Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 18.06.05 / Powrót

Prawica zgotuje nam piekło - "Nowa Trybuna Opolska"

Z Markiem Borowskim, liderem SDPL i kandydatem na prezydenta, rozmawia Mirosław Olszewski
- Mam wrażenie, że pan bardzo boi się możliwości przejęcia władzy przez prawicę. Oni są aż tak źli i niebezpieczni?
- Nie myślę źle o konkretnych ludziach, ale niepokoi mnie to, że niosą oni klimat, który dla nas wszystkich może okazać się fatalny. Przecież na dobrą sprawę z prawej strony niewiele więcej słychać poza wołaniami o lustrację, dekomunizację, bebeszenie teczek i archiwów. Ma też prawica skłonność do ferowania szybkich, ostatecznych wyroków w sprawach, które są bardzo złożone. Niepokoi mnie więc nie tyle perspektywa, że władzę weźmie prawica, bo to w demokracji nic nadzwyczajnego, ile to, że kaliber naszej prawicy jest raczej marny.
- Prawica mówi otwarcie o potrzebie rewolucji moralnej, a ludzie jej przytakują, bo wyniki badań opinii publicznej są wciąż takie same. Więc może taka rewolucja jest nam potrzebna?
- Rewolucja nikomu nie jest potrzebna. Bo jak spojrzeć na historię, zwykle przynosiła więcej szkód niż pożytku. We Francji Robespierre chciał wprowadzić moralność za pomocą rewolucyjnych metod. Zapłacił za to głową, ale wcześniej potoczyły się głowy wielu niewinnych ludzi. Ściętych, bo logika rewolucji jest taka: musimy zawiesić działanie zwykłych procedur w imię wyższych celów. I zawsze okazuje się, że gdy choć na chwilę zawiesi się procedury, nie ma od tego odwrotu. Trzeba iść dalej i dalej... Zresztą Robespierre też został w końcu ścięty.
- Rokita, Tusk i Kaczyńscy chcą "ścinać głowy"?
- No, to oczywiście przenośnia, choć z drugiej strony, czy nie jest swoistym ścięciem głowy to, co dzieje się z konkretnymi ludźmi, gdy ich teczki stanowią element gry politycznej, jaką dziś toczy prawica?
- Jest pan przeciwny lustracji?
- Ależ skąd! Nie możemy udawać, że PRL nie istniała, że nie było SB, że ona nie łamała ludziom charakterów. Ale jestem przeciwny "dzikiej lustracji", czyli temu, co obserwujemy dziś w Polsce, a czego motorem jest akurat prawica. Dziś przecież teczki stanowią wręcz podstawowy element gry politycznej. Wpadliśmy w sytuację klinczu: jesteś przeciwko nam - znajdziemy na ciebie haka. To stan dla wielu uczciwych ludzi nieznośny. Nawet na forach internetowych, z natury bardzo prawicowych, coraz więcej widać wypowiedzi typu: jestem młody, bezrobotny, a wy wciąż o tych teczkach. Co mnie to obchodzi?
- Liderzy prawicy są pana zdaniem cynicznymi graczami?
- Nie. Oni tylko niewiele zrozumieli z tego, co stało się w Polsce po Okrągłym Stole. Nie zrozumieli, że zwyciężyła idea porozumienia i pojednania i że to jest to dobro - niepełne - ale jednak dobro, za którym opowiedziała się większość społeczeństwa. Im się wydaje, że Polacy dziś nie myślą o niczym innym, jak tylko o tym, by "dobić czerwonego". I tu się mylą. Moim zdaniem Polacy chcą przede wszystkim żyć w normalnym, spokojnym kraju, w którym przeszłość nie jest sztucznie zapominana, ale też nie eksponowana jako pierwszoplanowy problem.
- No to czemu wyniki badania opinii publicznej są, jakie są?
- Bo zwycięża poczucie bezradności i braku wpływu na to, co się dzieje. Towarzyszy temu wrażenie, że może jest coś na rzeczy w zawołaniu: niechże wreszcie przyjdzie jakiś szeryf, który z pistoletem w ręku zaprowadzi tu jakiś ład. Cyniczny polityk, który co rano sprawdza wyniki badań opinii publicznej, może dać się uwieść tej coraz bardziej powszechnej tęsknocie. Stąd biorą się dziś postawy liderów prawicy, wśród których jest wielu takich, którzy właśnie w oparciu o takie ciągoty formułują swoje przedwyborcze hasła i obietnice.
- W wykładzie w Fundacji Batorego wykpił pan Rokitę mówiąc, że głupotą jest wezwanie do "umierania za Marsylię". To pana główny przeciwnik?
- Nie on, ale ten sposób myślenia, który wynika z kalkulacji politycznych, a oparty jest na sztucznych egzaltacjach. A to, że Rokita wzywał do oddawania życia oczywiście za Niceę, wydawało mi się szczególne śmieszne, choć przede wszystkim niebezpieczne z punktu widzenia interesów naszego kraju.
- Startuje pan w wyborach prezydenckich, bo...?
- Bo obawiam się, że w społeczeństwie rośnie oczekiwanie na szeryfa. Na kogoś, kto obieca, że zaprowadzi porządek odwołując się do wyjątkowych środków...
- ... Przeciwko wizji państwa opartego na komisjach specjalnych?
- Tak.
- A co w tym złego? W RPA udało się powołać taką komisję i dobrze spełniła swoją rolę.
