Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wystąpienia / 13.02.09 / Powrót do "Wystąpienia"

Sejm; Wystąpienie w debacie nt. zadań polskiej polityki zagranicznej w 2009 r.

Wysoka Izbo! Panie Ministrze!

Pierwszego exposé pana ministra mieliśmy okazję wysłuchać w maju ubiegłego roku. Wtedy ocenialiśmy tylko zapowiedzi, bo niesławną przeszłość kształtowaną przez PiS i przez panią minister Fotygę pan minister mógł odkreślić grubą linią. Dziś jesteśmy w lepszej, a rząd poniekąd w trudniejszej sytuacji, bowiem możemy odnieść się nie tylko do kolejnych planów, do kolejnych zapowiedzi, ale także sprawdzić złożone wcześniej obietnice.
Przemawiając rok temu, poparłem przedstawione przez pana ministra Sikorskiego pięć priorytetów polskiej polityki zagranicznej, mianowicie budowanie siły Polski przez solidarną Unię Europejską, umocnienie roli Polski w światowym systemie bezpieczeństwa, wzmacnianie wizerunku Polski w świecie, troskę o Polaków za granicą i unowocześnienie naszej służby dyplomatycznej. Te same priorytety - i to dobrze, bo świadczy to o tym, że nie są to priorytety na chwilę i na jeden rok - pan minister zaprezentował również dzisiaj. Trzeba jednak powiedzieć, że kwestie te po części mieszają się ze sobą, zwłaszcza wzmacnianie wizerunku nie odbywa się autonomicznie. Trudno sobie wyobrazić, że cały plan wzmacniania wizerunku polega na tym, iż w całej Europie wywieszamy billboardy z bijącym po oczach tekstem ˝Poland is cool˝. Przede wszystkim ten wizerunek buduje się poprzez przestrzeganie demokratycznych standardów, poprzez realizowanie zobowiązań, które się na siebie wzięło, poprzez rozwijającą się gospodarkę, a także przez aktywność na polu międzynarodowym, zgłaszanie inicjatyw, oczywiście pod warunkiem, że aktywność ta nie polega na blokowaniu działań innych państw i wywoływaniu skandali, których, niestety, w ubiegłym roku nie uniknęliśmy, ale na zgłaszaniu sensownych propozycji rozwiązywania problemów, jakie stoją przed wspólną Europą.
Po wysłuchaniu wystąpienia pana ministra i głosów części opozycji, zwłaszcza przedstawiciela PiS, ale nie tylko, mogę przypomnieć znaną prawdę, że nikt nie jest tak wspaniały, jak sam o sobie mówi, i tak kiepski, jak mówią o nim jego przeciwnicy.
W polityce europejskiej rządy ogłaszają sukces w dwóch przypadkach: gdy dzięki ich inicjatywie zyskuje cała Unia albo gdy uda im się kosztem całości utargować coś dla siebie. Tylko ten pierwszy rodzaj jest prawdziwym sukcesem i buduje pozytywny wizerunek kraju w Europie. Drugi co najwyżej poprawi słupki sondażowe w wewnętrznej politycznej walce. Szanse na prawdziwy sukces - i za to trzeba rząd pochwalić - ma zgłoszona przez Polskę i zaakceptowana przez Unię inicjatywa Partnerstwa Wschodniego. Pochwalić trzeba nie tylko sam pomysł, bo takie pomysły były zgłaszane od dawna i było ich wiele, ale przede wszystkim profesjonale wykonanie. Polska nie wyrwała się z tą ideą jak Filip z konopi czy - bardzie współcześnie - jak premier Marcinkiewicz z paktem muszkieterów, ale najpierw poszukała sojuszników, i to w grupie starych członków Unii, mowa oczywiście o Szwecji. Za to należy się plus.
