Jeśli chcesz rządzić długo, co nie znaczy, że szczęśliwie, to musisz wprowadzić własny język opisu rzeczywistości, własne kryteria dobra i zła, wreszcie – zburzyć stare pomniki i postawić nowe, własne. Tę sztukę bracia Kaczyńscy i ich koledzy opanowali w bardzo wysokim stopniu. Mogą sobie przy tym spokojnie hasać po politycznej scenie, i to razem ze swoimi upiornymi koalicjantami, mogą marnować dorobek poprzedników, ponieważ ten dorobek jest naprawdę wielki, znaczący i można z niego czerpać pełnymi garściami.
Trwa jednocześnie zakłamywanie historii – tej bardziej odległej, i tej najnowszej. Można powiedzieć, że triumf, chociaż Kopernik pewnie nie byłby tym zachwycony, święci zasada Kopernika-Greshama: jak Polska długa i szeroka pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy.
Jarosław Kaczyński wypowiedział kiedyś słynne zdanie, które przeszło już do annałów, że „nikt nam nie wmówi, iż białe jest białe, a czarne jest czarne” i konsekwentnie się tego zdania trzyma. Właśnie dlatego, w sprzeciwie wobec pazerności, obsesji i zwykłej głupoty, lewica i centrum podjęły współdziałanie. Mimo licznych doświadczeń także z przeszłości, które wskazywały na potrzebę takiego współdziałania – rozmowy i próby toczyły się już przecież 10, 12 lat temu – nie było to łatwe. Pamiętam, że kiedy w grudniu 2005 roku, w uchwale Socjaldemokracji Polskiej pod dość znamiennym tytułem „Sama lewica to za mało”, a później w artykule w „Gazecie Wyborczej” pt „Potrzebny pakt dla demokracji”, przedstawiłem koncepcję porozumienia centrolewicowego, przyjęcie było raczej chłodne. W SLD i UP odezwały się dość liczne głosy, że nie jest możliwe zaakceptowanie liberalnego kursu Partii Demokratycznej. Z kolei w Partii Demokratycznej część działaczy nie dopuszczała myśli o porozumieniu z postkomunistyczną lewicą. Bez względu na to, jakie były proporcje tzw. postkomunistów w różnych partiach lewicowych, to ogólnie rzecz biorąc obraz całości traktowany był przez tych działaczy podobnie.
A więc początki, jak zwykle w takich razach, były trudne, ale w tym przypadku był to już ostatni dzwonek i ostatni moment.
Mimo tych wszystkich problemów nastąpił przełom i do porozumienia doszło. W wyborach samorządowych blok Lewica i Demokraci odniósł umiarkowany – nie powinniśmy wpadać w euforię – ale jednak sukces. Dane na ten temat powinny być częściej prezentowane wszystkim, którzy wieszczyli, a nawet liczyli na klęskę tego porozumienia, a teraz żonglują statystyką. Trzeba przypominać, jakie były przewidywania, sondaże, suma poparcia dla poszczególnych ugrupowań, a jaki końcowy wynik. Dane pokazują, że nie udało się zmobilizować całego elektoratu, który głosował na te trzy partie, ale – mówiąc szczerze – byłoby dziwne, gdyby się udało. To porozumienie wymagało bowiem pewnej sumy kompromisów, posunięcia się na ławce, czy ławeczce, jaką się dotychczas zajmowało. Rezultatem takich kompromisów jest zawsze to, że część elektoratu każdej z partii uważa, iż w kompromisie poszło się za daleko i szuka innych rozwiązań, innej alternatywy, albo nie idzie w ogóle głosować, ucieka w absencję. Tak więc również i ci, którzy uważają, że pełny sukces byłby wtedy, gdybyśmy uzyskali co najmniej takie samo poparcie, jak w 2005 roku, nie mają racji. To jest dobry wynik, dobry zadatek na przyszłość. Tak to trzeba potraktować.
Korzystając z okazji chcę serdecznie podziękować wszystkim demokratom.pl (demokratom.pl – bo sam się też uważam za demokratę, tyle że nie z kropką), za zaangażowanie w wybory warszawskie i wspieranie mojej kandydatury. Szczególne podziękowania należą się Marcinowi Święcickiemu, który na moją rzecz zrezygnował ze swoich, uzasadnionych aspiracji prezydenckich i bardzo aktywnie włączył się w kampanię wspierając mnie swoim doświadczeniem.
