Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 04.08.01 / Powrót

Każdy człowiek jest ważny ("Trybuna")

Anna Kwiatkowska: - Trochę się zdziwiłam, kiedy w jednym z pańskich wywiadów przeczytałam, że marszałek Marek Borowski wzruszył się ... oglądając "Titanica". Ale jeszcze bardziej zdziwiłam się kiedy perypetie rządu premiera Buzka opisywał Pan właśnie językiem katastrofy transatlantyku. Mówił Pan o wyszarpywaniu sobie wioseł, wypychaniu się z szalup. Czy i losy gabinetu Pana wzruszają?
Marek Borowski: - Myślę, że są tu wzruszające elementy.W tym całym zamieszaniu , bałaganie i gwałtownej ewakuacji widzę postawy świadczące, że nie wszystko jest na sprzedaż. Np. pani Teresa Kamińska. W beznadziejnych sytuacjach, kiedy naprawdę nie można bronić premiera, ona to robi, jest zaangażowana, przejęta. Może aż tak mnie to nie wzrusza jak sceny z "Titanica", ale doceniam.
- A skoro jesteśmy przy sentymentach. Nie żal Panu rozstawać się z Piłą, z którą jest Pan związany od 10 lat?
- Jestem Warszawiakiem z dziada pradziada. W 1991 r. Kwaśniewski jak "Stary Budrys" rozesłał nas po Polsce. Mnie trafiła się Piła. Początkowo byłem nieco przerażony. To odległy okręg. Nie miałem pojęcia jak mam sprawować w nim mandat, a przede wszystkim jak dostać się do Sejmu. Ale udało się. I wkrótce okazało się, że to była genialna decyzja Kwaśniewskiego, bowiem i my "spadochroniarze" stanęliśmy na wysokości zadania. Mieliśmy ambicje, że choć jesteśmy z Warszawy nie będziemy posłami malowanymi, przywiezionymi w teczce. To dotyczyło Jerzego Szmajdzińskiego w Jeleniej Górze, Tadeusza Iwińskiego w Olsztynie, Jerzego Jaskierni w Sandomierzu, Leszka Millera w Łodzi i innych. Oczywiście wielu z nich miało w tych miastach swoje korzenie, ale mieszkali w Warszawie i byli z Warszawą zżyci. Te 10 lat w Pile to dla mnie bezcenne doświadczenia. Spojrzałem na Polskę okiem tzw. prowincji. Ośrodków oddalonych od stolicy, o zróżnicowanej strukturze demograficznej, zawodowej - wsi, małych miasteczek i większych miast. Nabrałem swobody i odwagi w kontaktowaniu się z ludźmi. Tam po prostu inaczej nie można. Jeździ się na wieś na festyny. Spotyka z ludźmi, którzy znają świat polityki wyłącznie z ekranu telewizora. I mają swój punkt widzenia. Żyją innymi problemami niż Warszawa. Polska jest zdecentralizowana. W dużych miastach mieszka zaledwie 10 mln ludzi. Spotykały mnie różne niespodzianki - przeciwnicy polityczni na wyciągnięcie ręki , czasem agresywni albo osoby "pod dobrą datą", ludzie, którzy przychodzili z najróżniejszymi, często osobistymi sprawami. Musiałem się tego nauczyć, reagować, wchodzić w tłum. Pilanom jestem niesamowicie wdzięczny, mam nadzieję , że nie zawiodłem ich oczekiwań. Teraz pożeglują już sami , a ja wracam do Warszawy, z którą związane jest całe moje życie.
- Ale ten "powrót" nie będzie łatwy. Polska to nie tylko Warszawa, ale Warszawa na tle Polski jest bardzo specyficzna. Tu nie ma tak silnych więzi lokalnych.