Teraz jednak przed nami zadanie nie mniej trudne i decydujące o tym, czy ta szansa zmieni się w konkretny rezultat. Ten pomysł należy wypełnić treścią. Tu już na Szwecję nie ma co liczyć. Jeżeli my tego nie zrobimy, to Partnerstwo Wschodnie pozostanie takim ładnie skrojonym przez krawca, pracowicie uszytym garniturem, którego nikt nie kupi. O jaką treść chodzi? Mogą to być tradycyjnie szkolenia, konferencje, stypendia, ale może to być też coś większego, np. zaoferowanie Ukrainie, Gruzji, może jeszcze innym krajom współpracy przy wdrażaniu w tych państwach programu antykorupcyjnego. W taki program zaangażowałoby się wiele europejskich krajów, to jest szalenie ważne, a skuteczna walka z korupcją znacznie zwiększyłaby szansę tych państw na ścisłe stosunki z Unią i z NATO, a nawet na członkostwo.
Drugi plus, trochę mniejszy z punktu widzenia interesów Unii jako całości, ale całkiem spory z punktu widzenia interesów Polski należy się za pakiet klimatyczno-energetyczny. Także w tym przypadku Polska zdołała zmontować koalicję wspólnego interesu i jej skutecznie przewodzić. To także odpowiada na pytanie, kiedy jest się liderem. Nie wtedy, kiedy się deklaruje, że się nim jest, tylko wtedy, kiedy ma się koncepcję, pomysł i determinację oraz zgromadzi się wokół siebie partnerów. Tym razem chodziło o bardziej sprawiedliwy podział kosztów i korzyści wewnątrz Unii. Gwoli sprawiedliwości, jako że Socjaldemokracja Polska współdziała w ruchu społecznym Porozumienie dla Przyszłości z Partią Zielonych 2004, muszę także powiedzieć, że z ekologicznego punktu widzenia pakiet wywalczony przez Polskę przynosi nam oczywiście korzyści ekonomiczne, ale wydłuża okres zanieczyszczania atmosfery, o czym trzeba pamiętać. No cóż, zawsze jest coś za coś.
Pozytywnie oceniamy także rolę, jaką Polska odegrała, mobilizując Unię do zajęcia się konfliktem rosyjsko-gruzińskim, i nie podzielamy opinii lamentujących, że oto Rosja uzyskała wszystko, co mogła, a Unia Europejska w zasadzie nic. Trzeba pamiętać, że możliwości interwencji nie tylko Unii, ale i NATO w odległej Gruzji, i to jeszcze przy dosyć niesfornym prezydencie tej republiki, były naprawdę bardzo ograniczone. Zrobiono tyle, ile było można.
Reszta sukcesów wymienionych przez pana ministra - przejdę już do, że tak powiem, mniej pochwalnych akcentów - to już raczej ubarwianie rzeczywistości. Wycofanie wojsk z Iraku nie jest żadnym sukcesem, to jest realizacja zapowiedzi przedwyborczej i ciężką porażką oraz wiarołomstwem byłoby niewykonanie tego zobowiązania.
Normalizację stosunków z Niemcami i względną normalizację relacji z Rosją także trudno uznać za sukces. Wystarczyło przecież, panie ministrze, zaprzestać polityki burczenia, pohukiwania, obrażania się na partnerów, wystarczyło zastąpić szczękościsk kilkoma uśmiechami i normalizacja w zasadzie przyszła sama. To oczywiste, żeby sprawa była jasna. Ale potem już żadnych szczególnych sukcesów w stosunkach z Niemcami czy Rosją nie odnotowano. To jeszcze jest przed nami.
Wreszcie sukcesem nie jest - zacytuję to, co powiedział pan minister - rozpoczęcie reformy służby zagranicznej, czego zwiastunem jest połączenie MSZ i Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. To jest niewątpliwie sukces pana ministra Sikorskiego, który powiększył swoje imperium, ale o tym, czy i jakie korzyści przyniosło to obywatelom, będziemy mogli porozmawiać najwcześniej za rok i na tę rozmowę się już umawiamy.
Panie ministrze, uważam, że trzy sukcesy, które na dodatek jeszcze dostrzega opozycja, to naprawdę sporo. Nie ma więc powodu i potrzeby malowania trawy na zielono i dokładania do tego kolejnych pisanek.
Konkluzja tej części jest taka, że w Europie Polska na pewno wychodzi z cienia. To jest zasługa naszej polityki zagranicznej. To jest pierwsza liga, jak był uprzejmy powiedzieć pan minister, choć nie jest to jeszcze ekstraklasa, bo pamiętajmy, że taki mamy układ. Pierwsza liga na pewno. Ale przestrzegałbym pana ministra przed akceptowaniem wazeliny, której kubeł wylał dzisiaj na pańską głowę pan poseł Lisek, ponieważ wazelina, po pierwsze, zalewa oczy, po drugie, można się na niej poślizgnąć.
