Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wystąpienia / 28.06.05 / Powrót do "Wystąpienia"

Wizja polityki zagranicznej Marka Borowskiego. Wystąpienie podczas Konwencji Europejskiej we Wrocławiu.

Szanowni Państwo, Koleżanki i Koledzy,

Jestem bardzo zadowolony, że dzisiejsze spotkanie odbywa się we Wrocławiu. Przede wszystkim dlatego, że to po prostu piękne miasto, podniesione przez nas, Polaków z ruin a teraz, w niepodległej Polsce przeżywające lata świetności. To też jest szczególne miejsce na przedstawienie mojej wizji polityki zagranicznej Polski.
Wrocław, jak pisał Norman Davis, to mikrokosmos, miejsce styku kilku kultur, narodowościowy europejski tygiel tworzony zarówno przez Niemców, którzy w wyniku wywołanej przez siebie wojny musieli opuścić te tereny i przez Polaków, którzy w rezultacie wielkich przemian terytorialnych przybyli tu z całej Polski, w tym z bardzo oddalonych i jakże odmiennych kresów, a jeszcze przez Czechów i ludzi innych narodowości... To miasto, z którego nie tylko Wrocławianie, ale wszyscy Polacy mogą być dumni. Otwarte, gotowe do dialogu, po prostu europejskie.

Jestem szczęśliwy, że dziś Polska jest państwem stabilnym i silnym swoim członkostwem w UE i w NATO. Moi wnukowie mogą spokojnie dorastać w wolnym kraju, bez lęku o wolność i godność osobistą.

Ta sytuacja to wynik walki i odwagi ludzi „Solidarności”, ale także tych, co zasiadali po drugiej stronie Okrągłego Stołu. Dziś wielu zapomina, że determinacja tych ludzi dała Polsce wolność. Dziś wielu w zapale walki ze wszystkim i wszystkimi zapomina, że sami współtworzyli ten przełom.

To tak niedawno, a dla wielu brzmi jak bajka o żelaznym wilku. Polska była członkiem układu warszawskiego, a niedaleko stąd w Legnicy stacjonowało dowództwo północnej grupy wojsk radzieckich – głównej siły uderzeniowej na Zachód. Byliśmy członkiem RWPG, w ramach której budowaliśmy huty, stalownie i fabryki czołgów. To był wtedy nasz punkt wyjścia. Niemcy, Czesi, Węgrzy szli już przetartą przez nas drogą. Czyż można w takiej sytuacji się dziwić, że – o paradoksie - Jarosław Kaczyński był jednym z architektów okrągłostołowego porozumienia, zgodnie z którym Prezydentem został Wojciech Jaruzelski? I dobrze, ale skąd zajadłość, z jaką bracia Kaczyńscy przymierzają się do porąbania Okrągłego Stołu, symbolu przemian w Polsce i Europie. Nie pozwólmy, aby w wyniku wyborów dostali do ręki siekierę, bo straty, jakie ponieślibyśmy wszyscy, byłyby niepowetowane.
Przemiany, jakie nastąpiły po 4 czerwca wyprzedziły nasze oczekiwania. Nikt nie mógł przypuszczać, że lawina potoczy się tak szybko w dobrym kierunku.

Potoczyła się! Dzięki współdziałaniu wszystkich elit politycznych utrwaliliśmy niepodległość. Jesteśmy członkami UE i NATO. Nie ma bezpośrednich zagrożeń dla przyszłości Polski, jako niepodległego państwa.

Jest też niestety druga strona medalu. Wielu Polaków nie może się cieszyć wolnością i stabilnością, bo żyje w biedzie, często ubóstwie, nie ma pieniędzy na kształcenie dzieci, bo nie ma pracy.

Co to ma wspólnego z polityką zagraniczną państwa. Otóż ma, pod warunkiem, że Prezydentem będzie ktoś, kto chce, by polityka zagraniczna służyła interesom Polaków, a nie ambicjom polityków.

Polityka zagraniczna, którą chciałbym budować jako prezydent, to polityka bez kompleksów historycznych, to polityka służąca interesom ekonomicznym Polski i Polaków, to wreszcie polityka umacniająca niezależność Polski od nacisków innych państw.