- Warszawa jest zatomizowana. Myślę, że trzeba przywrócić coś, co nazywało się dumą warszawską. Osobiście byłem i jestem dumny z Warszawy. Przez ostatnie 10 lat żywiołowy i trochę bezładny rozwój stolicy spowodował poczucie oderwania od swoich korzeni wielu ludzi. Uważam, że zadaniem posłów SLD i moim osobistym jest stworzenie w Warszawie bardzo sprawnej siły politycznej, która będzie się składała z posłów, radnych i organizacji SLD. To będzie wymagało wspólnych spotkań, informacji, wypracowywania koncepcji wspólnych inicjatyw - ogłaszania ich i promowania. Pokazania, że jest środowisko zainteresowane Warszawą, które chce uczynić z niej stolicę europejską. To pierwszy krok. Jeśli sami się wewnętrznie nie zintegrujemy to nie będziemy mogli stać się siłą inicjatywną dla innych partii.
- Ta integracja nie będzie łatwa. Jacek Zdrojewski, wiceprezydent Warszawy, powiedział ostatnio, że warszawscy posłowie nic nie zrobili dla stolicy. Układanie list wyborczych spowodowało burzę...
- To było stwierdzenie krzywdzące. Zadbałem , aby posłowie zostali przeproszeni. Potraktowaliśmy to jako wypadek przy pracy. Niesnaski i wzajemne animozje to niestety nieodłączna cecha tworzenia list wyborczych. Jest rywalizacja między ludźmi. Faktem jest, że współpraca i koordynacja działań między posłami, radnymi i organizacją SLD pozostawiały sporo do życzenia. Moim zadaniem - lidera listy i wiceprzewodniczącego partii jest tę sytuację zmienić. To musi być jedna siła polityczna. Tylko wtedy uda się skutecznie zbudować w Sejmie warszawskie lobby.
- Jednak zadania posła i radnego są nieco inne. Sprawami lokalnymi powinien się zajmować samorząd. Po co więc sejmowe lobby warszawskie?
- Wprawdzie Konstytucja stanowi, że posłowie są wybierani przez naród, jednak wybierani są w okręgach wyborczych i wyborcy oczekują od parlamentarzystów, by ich reprezentowali. Nie chodzi o to by załatwiać lokalne sprawy. Chodzi o przeniesienie do Sejmu wiedzy, że Warszawa, choć ma spore dochody to ma także potrzeby wynikające ze stołeczności, którym sama nie podoła. To przyszły rząd i parlament powinny uwzględnić. Żeby tak się stało posłowie warszawscy z różnych ugrupowań powinni od czasu do czasu ze sobą współpracować. Dotychczas funkcjonowało lobby śląskie, wielkopolskie, podkarpackie,a warszawskie nie.
- Zdaje się , że już raz udało się Panu stworzyć takie lobby. W efekcie Sejm uchwalił w tym roku dodatkowe 100 mln zł na metro. Społeczny Komitet Budowy Metra uhonorował Pana za to specjalnym dyplomem. Problem w tym , czy uda się to powtórzyć.
- Jestem przekonany , że tak. Posłowie z innych regionów - raczej niechętni , jeśli chodzi o Warszawę - muszą jednak otrzymywać rzetelną i uargumentowaną informację dotyczącą celowości pomagania stolicy. Wtedy to się uda.
- Pawłowi Piskorskiemu to się jednak nie udało, a przecież rozkleił setki plakatów sławiących metro i obwodnicę, przemawiał w Sejmie , walczył jak lew...
-...i poległ jak mucha. Niewątpliwie walczył o słuszną sprawę i warszawiakom się to nawet spodobało. Cóż z tego , kiedy zraził innych posłów, a pieniądze na metro chciał odebrać chorym na serce. W tym roku przeprowadziliśmy spokojne , zakulisowe negocjacje, przedstawiliśmy rzeczowe argumenty, znaleźliśmy akceptowalne przez wszystkich źródło finansowania. Posłowie indywidualiści , idący do Sejmu z hasłem : "Ja to Wam załatwię" nie mają szans , jeżeli nie stoi za nimi znacząca siła polityczna. SLD jest taką siłą. Już teraz w Warszawie , a za dwa miesiące prawdopodobnie i w Sejmie. Piskorski chciał być głównie spektakularny, więc okazał się nieskuteczny. My musimy być przede wszystkim skuteczni - a wtedy okażemy się spektakularni.
