Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 16.08.01 / Powrót

Alleluja i do przodu ("Życie Warszawy")

Elżbieta Cierlica: - Jak Pan ocenia sytuacje na polskim rynku zamówień publicznych?
Marek Borowski: - Odpowiedź na to pytanie będzie zdaje się wymagała pracy doktorskiej. Na razie nieustannie poprawiamy ustawę o zamówieniach publicznych, co świadczy o tym, że sytuacja nie jest ustabilizowana.
Zamówienia publiczne przeniesione zostały do nas z krajów zachodnich, gdzie ustawicznie walczy się z korupcją i nie bez sukcesów, choć nigdzie nie wypleniono korupcji w stu procentach. Zamówienia odgrywają w tej walce bardzo ważną rolę. U nas potrzeba jednak wielu lat i wielu obserwacji trybów postępowań o zamówienie, zmiany innych ustaw, np. ostatnio przyjętej o dostępie do informacji, zmiany mentalności ludzi, żeby ta instytucja zaczęła funkcjonować w sposób taki, że fakt, iż postępowanie odbyło się w drodze zamówienia publicznego, uznawany będzie za wystarczający dowód jego prawidłowości. Dzisiaj nie ma takiej sytuacji.
-O polskim systemie mówi się, że jest korupcjogenny i dzieje się to za sprawą niektórych polityków czy przedstawicieli rządu?
-Nie mogę temu zaprzeczyć, znane są fakty, które o tym świadczą. Zamówienia z wolnej ręki czy zamówienia na zasadach szczególnych są najtrudniejsze do skontrolowania, szczególnie w przypadku korupcyjnego działania decydentów. Nie dopracowaliśmy się jeszcze takich form i metod kontroli, oceny czy ujawniania działań pozaprawnych, które pozwalałyby odciąć możliwość korupcji.
-Co w tej sprawie można zrobić od zaraz?
-Zastanawiam się nad tym. Gdy jakiś przetarg budzi kontrowersje, okazuje się, że zamawiający przyjął w specyfikacji istotnych warunków zamówienia kryteria oceny ofert, na podstawie których ma prawo, np. przyznać 40% punktów za wiarygodność dostawcy, 40 % za cenę, 10% za termin wykonania zamówienia i kolejne 10 za coś jeszcze, np. termin płatności. Nikt z uczestników przetargu tego nie oprotestował, zamawiający działa więc zgodnie z prawem. Zachodzi jednak pytanie czy to jest prawdziwy przetarg, czy kpina?
W potocznym rozumieniu głównym celem przetargu jest osiągnięcie najniższej ceny pod warunkiem spełnienia innych kryteriów. Chodzi o to, żeby wykonać zamówienie i wydać jak najmniej środków publicznych. Wiarygodność jest tym kryterium oceny, które może być brane pod uwagę tylko na dwa sposoby: dopuścić dostawcę lub wykonawcę do postępowania o zamówienie, bo jest wiarygodny, lub nie dopuścić, bo nie można mu zawierzyć, że sprosta wymaganiom. I pierwszy wniosek, który z tego wynika i który można realizować w oparciu o obowiązujące prawo, to postępowanie dwustopniowe. Pierwszy etap - ocena czy firmy ubiegające się o zamówienie spełniają wymagane warunki. Tu jest margines czasu dla firm, których oferta została odrzucona, na protest i ewentualne odwołanie do UZP. Drugi etap - cena.
-Obserwując postępowania o zamówienie publiczne odnoszę wrażenie, że zbyt wiele spraw, o których się mówi i pisze, rozchodzi się po kościach. Czy pamięta Pan choć jeden proces o korupcję w zamówieniach publicznych?
-Dzieje się tak dlatego, że reguły postępowania o zamówienie publiczne nie są dostatecznie przejrzyste. Wszystko, poza oczywiście tajemnicami handlowymi, powinno być na widoku tak, żeby nie można było ukryć faktu, że odrzuciło się kogoś z postępowania bez zdania racji, albo przyjęło nie spełniającego warunków. W ustalaniu kryteriów przetargów jest tak duża dowolność, że choć na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak, np. jak w postępowaniu w sprawie zakupu szybkiej kolei Pendolino, trudno jednak o materiał dowodowy do sprawy karnej i stąd wrażenie, że wszystko "rozchodzi się po kościach".
-Można powiedzieć, że cała kadencja tego Sejmu upłynęła pod znakiem nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych, która została przyjęta 22 czerwca br. I już słychać było głosy, że po wyborach trzeba będzie przygotować całkiem nową ustawę o zamówieniach publicznych. Nie szkoda na to wszystko czasu?
-Jest wiele grup nacisku, którym ta ustawa w różnych swoich zapisach przeszkadzała. Czasami słusznie, a czasami tylko dlatego, że była niewygodna. Nasz Sejm w ostatnim czteroleciu pod jednym względem był dramatycznie niedobry. Na nic nie było czasu. Sejm był zasypywany ustawami poselskimi i to płynącymi z obozu rządowego, co jest ewenementem.