- A u nas liderzy prawicy sugerują, że to oni właśnie dobiorą członków takiej komisji. Więc pytam: jakie będą kryteria? Jaki typ myślenia o przeszłości zaważy na tym, czy ktoś będzie uznany za autorytet, który będzie godzien w komisji uczestniczyć? Chciałbym wiedzieć, czy taka komisja będzie złożona z ludzi zdolnych i chcących wyważać werdykty, czy też ma to być polityczna "czerezwyczajka", do ferowania wyroków nie podlegających apelacji? Mam wrażenie, że po prawej stronie sceny politycznej zaczyna dominować filozofia: dajcie nam człowieka, a paragraf na niego znajdziemy.
- Buduje pan swoją kampanię na wywoływaniu strachu przed prawicą. Takie odniosłem wrażenie, czytając pańskie wypowiedzi w internecie.
- Ja się prawicy nie boję, ani też nie ma we mnie chęci straszenia nią ludzi. Widzę jednak, że coraz więcej osób w Polsce wybiera swoistą emigrację wewnętrzną - mówią oni: mnie to nie obchodzi, ja mam swój grill, przyjaciół, na wybory nie chodzę, bo klasa polityczna mnie mierzi. To jest niebezpieczne, bo wtedy o wynikach wyborów zaczynają decydować nawiedzeni ideolodzy. Jeśli dziś mamy skład Sejmu, jaki mamy, i jeśli słyszę pytania: Panie Marku, skąd oni się wzięli? To mam ochotę odpowiedzieć: Z naszej bezczynności. Z niechęci do wpływania na losy kraju. Z tego, że nie poszliśmy do wyborów i nie zagłosowaliśmy zgodnie ze swoimi przekonaniami.
- Człowiek o lewicowych przekonaniach zapytałby teraz: to czemu pan się tak boczy na SLD? Czemu nie chce pan z nimi wspólnej listy wyborczej? Wszak w jedności siła!
- Wyszliśmy z SLD na znak sprzeciwu wobec rzeczy, które się w Sojuszu działy. Nie chcieliśmy firmować swoimi twarzami tego, że odmłodzenie sojuszu polegać ma na wybraniu Oleksego na lidera...
- ... No to się szybko połapali i już liderem nie jest.
- Wiem. Olejniczak...? Wie pan... Ja nie oceniam ludzi wedle kryterium wiekowego. Sądzę, że może być zapiekłym aparatczykiem ktoś, kto ma wręcz naście lat, i za wolnościowca jestem gotów uznać kogoś, kto ma ponad pięćdziesiątkę. Oceniam poglądy, a nie metryki. Jestem zatem wstrzemięźliwy w ocenie Olejniczaka.
- Zostaje pan, załóżmy, prezydentem. Pierwsza decyzja..?
- Powtórzenie mojej złożonej już dawno oferty dla wszystkich liderów politycznych: spotkajmy się i ułóżmy coś w rodzaju kodeksu politycznej obyczajności. Że więc ktoś, kto z naszej partii oskarżony jest o kradzież na przykład, automatycznie wylatuje z partii, a koledzy parlamentarzyści go nie bronią, bo wiedzą, że tak nie wypada.
- Ależ pan wie, że za zasłoną immunitetu można nawet rozjechać staruszkę na przejściu dla pieszych!
- Pan przesadza, ale ja zapowiadam: koniec z pobłażliwością dla deputowanych. Zresztą odwołując się do pańskiej tezy - dziś to nie jest już możliwe.
- Starał się pan o ograniczenie prawem chronionych ludzi z immunitetem?
- Tak. Wystarczy wejść na strony internetowe Sejmu, by się o tym przekonać.
- SLD stara się o pana jako o wspólnego kandydata (wywiad został przeprowadzony zanim Włodzimierz Cimoszewicz pod naciskiem prezydenta ostatecznie zgodził się kandydować) lewicy do Pałacu. Słychać w wypowiedziach liderów sojuszu nutę żalu: co jeszcze mielibyśmy zrobić, by Borowski i jego ludzie nas pokochali..?
- Nic nie muszą robić. Jak powiedziałem: młodość Olejniczaka nie wywiera na mnie piorunującego wrażenia. Znam wielu ludzi, którzy są młodzi, ale zachowują się jak starzy aparatczycy i odwrotnie - znam ludzi, którzy są starzy, ale warto ich słuchać, bo zachowali zdrowy rozsądek.
- Jednak więcej jest teraz w SDPL byłych funkcjonariuszy PZPR niż tam we władzach...
- I co z tego? Otóż ja potrafię sobie wyobrazić młodego aparatczyka, który nie miał nawet szansy otarcia się o socjalizm w peerelowskim wydaniu, a dziś stroi fochy pryncypialnie potępiając tamten okres.
- W wypowiedziach liderów SLD słychać wciąż tonację: co jeszcze mielibyśmy zrobić, by Borowski wydał nam certyfikat moralności...
- Nic nie muszą robić. Ważne jest to, do czego zmierzają. Jeśli do jest kolejny plan zawłaszczenia państwa, ulokowania swoich kolegów i koleżanek na kluczowych stanowiskach, to na to mojej zgody nigdy nie będzie.
- Żeby sprawować władzę, trzeba mieć swoich ludzi, czyli narzędzia na funkcjach - że powtórzę argumentację sprzed czterech lat.
- To największy błąd SLD. Że zechciał go popełnić, jest jego problemem. Ja mówię, i SDPL zapewnia, że taki sposób myślenia jest absolutnie nie do przyjęcia. Kompetencje mają pierwszeństwo przed układami partyjnymi.
- Dziękuję za rozmowę.

Źródło: "Nowa Trybuna Opolska"

Powrót do "Wywiady" / Do góry