- A poza metrem - czy są inne kwestie, w których Sejm może być przydatny dla Warszawy?
- Takich "warszawskich" spraw, które powinny być rozwiązane na forum parlamentu jest wiele. Tak naprawdę służą nie tylko stolicy, ale całej Polsce. Warszawa jest potężnym środowiskiem akademickim. Forsowanie w Sejmie rozwiązań poprawiających kondycję nauki jest sprawą ważną dla 150 tys. warszawskich studentów i pracowników naukowych, ale także dla wszystkich innych uczelni. W interesie całego kraju leży uczynienie z Warszawy prężnego ośrodka kultury. Niektórzy uważają, że to fanaberie. Tymczasem to ma wielki wpływ na nasze losy. Polska ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej. Wszystkie sondaże w krajach Unii pokazują, że tam nie zna się Polski, uważa się nas za kraj, który próbuje wyłudzić pieniądze, wysyła swoich pracowników za granicę i niszczy rynki pracy. Będzie więc ciężarem dla Unii. Nic nie wnosi. Inne podejście jest do Czech, ponieważ czeska Praga jest doskonale znana na zachodzie - także z wielu wydarzeń kulturalnych. Warszawa nie. Nie mamy również nowoczesnego centrum kongresowego.
- Ale w budżecie nie ma na to pieniędzy...
- Dziś są inne czasy. Trzeba szukać kapitału prywatnego. Zachęcać do inwestycji, podjąć rzetelną analizę jak ten kapitał przyciągnąć. Zastanowić się na ile możemy spełnić wymagania inwestorów w stosunku do miasta i rządu
- Jakie to mogą być wymagania?
- Mogą to być np. gwarancje kredytowe skarbu państwa albo udział w inwestycji.
- Nie obawia się Pan, że to oznacza za dużo polityki w biznesie?
- Nic podobnego. Są to normalne metody współpracy rządu z kapitałem prywatnym. Do tego niezbędne są absolutnie przejrzyste procedury. Musi być wiadomo jakie są kryteria, jakie reguły. Zagwarantowany wgląd do dokumentacji. W innych krajach tak się robi i nie ma powodu, żeby tego nie robić w Polsce. Współrządzimy w Warszawie i do nas należy, żeby nie było tego typu zastrzeżeń.
- Jak Pan odbiera kolejne sondaże wyborcze mówiące o blisko 50 proc. poparciu dla SLD?
-Ostrożnie. Mamy oczywiście szansę na bardzo dobry wynik. Po raz pierwszy mamy też szansę na zdobycie z Warszawy mandatu senatorskiego. Mamy czworo świetnych kandydatów. Sondaże wskazują, że pierwszy raz w Warszawie, w której do tej pory zwyciężała Unia Wolności i AWS zdobędziemy palmę pierwszeństwa. Trzeba jednak pamiętać , że Warszawa jest dla SLD terenem stosunkowo trudnym, a i konkurencja będzie ostra. Niektórzy działacze i sympatycy niepotrzebnie popadają w euforię. W Warszawie mówi się nawet o 9 - 10 mandatach poselskich. Żeby je zdobyć trzeba zyskać w stolicy 50 proc. poparcia. W tej kadencji Sejmu Sojusz miał z Warszawy 5 posłów z listy okręgowej (dalszych 3 z listy krajowej , której już nie ma). Dziś nasze szanse oceniam na 40% głosów , czyli na 7-8 mandatów. Przypomnę, że cztery lata temu w Warszawie Sojusz poparło 26 proc. wyborców. Wynik 9 mandatów byłby sukcesem, a 10 to prawdziwa rewelacja - marzenie. Dużo zależy od aktywności wszystkich kandydatów na liście. Nowa ordynacja wyborcza spowodowała, że kampania będzie skromniejsza. Nie ma pieniędzy by każdy kandydat mógł zarzucić okręg wyborczy ulotkami i plakatami. Dlatego ważna jest "gra ciałem". Trzeba po prostu spotykać się z ludźmi, wszędzie być, umieć wyjść na ulicę. Ja dałem ogłoszenie do gazety, w którym prosiłem wolontariuszy o zgłaszanie się do mojego sztabu. Kilkadziesiąt osób, które się zgłosiły , są niezwykle zaangażowane. Pracują na całą listę i przechodzą swoisty staż polityczny. I za to jestem im bardzo wdzięczny. Podobnie kandydaci - pracując dla siebie, pracują dla listy. Oczywiście nie wszyscy zostaną posłami. Jednak za rok są wybory samorządowe. Osoby, które teraz startują do Sejmu i uczciwie przepracują kampanię - wyrobią sobie nazwiska. Będzie im łatwiej W działalności politycznej są różne miejsca, w których można się realizować.