Nad każdym projektem trzeba było pracować, musiało odbyć się posiedzenie plenarne, potem komisje, nawet jeśli je w końcu odrzucono, jak słynną ustawę uwłaszczeniową, nad którą pracowano ponad rok ...
-Podobnie było z rządowym projektem nowej ustawą o zamówieniach publicznych. Sejmowa komisja pracowała nad nią blisko rok, a następnie rząd wycofał ustawę z Sejmu.
-Wycofał, bo dokonano takich zmian, że rząd w końcu przestał ją firmować. Ale co to znaczy? To znaczy, że rząd nie jest pewny swojego zaplecza politycznego.
Fakt, że wybory wygrało ugrupowanie, które było niespójne, spowodował, że nad ustawami, które wymagały dłuższej spokojnej pracy nie pracowano spokojnie....Nie było jednolitego poglądu, robione je na zasadzie "Alleluja i do przodu !".
-W zamówieniach, mimo nowelizacji, a może właśnie dlatego sytuacja jest trudna. Czy wobec ustawowego zamętu, po wyborach, wprowadzone zostaną zmiany w Urzędzie Zamówień Publicznych. I co Pan sądzi o projekcie posła J. M. Rokity w sprawie powierzenia prowadzenia tego urzędu prezesowi z konkursu?
-Jest za wcześnie by planować zmiany w UZP. Jeśli chodzi o prezesa - generalnie rzecz biorąc sympatyzuję z konkursami na stanowiska, które nie mają charakteru politycznego. Przez konkurs rozumiem sytuację, w której przedstawia się publicznie kryteria wyboru, następnie znane są nazwiska i dokonania tych, którzy o to stanowisko zamierzają się ubiegać i opinia publiczna może uczestniczyć w tym wyborze. Ma swoich faworytów, swoją ocenę i dokonuje porównanie jej z wyborem dokonanym, np. przez premiera czy powołaną przez niego komisję konkursową. W ten sposób decyzja ostateczna poddana jest ocenie opinii publicznej.
-Żeby jednak konkurs miał sens, kryteria oceny kandydatów muszą być czytelne.
-W zamówieniach publicznych mniej chodzi o roszady personalne, a bardziej o mechanizmy sprawdzania np. wiarygodności firm. Przedstawiają one referencje, ale od tych, którzy te referencje chcą dać lub dają dobre. Nie ma natomiast bazy danych firm, które nie wykonały lub niewłaściwie wykonały zamówienie. I tu jest kolejna luka na rynku zamówień publicznych.
-Jest jednak i druga strona medalu, sytuacja polskich firm, które dławią się z powodów wysokich podatków, wysokich kosztów zatrudnienia czy z powodu zatorów płatniczych?
-Tego nie załatwią zamówienia publiczne. Jest to kwestia polityki makroekonomicznej rządu. Dotychczasowa polityka, polegająca na zamykaniu oczu i proponowaniu rozwiązań nierealnych, musiała odbić się na kondycji firm. Na początku tego roku zaproponowano budżet, w którym zawyżono dochody, a zrobiono to po to, żeby był ładniejszy obrazek - niski deficyt, zdrowe finanse publiczne, poczym po 3 miesiącach okazało się, że wszystko się sypie. Instytucje budżetowe otrzymały informacje, że w budżecie jest na ich cele taka to a taka kwota. Miały więc prawo do zaciągania zobowiązań do wysokości tego planu. Miały prawo zawrzeć kontrakty z płatnościami do wysokości planu. Potem okazało się jednak, że nie ma tych dochodów. Zaczęła się blokada wydatków. Odbywa się to kosztem firm, gospodarki, kosztem bezrobocia. Ale początek jest, niestety, w polityce. W chęci zamazania rzeczywistości, pokazania ładniejszego obrazka.
Jeśli chcemy wyjść z tego problemu, na styku instytucja publiczna przedsiębiorstwo, to trzeba zacząć od uporządkowania finansów publicznych, uchwalenia realistycznego budżetu, z większym deficytem (niestety!), co widać już dziś, z realistycznymi dochodami i dużą dyscypliną budżetową. I surowo przestrzegać realizacji tak nakreślonego budżetu.
-Sejm przyszłej kadencji będzie tym, który wprowadzi Polskę do Unii Europejskiej. Co trzeba zrobić, żeby polskie przedsiębiorstwa utrzymały się na polskim rynku?
-Trzeba naprawdę wdrożyć program wspierania małych i średnich przedsiębiorstw i eksportu. Programy są. Ten rząd je opracował, tyle tylko, że nie wdrażał ich tłumacząc się brakiem pieniędzy. Pieniądze jednak były np. na źle wdrażane reformy wydano miliardy złotych. Najważniejsze teraz będzie skoncentrowanie środków budżetowych i wdrożenie tych programów. Odbędzie się to niestety kosztem programu socjalnego.
Rozmawiała: Elżbieta Cierlica

Źródło: "Życie Warszawy"

Powrót do "Wywiady" / Do góry