Marek Borowski:Dzień dobry, panie redaktorze. Dzień dobry słuchaczom.
Obaj krzyczeliśmy w nocy. Nie było warto chyba, prawda?
Bo ja wiem? Zawsze jak człowiek wyzwoli z siebie jakieś emocje, to dobrze. Nie można być zimnym jak ryba. No, a wyszło jak zwykle.
Czy Leo Beenhakkera powinien odejść? Ciekawa jest dzisiaj lektura prasy porannej. Część gazet mówi: żenada! Beenhakker, oddaj pieniądze! Inni mówią, że jednak Beenhakker powinien zostać.
U nas właśnie tak jest. Albo niebo, albo piekło. Beenhakker dokonał rzeczy ważnej i wszyscy to podkreślaliśmy i zachwycaliśmy się. Zdaje się wszyscy już zapomnieli o tym, że po raz pierwszy Polska grała w Mistrzostwach Europy. To jest chyba taka cecha narodowa, że w momencie, kiedy uda nam się wygrać jakiś etap, to uważamy, że już uda nam się wygrać wyścig. Jeszcze nie. Jest faktem, że coś się z tą drużyną stało. To nie ulega wątpliwości. Do końca eliminacji ze zdumieniem obserwowaliśmy drużynę, która biega, strzela bramki, organizuje składne akcje. I coś się załamało w tym roku, kiedy grała mecze towarzyskie, przegrywając niektóre dosyć dramatycznie. Beenhakker mówił, że to tylko dlatego, że on próbuje różnych zawodników. Ale okazało się, że chyba jednak powód był jakiś głębszy. Były momenty dobre, ale momenty, w grze polskiej drużyny. No i oczywiście, ponieważ my zawsze musimy mieć jakiegoś bohatera, to jest Boruc. Ale Beenhakkera bym nie ruszał. Jednak ten trener osiągnął sukces. Nie taki, jak się później wszyscy spodziewali, ale osiągnął sukces.
Mam wrażenie, że trochę jak wejście Polski do Unii Europejskiej – przyniosło nie tylko pieniądze, ale pewne standardy, zmniejszyło partyjnictwo, inaczej się myśli o państwie, tak samo przyjście Beenhakkera ten polski piłkarski grajdoł też okiełznało.
>Zdecydowanie tak. On wprowadził nowych zawodników. Dał im szansę. Wszyscy podkreślali, że główna zaleta Beenhakkera polegała na tym, że on nikogo nie znał. Przychodził, siadał na trybunach na jakimś meczu i mówił do tłumaczki, że ten czy tamten chyba byłby dobry. Nie grały roli żadne układy. Wydaje mi się, że ta jego cecha jest ważna. Jeśli on chce dalej trenować polską drużynę, to uważam, że powinien zostać.
Czy politycy mogą zrobić coś, żeby w Polsce piłka poszła w górę? Ja mam wrażenie, że szkolenie to jest jakiś dramat…
Oczywiście, że mogą. Tylko to wymaga zupełnie innego podejścia do roli państwa i do sfery publicznej.
Socjalistycznego? Teraz socjaldemokratycznego?
No tak. zdecydowanie tak. Takiego, jaki jest w Europie. Europa w tym sensie jest socjaldemokratyczna. Wszystko jedno, czy rządzą tam chrześcijańscy demokraci czy socjaldemokraci, to pewne rzeczy są już standardem. Państwo dba o sferę publiczną, a do sfery publicznej zalicza się sport młodzieży. W związku z tym nie można osłabić budżetu, nie można bezmyślnie obniżać różnych składek, podatków, a następnie mówić – oddamy to w prywatne ręce, niech się sponsorzy tym zajmą. Przez długi czas, 10 lat, byłem posłem z Piły. I tam starałem się wspomagać sport, zarówno wyczynowy, jak i sport młodzieży. Widziałem jak to wygląda. Otóż ten wyczynowy sport – zgoda, tutaj trzeba szukać jakichś sponsorów. Przecież państwo nie będzie finansować zawodowych drużyn, to jasne. Natomiast jeśli chodzi o sport młodzieży, to tam, gdzie udało się stworzyć taki sport, natychmiast były wyniki. Znamy drużynę Amica Wronki, dzisiaj już nie istnieje, bo się połączyła… ale nagle Polacy się dowiedzieli, że z jakiejś miejscowości Wronki, liczącej kilka tysięcy mieszkańców, drużyna wchodzi do pierwszej ligi i zaczyna wygrywać. To był mój okręg wyborczy. Ja tam często bywałem. I co się okazało? Oni mieli drużynę najmłodszych trampkarzy, średnich trampkarzy, młodzików…
Szkolili młodzież.