- Prognozy wyborcze powodują rozbudzenie ambicji. W jednym z wywiadów powiedział Pan "proszę moich partyjnych kolegów, by nie dzielili stanowisk, bo przerżną wybory i nie będą mieli co dzielić". Co jest do podziału?
- Istnieje pewna pula stanowisk politycznych, gwarantujących realizację programu. Jest jasne, że one są obsadzane przez zwyciężające w wyborach ugrupowanie. Ważne jest, by byli to ludzie kompetentni i dobrze przygotowani. Dlatego , jeżeli pyta pani komu oddamy władzę po ewentualnym zwycięstwie to nikomu, bo nie tego wyborcy oczekują. Trzeba przestać zachowywać się pruderyjnie. Ale nie będziemy zapowiadali jak Marian Krzaklewski, że 4 tys. ludzi czeka na stanowiska. Jakie to stanowiska, że było ich aż 4 tysiące? Ostatnie cztery lata pokazały, jacy to ludzie i jakie stanowiska. Jednak prawdą jest, że na spotkaniach z wyborcami często słyszę "wyrzućcie tych nieudaczników". Ci, którzy naprawdę są nieudacznikami posady stracą. Natomiast często nie brak kompetencji a niechęć czy wrogość są przyczyną takich żądań. To efekt historycznych podziałów. Tak się nasza historia potoczyła, że przejście do demokracji nie wiązało się z ich zasypywaniem. Owszem , część Solidarności chciała iść w tym kierunku. Taką postawę prezentował m.in. Tadeusz Mazowiecki. Jednak zwyciężyła inna postawa: wiecznych rozliczeń , prób dekomunizacji i unieważnienia PRL-u. W efekcie dawna opozycja demokratyczna stale odkopywała historyczne podziały. To miało swoje konsekwencje w stosunkach społecznych. Narastała niechęć, czasami wręcz nienawiść. Kiedy jedni dochodzili do władzy bardzo trudno ich było powstrzymać, by nie wyrzucali poprzedników i nie brali kogoś ze swojego obozu. To się zdarzało w czasie rządów SLD i PSL. Ale zostało twórczo rozwinięte za rządów AWS i Unii Wolności. Doszło do wynaturzeń na wielką skalę. Musimy skończyć tę wojnę polsko - polską! Nie będziemy tworzyli nowych obszarów niechęci i nienawiści. Lekarstwem mogą być czytelne kryteria doboru ludzi na stanowiska oraz walka z nieetycznymi postawami. Zaczęliśmy ją od samych siebie - przez komisje etyki, sądy partyjne. Nie było to przyjemne, bo nikt nie lubi jak w jego własnych szeregach dzieją się takie rzeczy. Ale wstąpienie do SLD, nawet przysłużenie się w kampanii wyborczej to nie jest bilet do końca życia. Takie są intencje kierownictwa SLD. Wiele zależeć będzie od mądrości naszych kolegów w województwach.
- Są jednak opinie, że SLD ma dobrą elitę, gorzej z szarymi członkami...
