobom nieposiadającym odpowiednich kwalifikacji. W ¼ szkół stwierdzono niezgodność liczby uczniów ze stanem faktycznym, czyli wyłudzenie wyższej dotacji podmiotowej. W 92 proc. pobierano od uczniów miesięczne czesne w wysokości od 100 do 650 zł, a 30 proc. pobierało ponadto opłaty wpisowe lub administracyjne. W 30 proc. szkół nie prowadzono nadzoru pedagogicznego. W 1/6 stwierdzono nieprawidłowości finansowe na łączną kwotę 9 mln zł.
Obecnie nad tymi nieprawidłowościami jeszcze można zapanować, jeżeli jednak szkolnictwo niepubliczne przybierze masowy charakter, to stanie się to niemożliwe. Będziemy mieli do czynienia z powszechnym obniżeniem poziomu nauczania, zróżnicowaniem dostępu do edukacji oraz pogorszeniem warunków pracy nauczycieli, którzy nie będą chronieni przez Kartę Nauczyciela. Nauczyciel, którego metody i to co przekazuje uczniom nie spodobają się możnym sponsorom czy stowarzyszeniu, będzie musiał szukać sobie nowej pracy. Czy o to chodzi w nowoczesnej edukacji?
W dodatku rząd nie mówi, ile ta reforma będzie kosztować i czy są na nią środki, a tym samym uniemożliwia poważną debatę na jej temat.

Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI

17 września 2008 r.

Powrót do "Wiadomości" / Do góry