Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 10.02.09, 20:48 / Powrót

Kiedy euro zastąpi złotego?

Z informacji przedstawionej w Sejmie przez ministra finansów, Jacka Rostowskiego, wynika, że rząd jest zdeterminowany wprowadzić Polskę do strefy euro w 2012 roku. Mógłbym temu tylko przyklasnąć, gdyby tym deklaracjom nie towarzyszyły działania, które mogą nas od strefy euro oddalić - pisze Marek Borowski w TEMI. Argumentów „za” euro jest wiele, choć równocześnie niemal na każdy jest kontrargument. Jeśli np. powie się, że w strefie euro notuje się szybszy wzrost gospodarczy, to można znaleźć kraj poza strefą euro, który rozwija się jeszcze szybciej. Przerzucanie się tego rodzaju argumentami do niczego więc nie prowadzi. A już zwłaszcza nie na miejscu jest straszenie Polaków. Grozą powiało w Sejmie szczególnie po wystąpieniu posła Jerzego Polaczka, który sięgając do historii zaborów, roztoczył wizję Polski jako biednej Galicji w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Jakoś Słowacja, która niedawno przyjęła euro, nie ma podobnych obaw.
Istotne jest, po pierwsze, to, że cały świat zmierza ku integracji. Po drugie, to, że Polska ma słabą walutę, ponieważ nie jest potęgą gospodarczą. Mimo szybkiego rozwoju wciąż jesteśmy, w porównaniu z wieloma innymi krajami, stosunkowo słabo rozwinięci, dlatego złoty podlega ryzyku ataków spekulacyjnych, przed którymi nie potrafimy się obronić. Właśnie tego doświadczamy, natomiast euro jest na takie ataki odporne.
Ażeby móc normalnie poruszać się po wspólnym europejskim domu musimy mieć tę samą walutę. Po zniesieniu ceł (a też byliśmy tym straszeni) oraz uregulowaniu kwestii pomocy publicznej tak, żeby poszczególne kraje nie stosowały własnych kryteriów w tym zakresie, jest to kolejny etap. Czy jednak można już dziś wyznaczyć konkretne daty: w czerwcu br. wejście do tzw. korytarza walutowego (ERM II), co wymagałoby usztywnienia kursu złotego, a 1 stycznia 2012 r. do strefy euro?
Uważam, że rząd zrobiłby wielki błąd upierając się przy tym. Przystąpienie do euro wymaga spełnienia określonych kryteriów ekonomicznych, w tym utrzymania niskiego deficytu budżetowego. Tymczasem w sytuacji światowego kryzysu finansowego, który – jak to rząd wreszcie przyznał – Polski nie ominie, co widać już dziś gołym okiem, dotrzymanie kryterium deficytu i przyjęcie w wyznaczonym terminie wspólnej waluty nie może być priorytetem. Rząd powinien przede wszystkim starać się uchronić gospodarkę i społeczeństwo przed skutkami kryzysu, przed spowolnieniem gospodarczym, a to może wymagać m.in. zwiększenia deficytu. Na razie postanowił ciąć wydatki, co grozi pogłębieniem kryzysu, a w konsekwencji oddali nas, a nie przybliży do euro. Trzeba utrzymać wydatki inwestycyjne i zamówienia publiczne, czyli wszystkie te, które podtrzymują produkcję i chronią miejsca pracy. Jeśli zabraknie wpływów z podatków, trzeba je sfinansować obligacjami rządowymi. Opowiadanie, że zwiększenie deficytu o 5 czy 10 mld zł rozwali polską gospodarkę, jest czystym doktrynerstwem.
Przed wprowadzeniem euro musi być też zmieniona konstytucja. Porządnie byłoby tak: zmiana konstytucji, wejście do ERM II, przyjęcie euro. Rynki finansowe i inwestorzy muszą wiedzieć, że zmieniliśmy konstytucję, bo inaczej – nie wierząc, że do tej zmiany dojdzie (PiS jest przeciw, a po wyborach nie wiadomo, jaki będzie układ sił) - mogą dalej grać na osłabienie złotego. Jest to wielkie ryzyko.
Akurat w tej sprawie możliwy jest konsensus. PiS chce referendum, więc je zróbmy zadając Polakom następujące pytanie: „Czy wyrażasz zgodę na to, aby podjąć wszelkie działania, w tym dokonać zmiany konstytucji, aby Polska od 1 stycznia 2012 r. weszła do strefy euro?” Jest tylko jeden warunek: wszystkie partie, a przede wszystkim PiS, zobowiążą się do respektowania wyniku referendum także wtedy, gdy frekwencja nie przekroczy 50%, bo jej osiągnięcie jest w Polsce niezwykle trudne. Takie referendum mogłoby się odbyć razem z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ci, którzy będą chcieli zabrać głos, pójdą do urn. Nieobecni pokażą, że jest im wszystko jedno.
Reszta będzie zależała od rządu, od tego, czy wdroży skuteczny program antykryzysowy. Jeśli nie, data przyjęcia euro będzie musiała ulec przesunięciu.
Premier obiecał wprawdzie cud gospodarczy, ale tym razem proponuję na to nie liczyć.

Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 11 lutego 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry