Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wiadomości / 20.03.09, 12:14 / Powrót

Marek Borowski w "Sygnałach Dnia"

Henryk Szrubarz: Weto prezydenta w sprawie 6–latków odrzucone. Pan wczoraj głosował i wstrzymał się od głosowania. Dlaczego?

Marek Borowski:
Wstrzymałem się od głosu, dlatego że ta reforma, którą generalnie popieram - uważam, że Polska powinna dołączyć do krajów, gdzie obowiązek szkolny zaczyna się od 6 lat - wymaga jednak środków. Doskonale wiemy, że trzeba przystosować szkoły do nauki 6–latków. Trzeba także wybudować i stworzyć przedszkola, bo 5–latki mają mieć prawo, czyli faktycznie obowiązek przejścia wychowania przedszkolnego, co dzisiaj jeszcze nie jest powszechne. I na ten cel rząd początkowo przeznaczył w tym roku 347 mln złotych i podobne kwoty w roku przyszłym i następnym, razem koło miliarda. To był jeden z elementów porozumienia między rządem a opozycją, że te pieniądze będą. Po czym po uchwaleniu ustawy, za którą także głosowałem, rząd nagle te 300 mln obciął i stwierdził, że tu właśnie znalazł oszczędności. Jest to niepoważne.

H.S.: Ale wczoraj w czasie wystąpienia w sejmie domagał się pan informacji od Donalda Tuska, co dalej z tymi pieniędzmi. Ale przecież pan doskonale wiedział, że tej informacji pan nie otrzyma, bo Donald Tusk poleciał do Brukseli na szczyt.

M.B.:
Nie, dlaczego wiedziałem? Jeżeli rząd chce czy domaga się od opozycji, żeby odrzuciła weto prezydenckie, to musi ją traktować poważnie. 10 dni temu na konferencji prasowej razem z posłem Lisem zaapelowaliśmy do rządu, żeby wypowiedział się w tej kwestii i przywrócił te kwoty. Przedwczoraj w debacie powtórzyliśmy to i wczoraj jeszcze poseł Lis o to pytał. Na sali nie było ani pana premiera, ani dwóch wicepremierów. Oczywiście, żadnej odpowiedzi nie ma. Pieniędzy nie ma po prostu. Można uchwalić, oczywiście, tę ustawę i efekt będzie taki, że ten program nie zostanie zrealizowany, chociaż ustawa będzie. Ja tylko żałuję - bo zwróciliśmy się także do SLD, żeby wsparło nas w tym względzie i żeby zażądało od rządu przywrócenia tych pieniędzy. Gdyby SLD podjęło taką decyzję, to z całą pewnością te pieniądze zostałyby przywrócone, bo od tego zależało odrzucenie weta.

Jakub Urlich: Panie pośle, PSL wspólnie z PiS-em i SLD zamierza odrzucić zawieszenie finansowania partii proponowane przez Platformę Obywatelską, a pana koło poselskie?

M.B.:
Dokładnie tak samo. Chcę powiedzieć krótko i dobitnie: projekt Platformy jest czysto propagandowy i nieprzyzwoity, ponieważ on z jednej strony kieruje nas do jakiejś szarej strefy, to znaczy takiej sytuacji, w której partie polityczne nie wiadomo skąd będą brały pieniądze, a właściwie, jak popatrzymy na różnego rodzaju powiązania biznesowe, o których ostatnio głośno i to także w Platformie Obywatelskiej, no to widać, skąd będą brały pieniądze.

J.U.: Ile SDPL dostaje dofinansowania?

M.B.:
Dostajemy kwartalnie około 800 tysięcy złotych. Są to niewielkie pieniądze i jeszcze kredyt spłacamy, tak że tutaj żadnych luksusów nie ma.

J.U.: A bez tych pieniędzy co by się stało?

