Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt



Wywiady / 16.11.06 / Powrót

Dość już straszenia postkomuną - "Express Bydgoski"

Rozmowa z Markiem Borowskim, przewodniczącym SDPL

Od niedzielnych wyborów określany jest Pan jako najważniejszy polityk zjednoczonej lewicy. Spodziewał się Pan tego?
Startując w tych wyborach bardzo chciałem osiągnąć jak najlepszy wynik i to się udało, ale nie mam zamiaru wspinać się na piedestał, wypinać pierś i mówić: ja jestem najważniejszy, a cała reszta ma mi się podporządkować. Dzisiaj sytuacja w Centrolewicy jest taka, że największym ugrupowaniem jest SLD, którego szefem jest Wojciech Olejniczak. I bez współpracy z nim nie byłoby bloku Lewicy i Demokratów. Nie byłoby mojej kandydatury jako wspólnej i nie byłoby także mojego wyniku.
Nie ma Pan aspiracji, żeby być liderem zjednoczonej lewicy?
Mam aspiracje do tego, żeby Centrolewica wygrała za trzy lata wybory parlamentarne. Chciałbym z Wojciechem Olejniczakiem, Januszem Onyszkiewiczem z PD, a także Waldemarem Witkowskim z UP budować taki blok, który wygra wybory parlamentarne.
Dlatego musimy stworzyć dobry program i trzeba będzie działać na dwóch płaszczyznach: jedna to samorządy, gdzie nasi ludzie będą w różnych miejscach mieli wpływ na decyzje. To musi być uczciwe zarządzanie bez tych wszystkich afer, które miały miejsce w przeszłości. Natomiast płaszczyzna druga, to wyciagnięcie wniosków z całej kampanii, z tego, co się ujawniło w różnych miejscach. Proszę pamiętać, że w tej kampanii musiały się zgrać różne partie, różne siły polityczne. I to zgrywanie wyglądało różnie w różnych regionach. W większości się udało, w wielu miejscach dzięki temu osiągnięto niezłe wyniki. Te wyniki są również dobre dzięki wystawieniu właściwych ludzi.
A którego z kandydatów na prezydenta Warszawy Pan poprze? Były już jakieś telefony w tej sprawie od liderów PO?
Jak będą telefony, to będzie ciąg dalszy. Dla mnie ważne jest, że Hanna Gronkiewicz-Waltz, ale i Kazimierz Marcinkiewicz odnoszą się do mojego programu. Zaczęli mówić, że program edukacyjny Borowskiego jest dobry, że program socjalny jest dobry, że trzeba może zająć się warszawską Pragą i to mnie cieszy. A co będzie dalej, zobaczymy.
Hanna Gronkiewicz-Waltz współpracująca z lewicą? Trochę trudno to sobie wyobrazić...
W samorządzie można to sobie wyobrazić.
Donald Tusk mówi, żadnych koalicji PO z SLD nie będzie.
Nie wiem, co ma na myśli mówiąc SLD. Zwracam uwagę, że jest centrolewica. Więc moje pytanie jest takie – a z centrolewicą? W rozmowach trzeba sobie pewne rzeczy ustalić. Ja patrzę na pewne rzeczy długofalowo. Mnie chodzi o to, aby Polska była krajem modernizującym się, nowoczesnym, otwartym, europejskim. Żeby w Polsce nie było obywateli drugiej kategorii.
Czyli popiera Pan ideę solidarnego państwa, które głosi PiS?
Idea solidarnego państwa bardzo mnie się podoba, bo to jest przede wszystkim hasło lewicy. Natomiast PiS je przejął, ale jak popatrzymy na rok rządów PiS, to jedyne co zauważyliśmy z zakresu polityki socjalnej, to becikowe. Natomiast, kiedy np. słyszę o zmianach podatkowych, to główna korzyść przypadnie osobom najlepiej sytuowanym. Hasło solidarnej Polski zostało zdeprecjonowane i PiS zapłaciło za to w tych wyborach wraz z koalicjantami. Największym zwycięzcą tych wyborów jest PSL. Drugie miejsce PO, trzecie Lewica i Demokraci i na tym koniec zwycięzców. PiS utrzymał pozycję, ale w sumie przegrał, bo jego koalicjanci przegrali i powinni zacząć się zastanawiać nad tym, po co istnieją.
