Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 03.04.04 / Powrót

Niech uważają z hakami - "Życie Warszawy"

Katarzyna Nowicka i Marcin Dzierżanowski: No to się zaczęło. Mamy lewicową wojnę na haki. Tym razem to wyście wystrzelili!

Marek Borowski:-Żadnej wojny nie toczymy. Wiesław Kaczmarek zrobił to na własną odpowiedzialność. Nie informował nas o swej decyczji.

Rozmawiał Pan z nim po publikacji w GW?

- Natychmiast. Po naszej rozmowie Kaczmarek zawiesił członkostwo w naszym klubie. Skoro zarzuca mu się mówienie nieprawdy, sprawę musi wyjaśnić komisja ds służb specjalnych.

Po tym wszystkim wierzy Pan w pokojowe współistnienie Pana partii i SLD? Mówi się, że jeszcze przed odejściem z partii koledzy z Sojuszu szukali na was haków.

- Na szczęście Krzysztof Janik to hamuje. Takie gierki mogą tylko SLD zaszkodzić. Na pewne rzeczy jesteśmy przygotowani. Zanim założyliśmy nową partię, usiedliśmy razem i urządziliśmy sobie zbiorową spowiedź. Zastanawialiśmy się, co nam mogą teraz wyciągnąć. Stwierdziliśmy, że nie mamy się czego bać, choć pewne stare rzeczy na pewno będą odgrzewane.

Na przykład?

- Ani Bańkowskiej wyciągną komputeryzację ZUS-u, Kaczmarkowi powiedzą, że coś niepotrzebnie sprywatyzował, a posłowi Gruszce, że kiedyś w Katowicach czynił niestosowne propozycje barmance. Co zresztą nigdy się nie potwierdziło.

A Panu prywatyzację Banku Śląskiego.

- Z tym niech uważają. Niedawno komisja etyki ukarała Leppera za kłamstwa na ten temat. Zapewniam jednak, że jak komuś z naszych wyciągnie się coś rzeczywiście kompromitującego i jeśli nie okaże się to hucpą, zareagujemy natychmiast.

Inaczej niż SLD.

- Daruję sobie odwoływanie się do przykładów.

Lubi Pan, jak na Pana partię mówią "borówki"?

- Sympatyczne. Już w liceum byłem "Borówą".

Ale w SLD mówią, że marzec to nie sezon na te owoce.

- Fajny dowcip. Mnie nie przeszkadza.

Ale chyba trochę złośliwy.

- Bez przesady. Na przykład Piotr Gadzinowski potrafi się też śmiać z siebie. Mówi, że jak my jesteśmy "borówki", to oni w SLD - "rozbratki". (Rozbrat to ulica, przy której ma siedzibę Sojusz - red.)

Gdyby było tak sympatycznie, nie żegnano by Pana buczeniem. Tak reagowała sala, gdy poszedł Pan na ostatnie posiedzenie klubu Sojuszu.

- To było dosyć przykre, ale wiedziałem, że oklaskami mnie tam nie pożegnają.

To po co Pan poszedł?
- Bo wypadało się pożegnać. Poszliśmy wszyscy. Chcieliśmy powiedzieć klubowym kolegom, że nic do nich nie mamy. Nie separujemy się od nich, nie uważamy ich za gorszych ani mniej uczciwych. Po prostu utworzenie nowego klubu jest nieuniknioną konsekwencją powstania nowej partii. To chciałem przekazać. Kto chciał, to usłyszał. Jedni słuchali, drudzy nie.

Jak w tej atmosferze budować wspólnie rząd? Wierzy Pan, że razem z SLD utworzycie gabinet Marka Belki?

- Być może, ale pod warunkiem, że nie będzie on przedmiotem partyjnych targów. W tym rządzie nie powinno być ministrów ściśle partyjnych. Dlatego zapowiedzieliśmy, że nie chcemy mieć tam swoich przedstawicieli.

Nie chcecie się też zgodzić na premiera Józefa Oleksego.

- Jak rząd ponadpartyjny, to ponadpartyjny.

Waszym wyjściem z SLD spowodowaliście już zmianę premiera, dymisję części władz partii, przyspieszenie kongresu. Skoro Sojusz się tak szybko reformuje, może warto by do niego wrócić?

