- Jestem zwolennikiem szerokiej formuły komitetów obywatelskich. Mówię tutaj przede wszystkim o wyborach w gminach i miastach, bo sejmiki wojewódzkie to jest trochę inny temat. W każdym razie im szersza formuła, tym lepiej. Chodzi o to, by nie nastąpił prosty powrót do starych układów lewicowych, ponieważ to nie rokuje powodzenia.
Czyli dla Socjaldemokracji istotną częścią tej układanki byłaby Partia Demokratyczna?
- Nie wymienię żadnej nazwy partii, z którą nie doszedłem do porozumienia. To są sprawy delikatne, jest wiele zadrażnień historycznych, osobistych. Ugrupowania, które nie dostały się do parlamentu, nadal to przeżywają, rozliczają się, szukają winnych. Takie wybieganie naprzeciw nie zawsze jest dobrze przyjmowane. To wymaga czasu i spokojnych rozmów. Natomiast - moim zdaniem - trzeba wyciągnąć wnioski z obecnej sytuacji politycznej. Na naszych oczach tworzy się blok konserwatywno-narodowo-populistyczny z domieszką ojca Rydzyka. Niejasna jest pozycja Platformy Obywatelskiej, choć według ostatnich sygnałów ta partia chce budować jakiś blok prawicowo-liberalny. Oczywiście liberalny w sferze gospodarczej, a nie w sferze wartości. I pojawia się pytanie, co może powstać poza tymi dwoma blokami?
I jakiej udziela Pan sobie odpowiedzi?
- Uważam, że wobec niebezpiecznej dla Polski ofensywy prawicy konserwatywno-narodowo-populistycznej powinny powstawać porozumienia trochę ponad podziałami. Trzeba wreszcie wyciągnąć wnioski z naszej powikłanej historii - zwłaszcza na szczeblach lokalnych, gdzie jest to łatwiejsze - i szukać nazwisk osób, które byłyby nie tylko reprezentantami partii politycznych, ale też autorytetami w swoich środowiskach. Osób, które łączy ocena ostatniego piętnastolecia Polski, stosunek do Europy, czy do podstawowych praw obywatelskich. Wszelako pod warunkiem, że potrafią stworzyć program lokalny, który będą skłonne zaakceptować, bronić go i potem realizować. Chcę zwrócić na to uwagę, bo do tej pory nasza polityka była raczej bezprogramowa. To znaczy programy były przedstawiane, ale jako wabik wyborczy, co ostatnio obserwujemy też w wykonaniu PiS.
Na przykład Unia Pracy deklaruje jednak, że trudno byłoby jej się porozumieć w sprawach programowych z Partią Demokratyczną.
- Na szczeblu parlamentarnym problem mógłby się pojawić. Ale bez względu na to uważam, że partie lewicowe i centrowe muszą przemyśleć swoje programy. Przecież to nie są jakieś kamienne tablice Mojżesza i nie można ich ruszyć. Na szczeblu lokalnym nie mówimy o podatku progresywnym, tylko o pomysłach, które mają na celu rozwój małych społeczności. Owszem, mówimy też o walce z bezrobociem, wykluczeniem społecznym, o bezpieczeństwie obywateli, ale realizacji tych celów służą instrumenty, które przynależą samorządom. Dodam, że w samorządach łatwiej można też tworzyć przestrzeń dla budowy społeczeństwa obywatelskiego, otwartego. Takie porozumienia lokalne miałyby więc do pewnego stopnia charakter polityczny, ale w sferze wartości. Ci, którzy są w centrum i na lewo od centrum, mogą się tutaj dogadać.
Pierwszym testem dobrej woli mogłoby być wystawienie przez centrolewicę wspólnego kandydata w wyborach na prezydenta Warszawy.
- Do swojego ewentualnego startu w tych wyborach podchodzę bardzo ostrożnie. Nie mam zamiaru startować po to, by o mnie gazety pisały. Jeżeli już startować, to z szansami na zwycięstwo. Moim zdaniem są takie szanse, ale to wymaga właśnie szerszego porozumienia. Jeżeli miałbym być kandydatem wyłącznie SDPL, SLD i UP, czyli partii lewicowych, to daje to 20 proc. głosów. Natomiast jeżeli byłoby zapotrzebowanie na takiego kandydata jak ja i objawiłoby się w szerszym porozumieniu, to dawałoby szansę na sukces. Jeżeli chcemy przyciągnąć ludzi, którzy nie nazywają się lewicą, ale gotowi są poprzeć wspólnego kandydata, musimy szukać innej formuły niż stricte lewicowa.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Jarosław Karpiński
Źródło: "Trybuna"
Powrót do "Wywiady" / Do góry