- To wyjątkowo złośliwa opinia naszych przeciwników politycznych, którzy nie wiedzą jak sobie z tym poradzić, że kierownictwo SLD zachowuje się przyzwoicie, że reaguje właściwie, robi to co może oni by chcieli robić, tylko im nie wychodzi. To kierownictwo nie wzięło się przecież z nikąd. Systematycznie odbywają się w partii demokratyczne wybory. Tajne. I ludzie nas wybierają. To znaczy, że im odpowiada ten styl. Negatywne przypadki oczywiście się zdarzają, ale to duża partia.
- Ewa Milewicz uważa, że SLD mniej wolno...
- Ten zwrot wzbudził duże kontrowersje. Jesteśmy takim samym składnikiem demokracji jak każda inna partia i wolno nam dokładnie tyle samo co każdej innej partii. Musimy jednak mieć świadomość, że nie my byliśmy sprawcami transformacji Polski, choć wywodzimy się z pewnych nurtów, które jej sprzyjały. Dlatego w krytyce zachowań naszych przeciwników politycznych - jeśli tylko nie stosują wobec nas metod niegodziwych - musimy zachować pewien umiar i zawsze mieć to dobrze udokumentowane. Historię trzeba badać, pamiętać i powinna być memento dla polityków. Ale chodzi o to, by nie przenosić sporów historycznych na teraźniejszość. Nie mówić , że z tym czy tamtym nie będę współpracować, bo ma inny pogląd w sprawie np. stanu wojennego. To ciągle ma miejsce w Polsce i jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie nie tego oczekują Polacy. Oni oczekują , żeby politycy zajęli się rozwiązywaniem realnych problemów dnia dzisiejszego i mieli wizję przyszłości.
n Każdy kto przejmie władzę w Polsce będzie się też musiał zderzyć z dziurą budżetową. Jak ją załatać?
- Po czterech latach rządów AWS i UW stan gospodarki jest znacznie gorszy od tego w jakim przejmował ją rząd Jerzego Buzka w 1997 r. Nie wszystko jest jeszcze ujawnione. Nie wiadomo np. jak duże jest zadłużenie instytucji publicznych. Potrzebny jest porządny bilans. Na jego podstawie trzeba opracować czteroletni plan wychodzenia z tego dołka. Lata 2002 i 2003 to będzie czas wiązania końca z końcem. Nierealne jest realizowanie w tym czasie wszystkich punktów programu wyborczego. Najważniejsze jest ożywienie gospodarcze. Tu trzeba będzie skierować środki. Priorytetem stanie się to co w programie SLD nazywamy "Przyspieszyć rozwój". Zarazem chcielibyśmy więcej pieniędzy przeznaczyć na pomoc społeczną. Tu sytuacja jest tragiczna. Jednocześnie dokonywane są bezsensowne wydatki budżetowe. Choćby ulga podatkowa na dzieci. W myśl rozwiązań przyjętych przez AWS, UW i Platformę Obywatelską zupełnie niepotrzebnie korzystają z niej także rodziny zamożne. Natomiast 850 tys. biednych rodzin, które mają tak niskie dochody, że nie płacą podatku - z ulgi skorzystać nie mogą.
- Jak Pan wyobraża sobie współpracę w sprawach łatania dziury budżetowej z Radą Polityki Pieniężnej?