Najważniejsza dziś jest stabilność naszego państwa. Nie możemy zaprzepaścić dorobku ostatnich 15 lat.
Prawo i Sprawiedliwość, bracia Kaczyńscy mówią, że zafundują nam IV Rzeczpospolitą. Gdy przychodzą do mnie ludzie i mówią, że zwyczajnie boją się przejęcia władzy przez braci Kaczyńskich, rozumiem ich. Bo jest się czego bać. Zarówno w polityce wewnętrznej, jak i międzynarodowej.
Ich propozycje to permanentna nieufność wobec Unii Europejskiej, ciągły lęk przed obcymi, ciągłe węszenie antypolskiego spisku. Z drugiej strony, stawiając na pierwszym miejscu i na pierwszym planie rozliczenia z przeszłością, a dodatkowo interpretując ją na swój sposób, dążą do katastrofalnego dla przyszłości Polski zaostrzenia stosunków z naszymi sąsiadami, z Rosją i z Niemcami. W efekcie Polska będzie słabym partnerem w Unii Europejskiej nieustannie skonfliktowanym czy to z Rosją, czy z Francją, czy z Niemcami. Czy Francja, Niemcy, Wielka Brytania będą chciały umierać za Polskę? Nie wiem. Ale na pewno nie za braci Kaczyńskich. Liderzy tych państw powiedzą Polakom: macie takich przywódców, jakich sobie sami wybraliście.

Tak więc, tym którzy przychodzą do mnie pełni lęku o międzynarodową pozycję Polski mówię: macie rację, ale nie jesteście bezradni. Nikt z nas nie jest bezradny. Możemy przecież wybrać Prezydenta, który skutecznie przeciwstawi się niebezpiecznej ofensywie braci Kaczyńskich.

Naszym naturalnym środowiskiem jest Europa – o niej tu zresztą cały czas mówimy - a od niedawna ściślej Unia Europejska. Czym jest Unia Europejska dla Polski i Polaków? Każdy ma inną, swoją odpowiedź na to pytanie. Ja wiem jedno, że mój trzyletni wnuk, gdy dorośnie nie będzie rozumiał co to są granice. Dla niego współpraca między narodami będzie tak oczywista jak Internet i telefony komórkowe. Przyjaciół będzie miał nie tylko w Polsce, ale także w Szwecji czy Portugalii a biedę, konflikty, wojny będzie oglądał w telewizji, w reportażach z dalekich stron.

Dziś jednak musimy ciężko pracować, aby te idee zrealizować, aby wygrać europejską szansę. Pierwszymi, największymi beneficjentami są rolnicy. Poznali oni co to znaczy wspólna polityka rolna, wielu skorzystało z otwarcia granic i możliwości eksportu polskich produktów.
Za chwilę inne grupy zawodowe też będą mogły docenić korzyści z integracji.

Pierwszym z trzech głównych filarów mojej polityki zagranicznej będzie więc zdecydowana i głębsza integracja z Unią Europejską i działanie na rzecz umacniania jej pozycji na świecie. Bo silna pozycja Unii Europejskiej, to także silna pozycja Polski.
Nowe drogi, mosty, oczyszczalnie ścieków, lepiej wyposażone szkoły, więcej boisk dla naszych dzieci, to wszystko pojawi się w najbliższych latach dzięki temu, że jesteśmy w Unii Europejskiej.
Ale jest jedna rzecz, niematerialna, której nie będziemy mogli dotknąć, a która bardzo silnie wpłynie na życie młodego pokolenia. To wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa w Unii Europejskiej. Niewielu jeszcze dokładnie rozumie co znaczą te cztery słowa, a jednak są one tak ważne.
Przykłady już padały, ale warto je powtórzyć. Dziś, jeśli Rosja chce marginalizować Polskę, może rozmawiać bezpośrednio z Francją lub Niemcami. I robi to. Dla tych państw – nie miejmy złudzeń – interesy z Polską nie są całkowicie porównywalne z interesami z Rosją. Są drugorzędne. I Rosja to wie. I Rosja tak dzisiaj postępuje. Jeśli w UE będzie wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa, Rosja będzie musiała rozmawiać z jednym przedstawicielem UE, nie będzie więc mogła wykluczyć z tego dialogu Polski. W ten sposób będziemy mieli wpływ na stosunek UE do Rosji. W stosunkach z Rosją będziemy silni siłą całej Unii Europejskiej, a nie tylko siłą krzyku braci Kaczyńskich.
Niestety PIS i Lech Kaczyński wolą sami kłócić się z Moskwą, choć to oczywiste, że nic dobrego z tego dla Polski nie wyniknie. Tego boją się Polacy i słusznie.

