Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 08.06.04 / Powrót

Trzeba zrobić tylko to, co niezbędne - "Rzeczpospolita"

Rz: Zaproponował pan Sojuszowi umowę polityczną - poparcie dla Belki i wybory w listopadzie. W odpowiedzi usłyszał pan od niektórych liderów Sojuszu, że składając taką ofertę pan się ośmiesza...

MAREK BOROWSKI: Moja propozycja broni się sama i może dlatego jest niewygodna dla SLD. Teraz jedynym argumentem Sojuszu za odkładaniem wyborów do przyszłego roku jest ustawa budżetowa. Dostrzegam w tym tłumaczeniu chęć utrzymania władzy jak najdłużej, bez względu na to, czy rząd będzie miał trwałe poparcie, czy nie. Szanse na rządzenie przez rok są niewielkie, skoro sam Sojusz jest wewnętrznie rozedrgany i zarówno w sprawach politycznych, jak i merytorycznych będzie cały czas patrzył na sondaże, martwiąc się, co może pogorszyć jego szanse wyborcze. Mimo to zakładam, że SLD jest w stanie podjąć na koniec wysiłek i uchwalić kilka ustaw istotnych dla przyszłorocznego budżetu oraz przygotować jego projekt, który zostawi następcom.

Zdaniem przewodniczącego SLD Krzysztofa Janika Socjaldemokracja wykalkulowała sobie, że najdogodniejszym dla niej terminem wyborów będzie jesień i stąd ta propozycja.

W naszej propozycji nie ma żadnych specjalnych kalkulacji, bo nie mamy notowań, które by nas skłaniały do jak najszybszych wyborów. Zresztą wszyscy widzą, że przy obecnym rozkładzie sił nie da się dłużej rządzić. Ponadto kalendarz polityczny wpycha nas w sierpniowe wybory i powinniśmy się zastanowić, jak do tego nie dopuścić. Ktoś, kto nie chce tego zrozumieć, bo ma inne kalkulacje, ubiera to w różne argumenty, np. budżet. Musimy uchwalić ustawę zdrowotną, jesteśmy w Unii Europejskiej, mamy kilka pilnych spraw do załatwienia i nagle w sierpniu będziemy sobie fundować wybory?
Sojusz mówi to samo, dodając, że wybory powinny się odbyć po uchwaleniu budżetu, bo to zapewnia stabilność państwa. Różnica dotyczy dwóch miesięcy.

Tu nie chodzi o dwa miesiące tylko o odpowiedź na pytanie, czy wybory powinny być najszybciej, jak to możliwe, po załatwieniu najważniejszych spraw, czy nie. My odpowiadamy tak, a oni mówią nie. Naszym zdaniem, zrobione musi być tylko to, co jest niezbędne i do tego trzeba dostosować termin wyborów. Uchwalenie budżetu przez ten Sejm nie jest niezbędne.

Do ostatecznego głosowania nad rządem Belki pozostały niespełna trzy tygodnie. Czy porozumienie jest możliwe?

Są pewne szanse, nie mówię, że duże. Kluczem do sukcesu jest postawa prezydenta i samego Marka Belki. Jeżeli obaj powiedzą, iż nasza propozycja jest do rozpatrzenia, to może nastąpić przełom, bo budżetowy argument Sojuszu straci znaczenie. W przeciwnym wypadku będziemy nadal mieli do czynienia z moralnym przymusem - albo Belka, albo wybory. To pewnie się skończy wyborami w sierpniu bądź też powstanie jakaś koalicja strachu, która przepchnie Belkę w Sejmie. Po czym, przy uchwalaniu każdej ustawy, będziemy świadkami licytacji, komu bardziej zależy na obywatelach oraz kupczenia stanowiskami w zamian za poparcie.

Po apelu intelektualistów opublikowanym w "Rzeczpospolitej" politycy rozpoczęli dyskusję o wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych. Czy zmiana ordynacji jest możliwa w obecnym Sejmie?

Moment jest niedobry na takie zmiany. Dyskusja została zainicjowana przez PO i tych obywateli, którzy są zaniepokojeni możliwością dojścia do władzy Samoobrony. Ich rozumowanie jest następujące - w okręgach jednomandatowych w drugiej turze wyborów staną naprzeciwko siebie: przedstawiciel tzw. zdrowych sił i Samoobrony. Przedstawiciel zdrowych sił dostanie głosy wszystkich przeciwników Samoobrony od lewicy do prawicy i w ten sposób pozbędziemy się Samoobrony z Sejmu.
Trzeba pamiętać, że w obecnym układzie politycznym przedstawicielem zdrowych sił będzie zwykle kandydat Platformy Obywatelskiej. Trudno wymagać od innych ugrupowań, by popierały system, który ostatecznie sprowadzi się do wyboru: Platforma albo Samoobrona. Ważne jest też to, że obie te partie łącznie mają poparcie najwyżej połowy elektoratu. Druga połowa nie byłaby reprezentowana w Sejmie. To jest więc zły pomysł, bo prędzej zdestabilizuje układ, niż go ustabilizuje.
W tej sytuacji opowiadam się za wprowadzeniem podobnego do niemieckiego systemu mieszanego, w którym połowa posłów wybierana jest w okręgach jednomandatowych, a druga połowa z list partyjnych. Byłby to system proporcjonalny, co nie wymaga zmiany konstytucji.
Rozmawiała Eliza Olczyk

Źródło: "Rzeczpospolita"

Powrót do "Wywiady" / Do góry