- Nie wiem jak ta współpraca będzie wyglądała. Z Radą Polityki Pieniężnej różnimy się zasadniczo w sprawie tempa obniżania inflacji. Zdaniem SLD musi ono współgrać z możliwościami polskiego budżetu i polskiej gospodarki. Inflacja musi być obniżana. Ale jeśli RPP będzie chciała ją obniżać zbyt szybko, stosując ostre metody polityki pieniężnej to wówczas musi uderzać w tempo wzrostu gospodarczego. To niekorzystnie odbije się na bezrobociu. Część członków RPP i ekonomistów z różnych obozów politycznych już dojrzała do tego, że wyznaczony w 1998 r. cel inflacyjny - poniżej 4% inflacji na 2003 rok jest zbyt wysoką poprzeczką. To można osiągnąć, tylko za jaką cenę? Z drugiej strony muszę uczciwie przyznać , że do takiej dyskusji od ponad roku RPP nie ma partnera. Rząd nie jest bowiem w stanie przedstawić wiarygodnej prognozy budżetowej, racjonalnego programu działania. RPP nie ma więc przesłanki do zmiany swojej polityki. Tegoroczny budżet to po prostu skandal i kompromitacja. RPP też miała do niego wątpliwości ostrzegając, że jest nierealny. Pan minister Bauc zapewniał, że go wykona. To czy porozumiemy się z RPP zależy od sporządzenia porządnego, kilkuletniego planu finansowego. Dopiero wtedy zobaczymy jaka będzie reakcja Rady. To wszystko będzie się odbywało jawnie, publicznie. Wszyscy będą mogli to ocenić.
- Ujawnił Pan publicznie swój stan majątkowy. Przed kamerami pokazywał Pan swoje mieszkanie. Dlaczego, skoro SLD głosowało przeciwko ujawnianiu opinii publicznej deklaracji majątkowych?
- Niektórzy politycy rozpoczęli dość niewybredną kampanię , zarzucając tym politykom , którzy nie chcieli opublikować swoich deklaracji majątkowych , że mają nieczyste sumienie. Ponieważ sumienie mam czyste i chcąc przeciąć te insynuacje - zdecydowałem się publicznie ujawnić nasz małżeński stan posiadania. Podobnie postąpili koledzy z kierownictwa SLD. Kiedy teraz czytam te wszystkie oświadczenia , jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu , że majątek i dochody polityków powinny być oczywiście ujawniane, ale przed profesjonalną komisją (np.skarbową lub międzypartyjną komisją specjalną), która może te deklaracje zweryfikować. Tak jest we Francji , Niemczech i wielu innych krajach. Projekt ustawy , za którym głosowałem , w pełni to gwarantował, a ponadto umożliwiał ujawnienie deklaracji majątkowej przez samego posła lub - w uzasadnionych przypadkach - przez Marszałka Sejmu. Jeśli zwycięży koncepcja publikowania deklaracji i dochodów, pojawi się problem pracujących małżonków polityków. Mają oni (one) swoje życie zawodowe i nierzadko nie chcą wystawiać się na widok publiczny. Wydaje się , że mają do tego prawo. Na porządku dziennym będzie wówczas notarialny podział majątku w rodzinach polityków - a nie jestem pewien, czy o to w tym wszystkim chodzi.
- Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że podejmowane ostatnio działania antykorupcyjne są malownicze i ... nic więcej. Ile powinien zarabiać polityk, by był nieprzekupny?
- Dzisiejsze zarobki polityków są moim zdaniem na odpowiednim poziomie Niektórzy mówią, że to za mało i porównują Polskę z zachodem. Ale my nie jesteśmy zachodem i na tych proporcjach, które są powinniśmy poprzestać. Korupcja wśród posłów to najmniejszy problem, bo poseł jest jedną z czterystu sześćdziesięciu osób i zawsze może zostać przegłosowany. Problem powstaje tam gdzie urzędnicy podejmują decyzje indywidualne , mogące komuś przynieść zysk albo stratę. Tak dzieje się na szczeblach ministerialnych ale też w samorządach - tam gdzie bezpośrednio dysponuje się publicznymi pieniędzmi. Zgadzam się, że trzeba stworzyć system docierający do wszystkich zakamarków kieszeni polityka. Ale nie zrobi tego opinia publiczna. Jeśli nie będzie odpowiedniego systemu kontroli , ujawnianie majątków polityków będzie rodziło dalsze pytania, z których nic nie będzie wynikało. SLD walkę z korupcją traktuje poważnie. Zapowiadam , że w przypadku przekonującego wygrania wyborów wprowadzimy w życie rygorystyczne przepisy , eliminujące ludzi o nieczystych rękach i wątpliwych powiązaniach , nie umiejących czarno na białym wykazać , skąd wziął się ich majątek. Będzie to dotyczyło posłów, senatorów, urzędników państwowych i samorządowych , a także wysokich funkcjonariuszy w spółkach skarbu państwa.