Trzeba więc dążyć do ściślejszej integracji wewnątrz Unii, bo im więcej integracji, tym więcej solidarności, a bez solidarności udział Polski w Unii Europejskiej traci na znaczeniu.
Jakże tu jednak mówić o solidarności po referendach we Francji i Holandii, i po fiasku szczytu budżetowego w Brukseli?
Otóż nie tylko można, ale i trzeba o tym mówić – głośniej niż dotychczas!

Mówił o tym Józef Pinior, mówili następni mówcy, a przecież nie umawialiśmy się co do tego. To po prostu wynika z chłodnej analizy rzeczywistości. To wynika także z wizji, jaką mamy, jaką tworzymy, jaką chcemy zrealizować. To wynika z obrazu Europy, może idealnego, jaki sobie przedstawiamy, ale też bez ideałów niczego nikt nie osiągnie.
Dzisiaj Europa znalazła się rzeczywiście w sytuacji trudnej. Europa wiele razy przeżywała kryzysy i wychodziła z nich cało. Z tego też wyjdzie, ale zawsze można to zrobić wcześniej, z lepszymi wynikami albo później.
Czego dzisiaj potrzebują przywódcy europejscy? Ci przywódcy, którzy tak się skłócili w Brukseli, którzy nie potrafili przyjąć wspólnego budżetu, nie chcieli pójść na kompromis, a nawet nie chcieli przyjąć oferty ze strony biedniejszych krajów, które miały prawo oczekiwać od nich budżetu bardziej zasobnego. Oferty, która polegała po prostu na tym, że te kraje rezygnują z części środków tylko po to, żeby ten budżet został uchwalony. Czego oczekują ci przywódcy – a znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. To oni przecież nie tak dawno podpisali Traktat europejski. W atmosferze euforii, w atmosferze przekonania, że są przywódcami, którzy kierują swoimi narodami, którym narody ufają. Dzisiaj, gdy wrócili do swoich domów, do swoich państw, do swoich rodaków, okazało się, że Francja i Holandia nie ratyfikują traktatu, a inni jeszcze się wahają oraz że egoistyczne interesy nie pozwalają przyjąć budżetu.
Co czynić w tej sytuacji? Oni są oczywiście w sytuacji dla nich kompromitującej. Ta osławiona Europa, przywódcy, którzy nadal będą przywódcami. Blair, choć z pewną trudnością, niedawno wygrał wybory. Chirac też będzie jeszcze rządził, inni również. Otóż oni jak kania dżdżu oczekują w tej chwili dobrej nowiny. Oczekują, że skądś przyjdzie ratunek, nadzieja, sygnał, że nie wszyscy są w takiej sytuacji jak oni. Że nie cała Europa jest skazana na traumę.
Kto może ten sygnał wysłać? Kto może tę dobrą nowinę przynieść? Silny sygnał może wysłać tylko Polska. Dlatego z dużym rozczarowaniem słuchałem, a także uczestniczyłem w debatach dotyczących Traktatu konstytucyjnego. Jeszcze przed tymi referendami pewnych reakcji można było się spodziewać. Mamy w Polsce polityków, którzy są przeciwni Unii, przeciwni integracji, przeciwni projektowi Unii Europejskiej jako wizji politycznej. Oni jednak nie zaskoczyli. Największym rozczarowaniem była postawa Platformy Obywatelskiej, która weszła na polską scenę polityczną jako ugrupowanie proeuropejskie. Ugrupowanie, które uczyło innych Europy, mówiło o sobie: to my jesteśmy forpocztą. I nagle okazało się, że na skutek rozgrywek wewnętrznych, populizmu i skłonności do kabotynizmu stało się inaczej.
Dzisiaj, po referendach we Francji i Holandii, po budżecie, nastrój pewnego przygnębienia jest szerszy. Ale przecież nie jest sztuką promować Europę, integrację europejską, kompromis, porozumienie wtedy, kiedy wszystko idzie dobrze. Kiedy jedni z drugimi ścigają się, kto jest bardziej europejski. To już przeżyliśmy w Polsce. Sztuką jest powiedzieć polskiemu społeczeństwu i polskim politykom, ze to jest właśnie ten moment. Moment, kiedy możemy wejść do I ligi. Możemy pokazać Francuzom, Brytyjczykom, Holendrom i ich przywódcom, że Polska jest nowym motorem Unii Europejskiej. Jeśli te trzy motory osłabły, a zwłaszcza francuski, to Polska jest tym nowym motorem, który może pociągnąć innych.
Dlatego opowiadam się za tym, aby nie rezygnować z referendum, lecz spróbować na nowo je zdefiniować. Tu już nie chodzi tylko o konstytucję, te 10 spraw, które ona załatwia. Mówię o tych 10 sprawach, bo tworzy się różne mity na temat konstytucji – jaka to ona jest skomplikowana, jak trudno ją przeczytać, ile tam jest rzeczy, których przeciętny obywatel nie zrozumie. To jest 10 nowych rzeczy, które można bardzo łatwo przedstawić społeczeństwu. Ale dzisiaj chodzi nie tylko o konstytucję. Chodzi o to, aby w referendum Polacy powiedzieli coś więcej. Przyjmujemy konstytucję, bo ona jest dobra dla Polski, ale także dla tego, ponieważ dzisiaj na nas, na Polsce spoczął kawał odpowiedzialności za przyszłość Europy. I my ją podejmujemy. I to powinniśmy dzisiaj Polakom powiedzieć. Powinni to powiedzieć politycy, którzy patrzą w przyszłość, a nie tylko liczą słupki w sondażach.
Dlatego z tego miejsca zwracam się i do prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego, aby zabrał zdecydowany głos w tej sprawie. Apeluję o to, by marszałek Cimoszewicz wniósł projekt w tej sprawie pod obrady Sejmu. Niech posłowie zdecydują. Być może większość powie „nie”, ale niech ci, którzy są przeciw wezmą za to odpowiedzialność. Niech nie będzie sytuacji „ani w lewo, ani w prawo, ani w przód, ani w tył”, bo to jest najgorsze rozwiązanie, jakie może być. Czasu już nie ma. Decyzja musi zapaść natychmiast.