- Nie wiem, co przyniesie przyszłość. W wielu krajach przez lata funkcjonowały dwa ugrupowania lewicowe i w końcu dochodziło do fuzji. Jeśli remont kapitalny SLD się powiedzie, to kto wie. Ale na razie idziemy własną drogą, choć na pewno w części spraw będziemy się z SLD zgadzać.

Zawiódł się Pan na Leszku Millerze?

- Zawsze wiedziałem, że Leszek Miller ma swoje wady i zalety. Rozczarowało mnie natomiast to, że tak długo nie reagował na krytykę. Pomagała mu w tym hermetyczna grupa doradców. W efekcie wyruszał na różne wojny bez rozpoznania hufców swoich i przeciwnika. Niektóre batalie w ogóle nie były potrzebne. Po co było walczyć z Radą Polityki Pieniężnej? Albo sprawa Rywina? Przecież ustawa medialna od początku była prowadzona w sposób niefachowy i ...

.... nieuczciwy?

- Tego nie wiem. W każdym razie stworzono podglebie do nieuczciwych gier i gierek.

Mimo to, Miller broni Aleksandry Jakubowskiej jak niepodległości.

- To kwestia jego charakteru. Jak go atakują, to on się zasklepia. Ale takie zasklepienie powoduje paraliż decyzyjny. To było też widoczne w przypadku Mariusza Łapińskiego i jego koncepcji uzdrawiania służby zdrowia.

Mówi Pan tak, jakby w tym nie uczestniczył. Ale ustawy Łapińskiego przechodziły także Pana głosami!

- Nie uciekam od odpowiedzialności. Pewne rzeczy od dawna mi się nie podobały. Tyle że jak się jest lojalnym członkiem partii, to do pewnego momentu wewnętrzne spory się ukrywa. Nie biegałem do dziennikarzy i się nie popisywałem, że jestem przeciw.

Izabella Sierakowska czy Andrzej Celiński mówili o wszystkim głośno. Teraz każdy może się chwalić, że wtedy był przeciw.

- Dlatego nie chcę tu uprawiać martyrologii i ujawniać tajemnic alkowy. Byłoby to małostkowe. Faktem jest, że spory w SLD były. Problem polegał tylko na ocenie, w którym momencie wyjść z nimi na zewnątrz.

Długo Pan czekał...

- Bez przesady. O problemach mówiłem głośno co najmniej od lipca ubiegłego roku. Tylko wtedy, na kongresie SLD, niewielu chciało mnie słuchać. Moje propozycje zmian odrzucono. W tej sytuacji zrezygnowałem z kandydowania do kierownictwa Sojuszu.

Pan chyba wie, że na kongresach nie wygrywają ci, którzy mówią mądrzej, ale ci, którzy mają za sobą delegatów z terenu. Ostatnia konwencja SLD to potwierdziła. Tworząc nową partię, możecie mieć z tym problem. Dwa lata temu Piotr Gadzinowski mówił o Panu tak: :"na pewno nie pojedzie w teren i nie będzie poklepywał kolegów. To nie typ Janika, który wszystkich zna".

- No tak. Krzysztof Janik to taki brat łata.

A Pan, "intelektualista z Warszawy".

- To nie tak. Dziesięć lat byłem posłem z Piły, gdzie środowisk intelektualnych zbyt wielu nie ma. Radziłem sobie. Uważam jednak, że choć to dobrze mieć poparcie aktywu, to jeszcze lepiej wyborców. A że jestem mniej przylepny? Może to i wada. Ale próby luzactwa wychodzą mi jak uśmiech Balcerowiczowi.

Wygląda na to, że w polskiej polityce przyszła pora na sztywniaków.
- Jan Rokita też się skarży, że nie umie być bratem łatą.

- Ze mną chyba aż tak źle nie jest. Powiem tak: na jednym biegunie jest Janik, na drugim Rokita. Ja jestem pośrodku. Ale z Rokitą mam inny kłopot. Jesteśmy do siebie podobni fizycznie. Wyprowadza mnie z równowagi, gdy mój niespełna dwuletni wnuk widząc go w telewizji krzyczy: "Dziadzia"! Muszę chyba nad nim popracować.

Nad Rokitą?
- Nie, nie. Nad wnukiem.

Rozmawiali: Katarzyna Nowicka i Marcin Dzierżanowski

Źródło: "Życie Warszawy"

Powrót do "Wywiady" / Do góry