Chodzi o to, żeby nie być przekonanym, że jesteśmy wspaniali i niczego nam już nie brakuje. Stać nas na więcej. Musimy mnożyć propozycje. Partnerstwo Wschodnie i bezpieczeństwo energetyczne to są dwa główne kierunki. Musimy ożywić Trójkąt Weimarski, o czym stosunkowo mało mówiono, i stanąć dzisiaj razem z Czechami na czele państw sprzeciwiających się narastaniu fali protekcjonizmu, która rozbija solidarność i jedność Unii Europejskiej. Można powiedzieć, że los daje do rąk pewną szansę. Nie zmarnujmy jej, bo będziemy mogli pokazać się jako państwo, które właściwie rozumie, czym jest i czym powinna być Unia Europejska, i to państwo, które niedawno przecież stało się członkiem tej Wspólnoty.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo!
Obok sukcesów, jak mężnie przyznał pan minister, były też porażki. Jak się jednak przyjrzeć tym porażkom, które pan minister wymienił, to ich wspólną cechą jest to, że winy za nie nie ponosi ani premier, ani minister spraw zagranicznych. Jakoś tak się składa.
Jeśli chodzi o traktat lizboński, to niezależnie od dziwacznego i ośmieszającego Polskę zachowania prezydenta Kaczyńskiego, zablokowała go jednak Irlandia. Ukraina i Gruzja nie otrzymały mapy drogowej do NATO, bo ich elity władzy zachowywały się nieodpowiedzialnie i ryzykownie. Polak w Pakistanie został zamordowany, ale rząd twierdzi, i chyba ma rację, że zrobił w tej sprawie wszystko, co mógł. Pan minister bije się więc trochę w cudze piersi.
Jest jednak powód, i to istotny, żeby uderzyć się we własne. Ten powód to rozpoczęta przez PiS i niestety kontynuowana przez Platformę Obywatelską próba ułożenia sobie uprzywilejowanych stosunków z USA poza i trochę na przekór Europie i NATO. Chodzi o tromtadrackie oświadczenia o strategicznym partnerstwie z USA, uwikłanie Polski w instalację tarczy antyrakietowej, przedłużanie ponad potrzebę misji w Iraku - mówię o poprzednich rządach, nie o rządzie PO - powstrzymywanie się od krytyki Stanów Zjednoczonych, choć powody bywały oczywiste. Wszystko to okazało się niewiele warte. Wiz nie zniesiono, pomoc wojskowa jest mikroskopijna, korzyści pozawojskowe z Iraku żadne, no a Bush na zakończenie kadencji zadzwonił do 20 sojuszników, ale akurat nie do Polski. Czas zrozumieć, panie ministrze, i nie łudzić się - czasami nadal używane są te sformułowania - że Polska może być strategicznym partnerem USA, bo nie może. Stany Zjednoczone nie mają w Polsce żadnych strategicznych interesów. Polityka Busha - hegemoniczna, arogancka, antyeuropejska, stawiająca na siłę i zbrojne interwencje, lekceważąca prawo międzynarodowe - na szczęście poniosła klęskę, a wraz z nią porażkę poniosła basująca Bushowi polityka zagraniczna zainicjowana przez rządy PiS i niestety kontynuowana przez rząd Donalda Tuska.
Czas się otrząsnąć ze złudzeń, panie premierze, panie ministrze. Amerykanie dostrzegą nas i docenią wtedy, gdy im czymś zaimponujemy, gdy będziemy silnym ogniwem Unii Europejskiej, gdy np. uruchomimy konkretne działania w ramach Partnerstwa Wschodniego, z którego także USA będą mogły korzystać.