Drugim filarem naszej polityki zagranicznej są Stany Zjednoczone.
Stany Zjednoczone to najważniejszy sojusznik Polski. Takim pozostaną, jeśli zostanę prezydentem Polski. Nic się w tym względzie nie zmieni i zmienić nie może.
W ostatnich latach Polska bardzo pomogła USA. Wysłaliśmy naszych żołnierzy do Afganistanu, ale co ważniejsze - wzięliśmy udział w interwencji w Iraku. Była to realna pomoc wojskowa i nieocenione dla naszego sojusznika wsparcie polityczne.

Dziś, mając lepszą wiedzę o sytuacji w Iraku, musimy powiedzieć naszym amerykańskim przyjaciołom – stanęliśmy przy was, bo poprosiliście o pomoc, a Polska zawsze w historii była lojalnym sojusznikiem. Pamiętamy także, jak wiele nasz kraj zawdzięcza Ameryce. Fakty są jednak nieubłagane - argumenty, które wtedy przedstawiliście, okazały się nieprawdziwe. Musimy wyciągnąć z tego wnioski, bo przecież to polska dyplomacja bezkrytycznie uznała te argumenty za słuszne i przedstawiła je polskiemu społeczeństwu. Musimy więc być w przyszłości po prostu mniej łatwowierni.