Tak na marginesie, każdy cieszy się z wyniku, jaki osiągnął, bo walczyliśmy w naprawdę trudnych warunkach - i w Polsce, w większości województw, i tu, w Warszawie. Elektorat wykształcony, inteligencki nie jest gwarancją poparcia dla LiD-u. Platforma Obywatelska, Hanna Gronkiewicz-Waltz była potężnym kontrkandydatem. Także Marcinkiewicz nie jest typowym przedstawicielem PiS-u, co widać po jego dalszych losach. Każdy jest więc jakoś zadowolony z tego wyniku, choć apetyty były troszkę większe i nie wszystkim się udało. Chciałbym jednak Koleżanki i Kolegów jeszcze bardziej podnieść na duchu niż zrobił to przede mną Marcin Święcicki. Tak naprawdę w sejmiku mazowieckim Partia Demokratyczna ma bowiem nie jednego przedstawiciela, ale trzech. Celiński i Balicki to przecież dawni działacze Unii Demokratycznej, od Was się wywodzą. To oznacza, że zachowali swoją siłę, która nie wzięła się przecież z ich działalności w ostatnim okresie, lecz z całej ich drogi życiowej, która została przez wyborców doceniona. To także pokazuje, że warto było połączyć nasze siły.
Osiągnęliśmy dobry wynik, bo poszliśmy do tych wyborów razem. Połączył nas sprzeciw wobec tego, co się w Polsce dzieje i dość ogólna wizja Polski, jaką sobie wymarzyliśmy. Ale to jeszcze nie program. To dopiero pierwszy krok. Na samym sprzeciwie daleko się nie zajedzie. Nie szczędzimy władzy krytyki - jest ona bardzo łatwa do krytykowania - ale zgódźmy się, że to już w tej chwili nawet nie bardzo wciąga. Ileż razy można kpić sobie z Leppera, z Giertycha, czy wreszcie z braci Kaczyńskich. To już staje się pewnym stałym fragmentem gry. Trzeba pójść dalej. Wiemy jak jest, więc musimy zaproponować i stopniowo budować nową rzeczywistość. W polityce prostego sprzeciwu i ciągłej krytyki specjalizuje się Platforma Obywatelska i jej już nikt w tym nie przebije. Ludzie czekają na program pozytywny, na bardziej skonkretyzowaną odpowiedź na pytanie, jaką właściwie Polskę - i z kim - chcą budować Lewica i Demokraci. Po krótkiej kanikule powyborczo-świątecznej czas więc przejść do drugiego etapu prezentowania wspólnych stanowisk w ważnych dla kraju sprawach, inicjowania debaty publicznej, także w bezpośrednim kontakcie z wyborcami, i wreszcie podjęcia prac nad długofalowym – pod hasłem „Jaka Polska” – programem LiD-u. Wymaga to zarówno prac merytorycznych, jak i organizacyjnych.
Podjęliśmy już takie działania. Odbyły się pierwsze spotkania. Dość intensywnie przechodzimy do pracy. Sądzę więc, że czasami wyrażane niepokoje, zwłaszcza ze strony życzliwych nam ludzi, iż nie widać aktywności LiD-u, zostaną wkrótce rozwiane. Dalej już tylko od nas będzie zależało tempo i merytoryczna zawartość tych prac.
Również, a może szczególnie, w Warszawie te działania się rozwijają. Przygotowujemy następny krok w kierunku „miękkiej” koalicji LiD-u i Platformy Obywatelskiej, a mianowicie porozumienie programowe. Propozycje będą przedstawione i przedyskutowane przez wszystkie organizacje warszawskie naszych partii. Chociaż pełnię funkcję w sejmiku województwa a nie w Radzie Warszawy, jako kandydat LiD-u na prezydenta czuję się odpowiedzialny za to, jak ta współpraca będzie realizowana. Chciałbym, żeby było jasne dla wszystkich mieszkańców Warszawy, że polityka LiD-u w tym względzie, łącznie z poparciem Hanny Gronkiewicz-Waltz i wejściem w różnego rodzaju porozumienia czy to w dzielnicach, czy w Radzie Miasta, czy wreszcie w samym Ratuszu, nie ma na celu wyłącznie lokowania swoich ludzi na określonych funkcjach, choć cieszę się, że są to ludzie kompetentni. Ma natomiast na celu merytoryczne wzmocnienie władz miasta. Chodzi o to, by w efekcie tego porozumienia nasi warszawscy wyborcy mogli za cztery lata powiedzieć, że dobrze głosowali, a ci co głosowali inaczej, by częściej wybierali LiD w następnych wyborach. Taki jest cel. Ludzie muszą zauważyć nas, nasze propozycje i stwierdzić, że prawdziwą i realistyczna alternatywą dla rządów PiS-u i jego koalicjantów nie jest Platforma Obywatelska, która jest PiSem-bis, bardziej cywilizowaną twarzą PiS-u, lecz Lewica i Demokraci.