M.B.:
Bez tych pieniędzy nie sposób zorganizować nawet jakiegokolwiek wydarzenia, konferencji, spotkania. Trudno sobie wyobrazić, że partia polityczna bez pieniędzy funkcjonuje, to już nie te czasy. Mało tego – partia rządząca, która zgłasza projekt obcięcia wszystkich subwencji, jest po prostu obłudna, dlatego że ona sama dysponuje ogromnymi możliwościami dotarcia do wyborców.

H.S.: Zacytuję panu fragment listu otwartego do Przemysława Gosiewskiego Marka Goliszewskiego, list zamieszcza magazyn Biznesmen.pl, i mówi tak: „System finansowania partii w Polsce jest chory. Umacnia na scenie publicznej partie, które mają dofinansowanie. Byłoby lepiej zgodnie z przedwyborczymi deklaracjami Platformy, aby sejm na stałe uchylił finansowanie partii z podatków wszystkich obywateli”. Zresztą Marek Goliszewski twierdzi, że w tej chwili porównuje się... biznesmen może często jest synonimem oszusta, który tam gdzieś pod stołem daje pieniądze, że to jest bardzo niesprawiedliwe wobec właśnie biznesmenów i przedsiębiorców. Dlaczego jakby z góry się zakłada, że biznesmeni mogą gdzieś pod stołem dawać pieniądze?

M.B.:
Ja rozumiem postawę pana Goliszewskiego, szefa Business Center Clubu i powiem więcej – ja się z nim solidaryzuję wtedy, kiedy mówi, że politycy traktują biznesmenów jako oszustów, to jest niedopuszczalne. Ale tu nie chodzi o żadne oszukiwanie. Tutaj po prostu chodzi o to, że...

H.S.: Ale w podtekście tych wszystkich wypowiedzi taki zarzut się pojawia przecież, panie pośle.

M.B.:
Nie, są w Polsce ludzie, którzy mają pieniądze, i ludzie, którzy nie mają pieniędzy. I teraz – ci ludzie, którzy mają pieniądze, mogą finansować partie polityczne i powiedzmy sobie, że partia polityczna taka jak Platforma Obywatelska, która jest zwolenniczką obniżania podatków dla najbogatszych, będzie, oczywiście, od tych najbogatszych otrzymywała datki. Uczciwie, to nie chodzi o żadne oszukiwanie, tylko po prostu będą tę partię wspierać. Mają pieniądze i będą wspierać za przyszłą obniżkę podatków. Tymczasem partie, które będą się opierały na warstwach uboższych, takich środków nie będą otrzymywały. Więc nie bez powodu w całej Europie istnieje system finansowania partii z budżetu po to, żeby właśnie wyrównywać ich szanse i żeby odciąć je od szarej strefy.

Natomiast inną sprawą jest wysokość tych środków i to, na co one mogą być wydawane. Rzeczywiście można je zmniejszyć. I jest drugi projekt, który pójdzie do komisji i będziemy nad nim pracować – nad ograniczeniem tych środków, a także na przykład trzeba się zastanowić, czy jest sens, żeby w kampanii wyborczej dziesiątki milionów złotych szły na bilboardy i na spoty telewizyjne, z których niewiele wynika. Chcę powiedzieć, że we Francji jest zakaz bilboardów i zakaz spotów telewizyjnych, co zmusza polityków do wyjścia na ulicę, do spotkania się z ludźmi, do rozmów bezpośrednich, do wręczania ulotek na ulicy i tak dalej.

H.S.: Panie marszałku, dzisiejsza Rzeczpospolita informuje, że żona wiceministra pracy współpracuje z Work Service (to jest firma senatora Tomasza Misiaka), a resort przygotowywał korzystne dla tej firmy przepisy. To być może z tego będzie kolejna afera. Natomiast pan na konferencji prasowej ostatnio mówił... przypomniał swój własny projekt sprzed 2 lat...

M.B.:
Karta Standardów Politycznych, tak?

H.S.: ...że teraz tego rodzaju Karta byłaby jak znalazł.

M.B.:
No, byłaby jak znalazł. Ona była zaproponowana tuż przed wyborami w 2007 roku dla wszystkich ugrupowań...