Jest też drugi wniosek z lekcji irackiej. Tego zresztą uczą wszystkich od wielu lat sami Amerykanie – jeśli nie stawiasz twardych warunków i nie dbasz o swój interes, to nie będziesz szanowany. Polska nie jest bogatym mocarstwem, nasza pomoc Amerykanom dużo nas kosztowała i kosztuje – i to nie tylko materialnie. Przede wszystkim popsuły się nasze relacje z partnerami z UE, zwłaszcza z Niemcami i Francją, co okazało się potem brzemienne w skutki. Inna sprawa, że nie konsultując przynajmniej z tymi państwami słynnego „listu ośmiu” polska dyplomacja strzeliła sobie samobójczego gola. Ale stało się. Czy przynajmniej Polska należycie wykorzystała fakt zaangażowania po stronie Stanów Zjednoczonych w stosunkach z USA? Oczywiście nie i nie chodzi o słynne wizy, które są naprawdę problemem drugorzędnym. Chodzi oczywiście o pomoc materialną. Nie postawiliśmy praktycznie żadnych warunków i do dziś jesteśmy świadkami żenujących zabiegów o kilkadziesiąt milionów dolarów, o które Kongres droczy się z Prezydentem Bushem. To jest po prostu poniżające. Przypominam, jeśli nie będziemy sami się szanowali, nikt nas nie będzie szanował. Jako Prezydent będę wymagał od polskiej dyplomacji większej stanowczości, twardszego stąpania po ziemi. Polskie interesy są najważniejsze. Interesy naszych sojuszników są zawsze na drugim planie.

I wreszcie wniosek trzeci: Polska – jako członek ONZ, UE i NATO powinna powrócić do głoszonych przez siebie zasad globalnego ładu opartego na wielostronnym dialogu zainteresowanych stron z wykorzystaniem instytucji międzynarodowych. Motywowane terrorystycznym zagrożeniem, czy tzw. osiami zła działania jednostronne nie stwarzają szans na stabilne, zrównoważone rozwiązania.

Dziś Polska musi wycofać swoje wojska z Iraku. W sposób odpowiedzialny, ale zdecydowany. Ten proces się rozpoczął i powinien być kontynuowany aż do zakończenia w bieżącym roku.

Jednocześnie chciałbym przestrzec przed prymitywnym i nieuzasadnionym antyamerykanizmem, który obserwujemy gdzieniegdzie w Europie i w Polsce. Są takie głosy, które wręcz sugerują, że Stany Zjednoczone powinny zająć się swoimi problemami, Europa swoimi. Bo USA to całe zło, zaś Europa – to ośrodek kultury , głębszej refleksji, centrum intelektualne świata.
Otóż w globalnym świecie – dzisiaj, ale jak wiemy również kilkadziesiąt lat temu – w zasadzie nie ma problemów lokalnych. Problemy lokalne bardzo szybko stają się problemami globalnymi.

Gdyby 60 lat temu Stany Zjednoczone wybrały izolacjonizm – a niewiele brakowało, żeby tak się stało – dzisiaj nie byłoby tej sali. Nie spotkalibyśmy się tutaj i nie moglibyśmy wymieniać krytycznych uwag na temat Ameryki.
Gdyby – przechodząc do bliższych nam wydarzeń – nie pomoc amerykańska – nie wiem, jak dzisiaj wyglądałyby Bałkany. Było dla mnie rzeczą dramatyczną, czymś czego nie mogłem zaakceptować wewnętrznie, że oto na naszych oczach - oczach tych wspaniałych Europejczyków szczycących się kulturą starożytną i nowożytną, intelektualistów zdolnych do głębokiej refleksji i wrażliwości; mało tego – pod okiem kontyngentu złożonego z jakże cywilizowanych Holendrów, wymordowano w Srebrenicy tysiące ludzi. Europa była bierna. Europa nie była w stanie nic zrobić. Europa musiała udać się po pomoc do Stanów Zjednoczonych.
Więc dopóki będziemy potrzebowali tej pomocy, to pamiętajmy, że można i trzeba wystawiać Amerykanom właściwą opinię, oceniać ich postawę w stosunkach międzynarodowych, ale nie można ich odpychać. Nie można zrywać stosunków transatlantyckich, bo one są gwarancją i naszego bezpieczeństwa, i bezpieczeństwa świata.
Amerykanom musimy powiedzieć, że mają wybór między dominacją a przywództwem i że my jesteśmy za przywództwem. Przywództwo amerykańskie trzeba uznać, dominację – nie.
Wydaje mi się, że Amerykanie są w stanie to zrozumieć. Były różne okresy w ich niedawnej historii, gdzie widać było, że to rozumieją. Możemy to wytłumaczyć i starać się dojść do porozumienia, ale pod warunkiem, że nie będziemy uprawiać prymitywnego amerykanizmu. Być może francuska Marianna nie musi mówić po angielsku, choć znajomość języków jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale polski orzeł ma dwa skrzydła. Te skrzydła, to Europa i Stany Zjednoczone. Na tych skrzydłach polski orzeł wzniesie się rzeczywiście wysoko, ale pod warunkiem, że oba będą zdrowe i silne. Jeśli któreś z nich będzie krótsze lub chore to nie poleci.
Przy okazji trzeba też pamiętać, że orzeł – jak to orzeł – ma nie tylko skrzydła, ale także dziób i pazury i od czasu do czasu to musi być widoczne.

