Marek Borowski: Na pewno wynik poniżej oczekiwań. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że to ugrupowanie, które jest koalicją trzech partii, razem ze swoją nazwą faktycznie powstało mniej więcej miesiąc przed kampanią wyborczą i przebicie się do opinii publicznej z jego nazwą i charakterem było bardzo trudne. Po pierwsze, to wymaga nakładów finansowych. U nas system polityczny jest wyznaczany przez wielkość subwencji. Środki, którymi nasze partie dysponowały, były na przykład w porównaniu z SLD 12-13 razy mniejsze, a w porównaniu z innymi partiami, było to jeszcze słabiej, poza tym...
H.S.: Czyli chce pan powiedzieć, że na przykład Sojusz Lewicy Demokratycznej miał lepszy PR, tak? Bo to jest takie modne słowo.
M.B.: Miał lepszą kasę, ale nie tylko o to chodzi. To jest sprawa wprowadzenia na rynek polityczny nowego produktu. 2,5% to jest wynik, o którym można powiedzieć - biorąc pod uwagę, że próg jest 5% - że szklanka jest do połowy pełna albo od połowy pusta. No i teraz na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć. Ja uważam, że współpracę trzeba kontynuować i tę ofertę jednak rozszerzać i przedstawiać wyborcom, ale decyzja w tej sprawie będzie należała do wszystkich partii, które tworzą Porozumienie dla Przyszłości Centrolewica.
H.S.: A może jednak przeprosić się z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i wrócić pod skrzydła?
M.B.: Ale my się nie gniewamy, rzecz tylko polega na tym, że w naszym najgłębszym przekonaniu odrodzenie szeroko rozumianej lewicy czy centrolewicy - bo chodzi także o ugrupowania, które nie chcą się nazywać lewicą, ale które w gruncie rzeczy mają podobny program - wymaga współpracy tych ugrupowań. Sojusz Lewicy Demokratycznej notorycznie odmawiał takiej współpracy. Przypomnę: było Porozumienie Lewica i Demokraci i zostało rozbite przez SLD. Była propozycja Cimoszewicza zrobienia wspólnej listy. Nie mogę tego odżałować do dzisiaj, bo wspólna lista z Cimoszewiczem na czele, także jako kandydatem, prawdopodobnie miała szansę na znacznie lepszy wynik niż suma procentów SLD i Centrolewicy. No i wreszcie sam wynik SLD jest poniżej wyniku LiD-u sprzed półtora roku. Było 13 i pół procenta, jest 12,3. Pięć lat temu Sojusz Lewicy Demokratycznej miał 11,4, teraz ma 12,3, po pięciu latach. Czyli to jest stagnacja, to jest brak oferty, to jest nieotwieranie się na inne środowiska. SLD ma potencjał, ale go nie wykorzystuje, nie ma pomysłu, jak to zrobić. My mamy...
H.S.: Ale w walce z konkurencją na lewej stronie sceny politycznej to Sojusz Lewicy Demokratycznej, osobiście Grzegorz Napieralski jest zwycięzcą jednak.
M.B.: Ale nie mogło być inaczej. Przecież my nie zakładaliśmy, że wygramy w procentach tę batalię, tu nie o to chodzi. My cały czas próbujemy odrodzić lewicę w Polsce. Po wyborach 2001 roku, kiedy lewica miała 41%, to wszystko, co potem się działo mniej więcej od 2004 roku to jest dołek, z którego wspólnie nie możemy wyjść. I właśnie my uważamy, że wyjście może być tylko poprzez otwarcie się na inne środowiska. Próbujemy to robić, ale mamy małe możliwości.
W.M.: Panie pośle, a może... ktoś powiedział zresztą, że może ta nazwa zmyliła wyborców: Centrolewica, bo ludzie po prostu nie wiedzieli, kto za tą nazwą się kryje, co to za ugrupowanie.
M.B.: Oczywiście, ja się całkowicie zgadzam. Jeżeli ma się miesiąc czy półtora miesiąca na wypromowanie nazwy i niewielkie środki, to jest to trudne. Jeżeli ta inicjatywa będzie kontynuowana, bo podkreślam: zależy to od innych członów tej koalicji, to z całą pewnością uda się doprowadzić do świadomości wyborców, co to jest, kto to jest i tak dalej. Są również inne powody, które spowodowały trochę słabszy wynik. Nie mówię, że przekroczylibyśmy 5%, bo to było dość trudne w tych warunkach, ale mógł być lepszy . Proszę państwa, przez tydzień przed wyborami pojawiały się sondaże w jednej z poczytnych gazet, które dawały Centrolewicy zero albo jeden, na przykład w województwie lubelskim, w którym startowałem, byłem liderem listy, sondaż był zero. Wynik? 4,50, 4,5%. W Poznańskim, w Wielkopolsce sondaż zero. Wynik? 3,7. Więc to jakby zniechęcało część wyborców do głosowania, a do tego jeszcze...