H.S.: Dlaczego wszystkie ugrupowania nie poparły wydaje się, że tak szlachetnej inicjatywy?

M.B.:
Dlatego, że cały czas partie nie przywiązują wagi do tego. Może teraz zaczną, ale nie przywiązują wagi do tego. Uważają, że albo ich partia jest tak szlachetna, że tam się w ogóle nie mogą zdarzyć takie przypadki, albo też uważają, że nie są w stanie tych powiązań wewnętrznych, o których wiedzą, zerwać. Może teraz będzie lepszy klimat do tego, żeby coś takiego wszyscy wspólnie podpisali. Ważnym elementem tej Karty było powołanie rady strażników standardów politycznych - niezależnej, to znaczy złożonej nie z polityków, lecz z ludzi obdarzonych autorytetem etycznym, która by w sytuacjach takich jak te, których ostatnio mamy sporo, wypowiadała się publiczne i jej zdanie byłoby przesądzające. Do niej również można by się zwrócić o interpretację, czy określone postępowanie, czy określona sytuacja jest zgodna z zasadami etyki, czy też nie.

H.S.: No ale jest sejmowa komisja etyki poselskiej.

M.B.:
A właśnie, sejmowa komisja etyki składa się z polityków, składa się z posłów, każdy klub deleguje jedną osobę. Wiemy, jak ona funkcjonuje i po prostu wielokrotnie wydaje decyzje polityczne, po prostu...

H.S.: To znaczy gdyby jej nie było, to też by się nic nie stało, tak?

M.B.:
Oczywiście, lepiej, że ona jest, bo jest ileś przypadków, gdzie jednak wzniosi się ponad podziały polityczne. Ale sytuacja, w której wyniki głosowań są notorycznie trzy do jednego albo dwa do dwóch, świadczy o tym, że niejednakowo pojmuje się kryteria etyczne.

J.U.: Panie pośle, a jak pan ocenia przygotowanie lewicy do wyborów do Europarlamentu? Nie ma jednej listy, w dzisiejszym Dzienniku Józef Oleksy obwinia o to Włodzimierza Cimoszewicza.

M.B.:
Za Józefem Oleksym to chyba nikt nie nadąży, to trzeba sobie od razu powiedzieć. Józef Oleksy zmienia zdanie, niedawno wychwalał Cimoszewicza. Sprawa jest prosta jak przysłowiowy drut. Była propozycja wspólnej listy pod patronatem Cimoszewicza, który zresztą sam by wystartował. Powiem więcej – gdyby szybko w tej sprawie podjęto decyzję, to również Danuta Huebner byłaby na tej liście...

J.U.: Przestraszył się szyldu „Lewica”?

M.B.:
Kto?

J.U.: Włodzimierz Cimoszewicz.

M.B.:
Nie, tutaj nie chodzi o szyld „Lewica”, tylko o to, żeby pokazać, że Lewica otwiera się na inne środowiska. W związku z tym kwestia szyldu jest właśnie dość istotna, bo ona pokazuje otwartość lewicy, natomiast SLD wybrało zamkniętą lewicę. No, jak wybrało zamkniętą...

H.S.: Czyli dla pana SLD to beton rozumiem.

M.B.:
Proszę pana, proszę mnie nie wkładać w usta jakichś określeń...

J.U.: Zwłaszcza betonu.

M.B.:
Tak, a zwłaszcza betonu, proszę mnie nie betonować. W SLD są różni ludzie, byli i są zwolennicy otwartej lewicy, tyle że nie mają większości póki co. No więc nie było wyjścia, Porozumienie dla Przyszłości, centrolewica, musiało utworzyć własną listę i tyle. Ale zachwycony tym nie jestem, żeby sprawa była jasna.

J.U.: Bardzo dziękujemy. Poseł Marek Borowski z Koła Poselskiego SDPL Nowa Lewica, w Sygnałach Dnia.

M.B.:
Dziękuję bardzo.



Rozmawiali: Henryk Szrubarz i Jakub Urlich

Powrót do "Wiadomości" / Do góry