Unia Europejska i USA to zachód. Aby mieć pełen obraz potrzeby jest oczywiście także wschód.

Polska ma ogromne osiągnięcia w polityce wschodniej. Realny wymiar miało nasze wsparcie dla republik bałtyckich. Jako pierwsi uznaliśmy niepodległość Ukrainy i stale wspieraliśmy ją na drodze do demokracji. Mamy wreszcie duży udział w zwycięstwie pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Trzeba oddać tu należny szacunek Prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i ministrowi spraw zagranicznych Adamowi Rotfeldowi, a także innym politykom. To determinacja, jasna wizja i wsparcie zachodnich sojuszników umożliwiły tak skuteczną mediację. Dzisiaj zbieramy owoce tego zaangażowania. Nastąpiło wyraźne przyspieszenie w rozwiązywaniu trudnych problemów historycznych, których nie umieliśmy rozwiązać przez wiele lat i nagle okazuje się, że jest to możliwe. Jeszcze będą jakieś opory, dyskusje, ale widać wyraźnie, że nastąpił przełom. Jest to wynik wielu lat uczciwej i otwartej polityki wobec Ukrainy. Byli tacy, którzy tę politykę krytykowali opowiadając się za różnego rodzaju sankcjami, zamrożeniem stosunków itp. Nie wiemy, do czego by to dzisiaj doprowadziło. Na szczęście, stało się inaczej.
Teraz musi nastąpić dalszy ciąg bliskiej współpracy, który zaowocuje przede wszystkim rozwojem stosunków gospodarczych. Ukraina to wielki kraj o wielkich możliwościach. Pierwsze efekty, pierwsze inwestycje ukraińskie w Polsce już są. Ale przecież i my mamy wielkie możliwości inwestowania na Ukrainie, a w związku z tym również zwiększenia naszego eksportu do tego kraju. To jest nadal wielka szansa. Jesteśmy w szczęśliwej sytuacji, szczęśliwym położeniu, tyle że trzeba to wykorzystać.
Jako prezydent zamierzam inicjować i patronować wszelkiego rodzaju programom szkoleniowym, informacyjnym, edukacyjnym i stypendialnym, przecierać Ukrainie drogę do NATO i Unii Europejskiej.
Gdy jednak kierujemy oczy na wschód, to niewątpliwie największym naszym wyzwaniem jest Rosja. Powtórzę: Dobre, partnerskie i oparte na prawdzie stosunki z Rosją wymagają wspólnej polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Bez niej ciągłe powstawać będą nowe napięcia. Kilka tygodni temu przedstawiłem swój program budowy partnerskich stosunków z Rosją. Zakładał on naszą aktywność we wschodnim wymiarze polityki UE. Hasłem przewodnim tej polityki są dwa równo traktowane słowa: Prawda i Partnerstwo. Jeśli tylko jedno z nich będzie ważniejsze, ta polityka będzie kulawa.