Idą nowe czasy. Barack Obama stawia na dialog, na porozumienie, szanuje prawo, szanuje partnerów, trudne sprawy chce rozwiązywać pokojowo, dyplomatycznie, siłę traktując jako broń ostateczną. To zupełnie inna filozofia globalnego ładu niż kosztowna, niehumanitarna, a do tego nieskuteczna wizja Busha. Polska polityka zagraniczna musi się przestawić i pomóc w nowym układaniu spraw tego świata. Zdaje się jednak, że nie jest to zadanie łatwe. Oto w jednej z poważnych, zdawałoby się, gazet czytam: ˝Złym sygnałem dla Polski mogą być zapowiedzi o zbliżeniu USA z Rosją. Według nieoficjalnych informacji Ameryka zrezygnuje z tarczy w zamian za gotowość Moskwy do redukcji arsenałów atomowych obu krajów o 80%˝. Proszę państwa, ręce opadają. Świat się cieszy, że tysiące ton śmiercionośnej broni pójdzie na złom, ale Polska powinna się martwić, bo nie będzie miała tarczy. Gdyby to tylko dziennikarze twierdzili, ale w każdej niemal audycji telewizyjnej politycy PiS i niestety także Platformy Obywatelskiej wyrażają nadzieję, że tarcza jednak będzie, a pan premier deklaruje wiceprezydentowi USA gotowość jej przyjęcia.
Tymczasem nasze stanowisko powinno być dokładnie odwrotne, panie ministrze. Powinniśmy zadeklarować gotowość zrezygnowania z tarczy, jeśli tylko taki krok ułatwi międzynarodowe porozumienia, np. z Rosją czy z Iranem. W trakcie analogicznej debaty w maju ub.r. mówiłem z tej trybuny: Sojusz USA, Unii Europejskiej i Rosji i wspólny nacisk na Iran byłby z pewnością bardziej skuteczny w zakresie wymuszenia odstąpienia od podejrzanych i ryzykowanych planów rakietowych i atomowych. Jeśli Stanom naprawdę chodzi o efektywne przeciwdziałanie zagrożeniu ze strony Iranu, to powinny otwarcie zaproponować Rosji utworzenie takiego trójkąta w zamian za rezygnację z instalowania tarczy w Polsce. Wtedy taki pogląd był obrazoburczy, dziś współbrzmi z koncepcjami nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Konkluzje są takie, że trzeba wrócić do normalnych, przyjacielskich, ale nie strategicznych stosunków z USA. Polska zostanie dostrzeżona przez Amerykę, jeśli będzie umacniać swoją pozycję w Europie i wyspecjalizuje się w jakiejś dziedzinie. Partnerstwo Wschodnie wydaje się specjalizacją najbardziej naturalną. Polska powinna się także zdobyć na odwagę i umieć skrytykować Amerykę, gdy będą po temu powody. Amerykanie szanują takich partnerów. Jeśli wysyłamy żołnierzy na niebezpieczne misje, to tylko pod warunkiem że będziemy mieli wpływ na określenie celów operacji i ich realizację.
Konkluzja generalna: po 1989 r. cele naszej polityki zagranicznej były jasne i jednoczyły wszystkie siły polityczne. Wiadomo było, że chodzi o Unię Europejską i NATO. Nazywano to strategią, trochę na wyrost, bo to tylko są instytucje, instrumenty, potrzebne są jeszcze cele, jakie chcemy realizować dla Polski w świecie, bo przecież ponosimy także cząstkę odpowiedzialności za to, co dzieje się wokół nas. Weszliśmy do NATO i Unii i nagle zrobiło się dość pusto. Co mamy robić, jak wykorzystywać tę obecność, do czego dążyć? Na te pytania powinna odpowiedzieć nowa strategia polskiej polityki zagranicznej, europejskiej i światowej. Jakieś zręby już widać, ale jeszcze sporo pracy przed rządem, ale nie tylko przed nim. Socjaldemokracja Polska, a także ruch społeczny ˝Porozumienie dla Przyszłości˝, którego jesteśmy członkiem, deklaruje gotowość współpracy przy opracowywaniu takiej strategii. Polityka zagraniczna powinna wyrażać polską rację stanu, a racja stanu powinna łączyć, a nie dzielić. I mam takie nieśmiałe marzenie, że może przyjdzie taki czas, a patrzę na pusty fotel prezydencki, że do tej wspólnej polityki zagranicznej dołączy także nasz prezydent.

Dziękuję.

Źródło: Stenogram sejmowy

Powrót do "Wystąpienia" / Do góry