Oczywiście, nic nie trwa wiecznie i nie należy sądzić, że Platforma Obywatelska pozostanie taka, jaka jest na zawsze. Tam też odbywają się dyskusje wewnętrzne. Oni też widzą „buksowanie” partii w miejscu. Osiągnęli dwadzieścia parę procent, ale o więcej jest trudno, a właściwie bez jakiegoś jasnego komunikatu w obecnej sytuacji niemożliwe. Komunikat: Jesteśmy antyPiS-em, już więcej nikogo nie przyciągnie. Tak więc na tym gruncie będzie się odbywała rywalizacja.
Zgadzam się z Januszem Onyszkiewiczem, że obecność Partii Demokratycznej jest dla LiD-u niezwykle ważna. To jest partia, która – być może z innymi jeszcze ugrupowaniami, np. ze Stronnictwem Demokratycznym – będzie przyciągała do LiD-u jako ugrupowania perspektywicznego i rozsądnego ludzi mniej ukierunkowanych politycznie na lewicę, czy prawicę. Trudność całego tego zadania polega nie tylko na konieczności przełamania bierności naszych struktur. To prawda, że wyniki wyborów parlamentarnych, problemy finansowe, jakie przeżywamy, nie sprzyjają wielkiej aktywności, ale jesteśmy niewątpliwie w stanie tę bierność przełamać. Trudność polega jednak także na znalezieniu właściwych proporcji i relacji między funkcjonowaniem LiD-u jako struktury oraz posiadających własną tożsamość partii politycznych, które wchodzą w jego skład. Jestem zwolennikiem, podobnie jak moi przedmówcy, utrzymania tożsamości partii i budowania LiD-u do wyborów parlamentarnych jako federacji. Swoją własną tożsamość partie mogą natomiast budować poprzez aktywność w docieraniu do ludzi, w pozyskiwaniu wyborców, w propagowaniu programu LiD-u, a także swoich odrębności, które niewątpliwie wystąpią. Będą to robić dla siebie, a poprzez to dla Lewicy i Demokratów jako całości.
Jest jednak zasadniczy warunek powodzenia tej koncepcji, mianowicie, partnerstwo i wiarygodność we wzajemnych, międzypartyjnych relacjach. Podkreślam tę zasadę, bo w ostatnich wyborach - niestety, także w kilku przypadkach w Warszawie - nie zawsze była ona przestrzegana. Byłoby także niedobrym sygnałem, gdyby wobec ludzi, którzy ponoszą odpowiedzialność za odejście od tej zasady i naruszanie wspólnie ustalonych reguł nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Bez partnerstwa i wiarygodności nie będzie współpracy, nie będzie LiD-u, nie będzie sukcesu. Przeżyjemy natomiast rozczarowanie. Liderzy partii tworzących centrolewicę – odnoszę to oczywiście także do siebie – powinni więc stanowczo zadbać o przestrzeganie tej zasady i sami jej przestrzegać.
Mamy wśród naszych członków i sympatyków wielu popularnych i zarazem kompetentnych polityków. Nie musimy się tu niczego wstydzić w porównaniu z partiami, które uzyskują dziś większe poparcie wyborców. Mamy zdolnych, młodych ludzi, a także ogromne doświadczenie. Jest potencjalny, spory elektorat, który czeka na racjonalne, poważne propozycje. Życzmy sobie nawzajem, abyśmy jak najszybciej mogli, zdołali te atuty zagospodarować i wykorzystać. Dla dobra Polski i tych wszystkich Polaków, którzy nie chcą wybierać, jak w znanej anegdocie o samochodach Forda, między czarnym a czarnym, ale chcą rzeczywistej alternatywy. Kraju, w którym nie jest duszno. Kraju, z którego nie trzeba wyjeżdżać, a jeśli się wyjechało, to warto wrócić.
Dziękuję.
Źródło: www.borowski.pl
Powrót do "Wystąpienia" / Do góry