Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 04.07.03 / Powrót

Przyszły parlament może być gorszy niż obecny - Rzeczpospolita

Rz.: Dlaczego na kongresie SLD postulował pan zmianę systemu wyborczego do Sejmu i Senatu?

MAREK BOROWSKI: Dlatego, że SLD jako największa partia powinna się zastanowić, czy obecny sposób wyłaniania elit jest optymalny. Moim zdaniem - nie jest. Obecny system wyborczy jest kontestowany przez społeczeństwo. Z sondaży opinii publicznej wynika, że większość wyborców opowiada się za okręgami jednomandatowymi. Ludzie chcą głosować na konkretnego polityka. Doceniam zalety takich wyborów. Ludzie personifikują swoje oczekiwania. Wybierają jednego posła czy senatora i on jest skrzynką odbiorczą różnego rodzaju problemów pojawiających się na danym terenie. Zarazem jest zobligowany do oddziaływania na różne struktury, aby się tymi problemami zajęły. W momencie gdy senatorów jest kilku, a posłów jeszcze więcej, odpowiedzialność całkowicie się rozmywa.

Ponadto zaufanie do partii politycznych jest dużo niższe od zaufania do konkretnego polityka. Przy pozostawieniu obecnego systemu wyborczego nie da się odbudować zaufania do partii. Dlatego warto rozmawiać o zmianach, a punktem wyjścia do dyskusji mogłaby być propozycja prezydenta, aby wybory do Senatu odbywały się w 100 jednomandatowych okręgach.


Dlaczego do Senatu, a nie do Sejmu? Zresztą SLD opowiadał się za likwidacją Senatu.

Rzeczywiście ten postulat pojawił się w kampanii wyborczej. Uważam jednak, że dopóki z Sejmu będą wychodziły ustawy wymagające poprawy, dopóty Senat będzie nam potrzebny. Przy tym założeniu można zmienić zasad wyboru senatorów. Natomiast jestem przeciwny wybieraniu wszystkich posłów w okręgach jednomandatowych. Uważam, że taki system grozi rozdrobnieniem parlamentu. W wypadku Senatu ma to mniejsze znaczenie, bo jego poprawki są odrzucane przez Sejm bezwzględną większością głosów. Natomiast jeżeli chodzi o Sejm, trzeba być ostrożnym. Nasza scena polityczna jest mało stabilna, nie możemy ryzykować, że jeszcze bardziej się nam rozproszkuje.


Wyniki wyborów do Senatu raczej nie potwierdzają tej obawy. Senat w kolejnych kadencjach był zwykle bardziej monolityczny niż Sejm.

To, że w Senacie dotychczas nie było rozdrobnienia, nie oznacza, że tak samo byłoby w przyszłości w Sejmie, gdyby wybory odbywały się w okręgach jednomandatowych. Siły poszczególnych ugrupowań się wyrównują. O tym, by na scenie politycznej pozostały dwa czy nawet cztery silne ugrupowania, na razie nie mamy co marzyć. Na dodatek w trudnej sytuacji znajdą się kandydaci bezpartyjni, którzy będą robili karierę pod hasłem - w nic nie jestem "umoczony", nie sprawowałem władzy, na mnie możecie liczyć. Gdyby wielu takich kandydatów weszło do Sejmu, to mielibyśmy problem przy tworzeniu stabilnego rządu. Poza tym ordynacja zakładająca wybory wszystkich posłów w okręgach jednomandatowych, a więc wybory większościowe, wymagałaby zmiany konstytucji. Jest natomiast inne rozwiązanie. Można zachować wybory proporcjonalne, a mimo to część posłów wybierać w okręgach jednomandatowych. Tak jest w Niemczech - część deputowanych wybierana jest w okręgach jednomandatowych, a reszta z listy. Wyborca głosuje i na kandydata, i na listę.


Dopiero co odeszliśmy od list partyjnych.

Może warto do nich wrócić, w połączeniu z okręgami jednomandatowymi. Część posłów wybieralibyśmy w okręgach jednomandatowych, a łączna liczba głosów zebranych przez kandydatów danej partii - bez względu na to czy otrzymaliby mandat czy nie - decydowałaby o liczbie dodatkowych mandatów z listy, tak aby została zachowana zasada proporcjonalności. Wynik partii w wyborach zależałby od głosów zdobytych w okręgach. Można więc zakładać, że partia będzie wystawiała tam swoich najlepszych ludzi.


A tych gorszych schowa na liście i znowu wślizgną się do parlamentu. To był przecież główny argument za likwidacją listy partyjnej.

To już jest rola niezależnych mediów, aby skontrolowały, kto znajduje się na liście partyjnej. Uważam, że taki mieszany system stworzy szansę na wykreowanie lokalnych liderów i na pobudzenie wewnętrznej rywalizacji w partii. Obecny system wyborczy obowiązuje od 1991 roku - dostatecznie długo, aby go ocenić i wyciągać wnioski.


Obserwatorzy sceny politycznej coraz częściej wyrażają obawę, że następny Sejm może być gorszy niż obecny, a już obecny pozostawia bardzo wiele do życzenia. Czy pana propozycje zmian świadczą o tym, że podziela te opinie?

Można się tego obawiać. Uważam, że system wyborczy powinien być zmodyfikowany. Zresztą to nie jest tylko mój pomysł. W miniony wtorek wpłynął do Sejmu projekt PiS, wzorowany na systemie niemieckim, zawierający propozycję głosowania na kandydata i na listę. Ja uważam, że można by zrezygnować z głosowania na listę, aby podciągnąć znaczenie kandydata. Tak czy inaczej sytuacja dojrzała do zmian.


Sądzi pan, że SLD mógłby poprzeć propozycję PiS?

Dla SLD popieranie propozycji PiS jest zawsze trudne i vice versa. Jednak mimo urazów w ważnych sprawach trzeba szukać płaszczyzny porozumienia. Moje propozycje, a także projekt PiS mogą być podstawą do dyskusji.

Do wyborów mamy jeszcze dwa lata. Jeżeli będzie wola przeprowadzenia zmian, to jest możliwe uchwalenie nowej ordynacji w przyszłym roku, tak aby wszyscy mieli dość czasu na przygotowanie się do wyborów według nowych zasad.

Rozmawiała: Eliza Olczyk

Źródło: www.rzeczpospolita.pl

Powrót do "Wywiady" / Do góry