- Po wyborach prezydenckich Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdania finansowe wszystkich komitetów. Skoro nikt nie potrafił zastosować się do przepisów to znaczy, że z tymi przepisami coś jest nie tak. Czy teraz będzie podobnie?
- Obawiam się, że tak. I to niestety nie budzi zaufania do państwa prawa i czystości życia politycznego. Ale to wina tych, którzy uchwalili ordynacje. Najpierw wozili się z nią dwa lata. A w końcówce nabrali przyspieszenia kiedy zorientowali się, że mają poparcie od 5 do 10%. Przyjmowano na gwałt rozwiązania głównie uderzające w SLD. W takich warunkach nie ma czasu na dopracowanie szczegółów. Będzie na pewno wiele kwestii różnie interpretowanych przez komitety wyborcze. My kierujemy wciąż zapytania do PKW, ale pewnie nie we wszystkich sprawach uda nam się wypatrzyć luki i uzyskać odpowiedź.
- To nie jedyna wadliwa prawnie ustawa. Aż boję się pomyśleć, co będzie na najbliższych posiedzeniach Sejmu. W kolejce czeka na uchwalenie ponad 60 ustaw. Czy jest szansa, żeby to były dobre akty prawne?
- To niemożliwe. I to od dłuższego czasu. Ten Sejm uchwalił najwięcej ustaw w porównaniu ze wszystkimi sejmami, ale jakościowo najgorszych. Świadczy o tym liczba nowelizacji i nowelizacji do nowelizacji jakie się odbywały w ciągu tych czterech lat. Setki poprawek senackich do jednej ustawy. To wszystko pokazuje, że prawo, które uchwalaliśmy było niespójne, nieszczelne, robione w pośpiechu wśród sprzecznych dążeń i życzeń. To przede wszystkim wina braku spójności programowej koalicji rządzącej. Czego innego chciała Unia Wolności, czego innego AWS. W AWS czego innego chciał SKL, czego innego Solidarność i zupełnie czego innego pan Łopuszański. Bez względu na to kto będzie w Polsce rządził po wyborach będzie miał dużo pracy z poprawianiem tego wszystkiego. Niektóre ustawy trzeba będzie zawiesić. Część z nich powoduje ogromne koszty, których budżet nie uniesie. Tym bardziej, że jesteśmy w trakcie powodzi, która będzie nas dużo kosztować. To wszystko trzeba przewidzieć w przyszłorocznym budżecie. Rewolucyjny zapał, który panował w koalicji rządzącej jak w każdej rewolucji szkodził prawu.
- Czy ma Pan swoje hasło na wybory?
- Naszym wspólnym hasłem jest oczywiście "Przywróćmy normalność - wygrajmy przyszłość" , ale rzeczywiście mam też swoje indywidualne hasło: "Każdy człowiek jest ważny". Często używamy słowa wyborcy, elektorat - anonimowo, trochę tak , jakby to była bezkształtna masa. A przecież każdy jest inny, każdy wnosi do społeczeństwa coś własnego, czegoś oczekuje. Każdy głosuje indywidualnie i podejmuje decyzję sam. To hasło bardzo dobrze wpisuje się w program socjaldemokracji. Jest to rzecz jasna pewien ideał, punkt docelowy - ale należy do niego dążyć. Przy okazji chciałbym podziękować Panu Stefanowi Wilkanowiczowi z Krakowa. W liście do Gazety Wyborczej napisał, że od kandydatów na posłów i senatorów oczekuje, żeby zauważali człowieka, bo "każdy człowiek jest ważny". Zadzwoniłem i zapytałem , czy mogę ten zwrot wykorzystać. Zgodził się.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Anna Kwiatkowska

Źródło: "Trybuna"

Powrót do "Wywiady" / Do góry