Czy Pana zdaniem Lepper i Giertych znikną ze sceny politycznej?
Oni oczywiście będą jeszcze rządzić, będą jeszcze bardziej oddani i wierni w Sejmie, to nie ulega wątpliwości, ale to jest ich koniec. Wyborcy powiedzieli: dość skrajnościom, dość populizmu.
A co wyborcy powiedzieli lewicy?
Lewicy powiedzieli, że może z was coś jeszcze będzie – dostajecie kredyt. Natomiast, jeśli chodzi o wieś, to ona wróciła do PSL-u. Platforma dostała premię jako główne ugrupowanie opozycyjne wobec PiS, choć jeszcze do końca nie zdefiniowała, co chce robić. Szczerze mówiąc PO ma problem, w jaki sposób politycznie zagospodarować ten sukces. Bo widać wyraźnie, że społeczeństwo przesunęło sympatię w kierunku centrum i lewicy, a w PO stale widać ciągoty do współpracy z PiS. To ją zgubi.
Nie boi się Pan, że w SLD dojdzie znowu do głosu Leszek Miller i „stara gwardia”.
Nie lubię określenia stara gwardia, bo w pewnym sensie też jestem starą gwardią. Nie jestem człowiekiem, który się wyłonił w tej chwili z niebytu. Może nie w tych kategoriach rozpatrujmy sprawę starzy, młodzi. Są ludzie z doświadczeniem, którzy mają dzisiaj poparcie, którzy wyciągali wnioski i zmieniali się w pewnym sensie, chociaż nie zmieniali swoich poglądów politycznych, bo są nadal na lewicy. A nie są chorągiewkami.
Ale rok temu Panu zarzucano zdradę lewicy.
Zaraz, zaraz. Takie zarzuty stawiali twardogłowi w SLD, którzy uważali, że lewicowość polega na tym, żeby kurczowo trzymać się jednego ugrupowania, nawet jeśli to ugrupowanie popełnia rzeczy dramatycznie złe. Ja powiedziałem - nie. Wyszedłem z SLD, ale mimo tych wszystkich, którzy mnie wyzywali od najróżniejszych, nie noszę urazy w sercu. W polityce nie można się obrażać personalnie. A więc wyszedłem, ale zachowałem, a nawet umocniłem poglądy lewicowe, które nie polegają na tym, żeby trzymać się jednej partii. Ja z poglądami lewicowymi pozostałem i z tymi poglądami startowałem w tej kampanii. W związku z tym, że poparło mnie prawie 23 procent wyborców, to znaczy, że poglądy lewicowe w Warszawie wyznaje znacznie więcej ludzi niż by się wydawało. Tyle tylko, że oni by chcieli, żeby ta lewica była trochę inna: uczciwa, merytoryczna, kompetentna i wrażliwa społecznie.
I pewnie by chcieli koalicji z PO, ale liderzy tej partii jakoś niespecjalnie chcą wchodzić w ten mariaż.
Jakość liderów poznaje się po odwadze, po umiejętności wprowadzania zmian. Nie jest wcale ogromna zaletą, jeśli się powtarza od lat to samo. Czasami trzeba dojrzeć zmiany, a nie trwać z klapkami na oczach. Otóż na lewicy te zmiany zachodzą. Dzisiejsza centrolewica to przecież również demokraci, którzy wywodzą się z tego samego pnia co PO. Nie byłbym pewnie w koalicji z SLD, gdyby nie było PD. Czas skończyć ze straszeniem postkomuną. Jest u nas nie mniej ludzi, będących ikonami opozycji demokratycznej, niż w PO czy w PiS-ie. I nazywamy się LiD, Lewica i Demokraci, albo, jak kto woli, centrolewica, a nie SLD, choć SLD jest największą partią w tej koalicji.

Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała:
Joanna J. Zakrzewska

Źródło: "Express Bydgoski"

Powrót do "Wywiady" / Do góry