Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wiadomości / 26.05.09, 21:22 / Powrót

Zaklinanie kryzysu

Prezydent wygłosił pierwsze w historii orędzie przed Sejmem. Przez długie miesiące nie mogliśmy doczekać się debaty na temat sytuacji gospodarczej kraju, dobrze więc, że prezydent w końcu ją wymusił - pisze Marek Borowski w TEMI. Wprawdzie jego orędzie wpisało się w kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego, ale i rząd kierował się wyborczymi kalkulacjami. Informacja, że trzeba głęboko znowelizować budżet i ciąć wydatki nie przysporzyłaby głosów koalicji rządzącej.
W odpowiedzi na pytania prezydenta, premier zaproponował nam nadzieję i wiarę. Jako urodzony optymista wierzę w postęp, w ludzi, w to, że prędzej czy później będzie lepiej. Tego rodzaju wierze trzeba jednak pomóc konkretnymi działaniami. Jeśli są, wiara jest uzasadniona, jeśli nie ma – pozostają puste słowa. Niestety, mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem.
W długim i - jak sam przyznał - męczącym wystąpieniu ministra finansów, Jacka Rostowskiego, było dużo demagogii i niewiele poza tym. Usłyszeliśmy, po pierwsze, że Polski nie stać na zwiększanie deficytu budżetowego i sfinansowanie wydatków prorozwojowych, tak jak to robią inne kraje. Po drugie, że Polska jest w dobrej sytuacji, ponieważ wzrost PKB będzie w granicach zera, a w innych krajach poniżej – od minus 3 do minus 5%. Zatem to Polska prowadzi dobrą politykę.
Problem w tym, że spadek PKB jest w Polsce większy niż w innych krajach (z 6% do 0%), zatem nie ma się czym chwalić. Nie wiadomo też, co by się stało, gdyby USA, Wielka Brytania, czy Niemcy, które z taką arogancją minister Rostowski krytykuje, nie wpompowały w swoje gospodarki dodatkowych pieniędzy. Czy ktoś zadał sobie takie pytanie? W czasie wielkiego kryzysu w latach 30. dochód narodowy w tych krajach spadał o 30%. Może więc pakiety stymulacyjne pomogły? Poza tym Polska z tych pakietów też korzysta! Sam minister Rostowski przyznał, że dzięki temu, iż Niemcy dopłacają obywatelom do kupna nowych samochodów, część Niemców kupuje samochody w Polsce. Można powiedzieć, że „jedziemy na gapę”, więc nie mamy co udawać mądrych i jedynych, którzy posiedli tajemną wiedzę o ekonomii.
Minister Rostowski nie pierwszy raz z grzechu stara się zrobić cnotę i nie przyznaje się do błędu. Gdyby rząd zmienił fatalny budżet zostawiony mu w spadku przez PiS, gdyby wycofał się z drugiego etapu obniżki składki rentowej, który kosztował 12 mld zł, mielibyśmy dziś deficyt bliski zera i możliwość jego zwiększania celem stymulowania popytu. Nie zrobił tego, wbrew opiniom wielu ekonomistów, w tym własnych doradców. Obniżka składki rentowej w sumie o 22 mld zł była ciężkim błędem rządu PiS, ale obciąża też PO, która tę decyzję poparła i min. Rostowskiego, ponieważ znaczną część tych pieniędzy mógł jeszcze uratować. Nawet w obecnej, trudnej dla budżetu, ale zawinionej przez siebie sytuacji, nie może on jednak powtarzać jak mantrę, że nie możemy się zadłużać. Rachunek zadłużenia musi być pełny. Potrzebna jest więc odpowiedź na pytanie, co się stanie, jeśli się nie zadłużymy, wzrośnie bezrobocie, dojdzie do zamknięcia niektórych zakładów, wzrośnie obszar biedy, trzeba będzie wydawać więcej na zasiłki, spadną wpływy do budżetu z podatków. Z rachunków poważnych instytutów finansowych wynika, że każde 100 tys. bezrobotnych oznacza ok. 600 – 700 mln zł kosztów budżetowych. Zatem przyrost bezrobocia o 500 tys. to są 3 mld zł plus niepokoje społeczne. Rząd tego rachunku nie przeprowadził, co pokazuje, że mamy do czynienia z jednostronnym patrzeniem na gospodarkę.
Co zrobili prezydent Obama, premier Brown, kanclerz Merkel, by zwiększyć aktywność gospodarczą w swoich krajach - wiemy dosyć dobrze, co nasz rząd – nie wiemy praktycznie nic. Jeśli na koniec roku będziemy mieli 14% bezrobocia, a nawet więcej zamiast 9,5%, poszerzony znacznie obszar biedy, protesty społeczne, to odpowiedzialność za to spadnie na rząd, który maskuje fakty, uprawia politykę przeczekania i zaklinania kryzysu.
Jedyną „jaskółką” jest ewolucja premiera Tuska. W expose powiedział, że można jednocześnie obniżać podatki i podwyższać wydatki, a tylko umysły zanurzone w ponurej, socjalistycznej przeszłości sądzą inaczej. Dziś zwraca się do opozycji, żeby tego nie żądała, bo to niemożliwe... No cóż, łatwiej było obalić PiS, niż zwalczyć kryzys (akcent proszę położyć na „zys”).

Galicyjski Tygodnik Informacyjny TEMI - 27 maja 2009

Powrót do "Wiadomości" / Do góry