H.S.: Czyli chce pan powiedzieć, że to powodowało taką reakcję: nie będę głosował na przykład na Centrolewicę, bo to będzie zmarnowany głos.
M.B.: Bo to będzie zmarnowany głos, zresztą takie nawoływania się również pojawiły . Aleksander Kwaśniewski poparł SLD w tym samym duchu. Tego rodzaju zjawiska i przypadki utrudniały nam uzyskanie lepszego wyniku. Podkreślam – były i nasze błędy w tej sprawie. Główne pytanie, które stoi przed lewicą cały czas - przed nami, przed SLD, przed Partią Demokratyczną, która nie nazywa się lewicą, ale przecież jest w stanie współpracować z ruchami lewicowymi, przed Zielonymi, jest takie: co się takiego dzieje, co jest w ofercie programowej, a może w ludziach, którzy tę ofertę przedstawiają, że od 5 lat zmieniają się rządy -i to rządzą ugrupowania, które przegrywają wybory -a lewica nie potrafi się podnieść z dołka, w którym się znalazła.
H.S.: Panie pośle, jeszcze na zakończenie chcieliśmy porozmawiać o ustawie medialnej uchwalonej już przez Sejm. Niestety w przyszłorocznym budżecie Ministerstwa Finansów resort nie przewidział finansowania mediów publicznych, a mają być finansowane właśnie z budżetu.
M.B.: Tak, wiem, rozumiem intencję pytania i to, co się dzieje w tej chwili na linii minister finansów i inne ministerstwa i tak dalej...
H.S.: To proszę pana jako specjalistę od finansów.
M.B.: To, co się dzieje z ustawą medialną, to jeden wielki skandal. Mówiliśmy tutaj o naszych relacjach między innymi z SLD. Jest jeszcze jeden problem. Przepraszam, że wrócę do tego, ale on się wiąże z ustawą medialną. SLD głosował w swoim czasie za obniżką podatków dla najbogatszych. SLD nie potrafił przeciwstawić się obniżce składki rentowej. SLD poparł tę ustawę medialną, mimo że ona proponuje tylko 880 milionów złotych na radio i telewizję oraz w gruncie rzeczy skazuje telewizje lokalne, regionalne na upadek. Tu są też problemy. Ustawa medialna proponowała 880 milionów na radio i telewizję. To znaczy, że telewizja w dalszym ciągu będzie musiała opierać się na reklamach, i to na licznych reklamach, czyli będzie musiała dawać programy mało wartościowe, rozrywkowe, po to, żeby te reklamy przyciągnąć. To kompletnie nic nie zmienia.
To, co się dzieje, to znaczy minister finansów, który mówi: „Ale nawet tyle nie dam”, oznacza, że intencja Platformy Obywatelskiej była tak naprawdę złowroga, to znaczy w gruncie rzeczy pozostawić media publiczne samym sobie.
I teraz się odbywa taki trochę cyrk. Jest anegdota o wprowadzaniu kozy do mieszkania, którą się potem wyprowadza i wszyscy mówią: ojej, jak miło, mimo że jest tak samo jak było. Podobnie tutaj. 880 milionów krytykowane przez wszystkich medioznawców: tak nie można. Teraz się wprowadza kozę...
H.S.: Bo to za mało pieniędzy po prostu...
M.B.: Tak jest...
H.S.: ...na jako takie dobre funkcjonowanie mediów publicznych.
M.B.: Tak jest. A najpierw się likwiduje abonament. A teraz się wprowadza kozę, czyli mówi się: nawet tego nie będzie. Po czym panowie i państwo, słuchacze zobaczą – za dwa tygodnie pan premier Tusk ogłosi, że nie, absolutnie oddalamy takie pomysły (a może za tydzień, bo Senat się tym zajmuje), oddalamy takie pomysły i wszyscy powiedzą: to świetnie, to znakomicie. Tymczasem to będzie znowu 880 milionów złotych. Naprawdę to, co się dzieje z mediami publicznymi, to jest jeden wielki skandal.
W.M.: Dziękujemy bardzo za rozmowę. Marek Borowski, Centrolewica, w Sygnałach Dnia.
M.B.: Dziękuję bardzo.
Rozmawiali: Henryk Szrubarz i Wiesław Molak
Powrót do "Wiadomości" / Do góry | | | |
|