Polityka Rosji ostatnich kilkunastu miesięcy dąży do storpedowania naszej pozycji unijnego rozgrywającego wschodnią politykę Unii Europejskiej. W tym celu rosyjska dyplomacja posługuje się historią, wiedząc, jak czuły jest to punkt w naszym kraju. Nasza strategia powinna polegać na puszczaniu mimo uszu prowokacyjnych oświadczeń rosyjskiego MSZ. To nie jest dla nas autorytet w dziedzinie historii. Wyłamali się z tej polityki jedynie bracia Kaczyńscy, którzy jak dzieci dają się prowokować. Jeszcze kilka takich spięć i staniemy się niewiarygodni w oczach unijnych partnerów jako „niepoprawni rusofobi” . My przecież wiemy, że wojna wybuchła we wrześniu 1939 roku napaścią na Polskę Niemiec, a w chwilę potem Rosji, a nie w czerwcu 1941 roku napaścią Niemiec na Związek Radziecki. Wiemy, że wojnę poprzedził pakt Ribbentrop – Mołotow, w którym Hitler i Stalin uzgodnili podział Polski i republik bałtyckich między siebie, wiemy kto i dlaczego wymordował polskich oficerów w Katyniu, Charkowie i Miednoje, wiemy dlaczego Stalin milcząc obserwował agonię Powstania Warszawskiego z prawego brzegu Wisły....
Wiemy także , że państwa bałtyckie były po zakończeniu II wojny światowej okupowane. Że utraciły niepodległość, którą cieszyły się tak krótko.
Ale my wiemy także , choć nie wie tego nasza zacietrzewiona, nierozumna prawica, że teza, iż po okupacji hitlerowskiej przyszła sowiecka, jest nie tylko nieprawdziwa , ale także kompletnie uniemożliwia sensowny dialog z Rosją.
Jako prezydent będę strażnikiem tych wszystkich, podstawowych prawd.

Tej wiedzy powtarzam - nie zmienią oświadczenia rosyjskiego MSZ. Mając tę wiedzę i pamiętając o przeszłości chcę jednak prowadzić z Rosją racjonalny partnerski dialog oparty na fundamencie obopólnych korzyści. Dla dobra Polski i Polaków zamierzam rozmawiać z Prezydentem Rosji najpierw o gospodarce i współpracy między naszymi narodami, a potem o historii. Jako duży europejski naród mamy gdzie przypominać jej prawdziwą wersję.
Unia Europejska, USA, Rosja i nasi wschodni sąsiedzi – w tym trójkącie rozgrywa się polska teraźniejszość i przyszłość. Osiągnięcie optymalnego rezultatu będzie zależało od naszej mądrości i inicjatywy, od stanowczości i gotowości do kompromisów, od siły naszej gospodarki i rozsądku polityków – a zatem od wyników jesiennych wyborów. Spróbujmy w tych wyborach wyeliminować demagogów, krzykaczy i różnego rodzaju moralistów od siedmiu boleści.

Na koniec chcę powiedzieć o sprawach, które są dla wielu bardziej interesujące niż polityka zagraniczna, czyli o personaliach.
Polska miała dwóch wybitnych liderów o zasięgu globalnym. Papieża Jana Pawła II i Lecha Wałęsę. Jesteśmy dumni z ich globalnego dziedzictwa, jesteśmy jego beneficjentami.
Przed światem ogromne wyzwanie – jak zapewnić pokój, zlikwidować haniebny głód setek milionów ludzi, zapobiec konfliktom. Takim forum globalnej współpracy była od II wojny światowej ONZ. Dziś wymaga ona jednak zmiany, usprawnienia, nowego oddechu.
W interesie Polski jest, aby Polak był ważną osobą w tej organizacji. Bez względu na to, jaką kto ma ocenę prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego (a moja ocena jest pozytywna), jest on osobą szanowaną w świecie. Następnym sekretarzem generalnym ONZ powinien być Polak. Aleksander Kwaśniewski – jeśli tylko pojawi się taka możliwość – powinien być poważnym kandydatem na to stanowisko. Jeśli uzyskam zaufanie społeczeństwa, jeśli zostanę wybrany prezydentem, zrobię wszystko, by ten cel osiągnąć. Będę także namawiał Lecha Wałęsę, aby wykorzystał swój ogromny autorytet międzynarodowy do promocji tej kandydatury. Czy to możliwe? No cóż, po imieninach na ul. Polanki chyba tak.
Bo Polska to jest taki kraj, w którym wszystko jest możliwe. Nawet zmiany na lepsze.

Źródło: www.borowski.pl

Powrót do "Wystąpienia" / Do góry