Tak. To akurat była fabryka. Ale to powinien być program państwowy.
A program rządowy Orlik 2012? Buduje boiska…
To jest dobry program. Trzeba to robić.
Ale to w Izdebkach hucznie otwarte, a dziś czytam, że jeszcze nie działa.
W tej chwili mówię o programach. Jeżeli rząd mówi, że chce w każdej gminie wybudować porządne boisko, nie klepisko, tylko porządne boisko…
Klepisko to już jest w każdej gminie.
Oczywiście… porządne boisko, oświetlenie, szatnie, natryski, jakieś trybunki, itd., to jest to bardzo dobry program. Jeżeli rząd mówi, że chcemy zapewnić wyżywienie wszystkim dzieciom w szkołach, żeby nikt nie był głodny, to co ja mam powiedzieć? Że dlatego, iż to nie jest mój rząd, mam powiedzieć, że źle? Natomiast jest pytanie, czy nie skończy się tak jak z licznymi obietnicami premiera Marcinkiewicza? Też był premierem od obietnic.
A to bracia? Marcinkiewicz i Tusk?
Pewnie różne rzeczy ich różnią, ale stosują podobną technikę „pijarowską”, czyli takich sympatycznych, uśmiechniętych premierów, co w ogóle nie jest złe. Jednocześnie składają bardzo wiele obietnic, które podtrzymują na duchu naród. Jeszcze pół roku, rok i te obietnice zaczną być weryfikowane.
Obserwujemy niewielkie drgnięcie w sondażach – Platforma w perspektywie miesiąca kilka punktów w dół, PiS dwa, trzy punkty w górę. SLD doszło do 10%. To coś zwiastuje?
Platforma przecież nie jest w stanie utrzymać 58% czy 60%. Wiadomo, że te wskaźniki będą spadać. W miarę upływu czasu widać, że pewne problemy nie są rozwiązywane. Uporczywie wraca problem szpitali. To jest najsłabszy punkt. Pani minister Hall wikła się w jakichś dziwnych propozycjach dotyczących edukacji. Pani minister Kudrycka wystąpiła z projektem, który wzbudził ogromny protest w świecie nauki. Można jeszcze parę rzeczy wymienić…
Ale z drugiej strony na przykład wczorajsze spotkanie premiera Tuska z kanclerz Angelą Merkel. Taka polityka zagraniczna chyba się panu, panie przewodniczący, podoba?
Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, która jest prowadzona nie tylko przez Tuska, także przez Sikorskiego, który jest wysoko notowany, tutaj są pewne rzeczy pozytywne i dobrze oceniane przez społeczeństwo. W każdym razie, ponieważ problemów jest coraz więcej, to coraz więcej ludzi zaczyna wątpić. Ale to jest ciągle jeszcze wysoki wskaźnik. Specyfiką naszej sceny politycznej jest to, że na ten moment, główną, a faktycznie jedyną, opozycją wobec Platformy jest PiS. Natomiast po lewej stronie jest właściwie pusto.
Mogą państwo działać. Co się dzieje na lewicy?
To właśnie próbujemy robić. Sojusz Lewicy Demokratycznej wyraźnie idzie w radykalizm, stara się w ten sposób pokazać na scenie politycznej. Ostatnie badania OBOP-u – 7-8%, oczywiście można się w tych granicach poruszać, ale to jest nisza. Z tego nie rodzi się partia, która może mieć duży potencjał koalicyjny w przyszłości.
A pan, panie przewodniczący, zapowiedział rezygnację ze stanowiska szefa SDPl-u. Ma powstać coś innego, tak? Z Partią Demokratyczną?
Współpracujemy z Partią Demokratyczną nie od wczoraj.
Ale ma powstać nowa partia?
Spokojnie, spokojnie z nową partią. Partii się nie tworzy ot, tak, na strzelenie palcami.
Ale to pan chyba mówił dla Wirtualnej Polski, słyszałem…
Nie, nie, nie. Ja zawsze mówiłem o koalicji. Mówiłem o nowej formacji, ale formacją nie jest partia tylko koalicja, ugrupowanie koalicyjne, porozumienie koalicyjne. W swoim czasie byłem inicjatorem Lewicy i Demokratów. Zostało to rozbite. My kontynuujemy współpracę z Partią Demokratyczną. Uważamy, że to, czego brakuje teraz w Polsce, to jest ugrupowanie centrolewicowe, gdzie pryncypia lewicowe są podtrzymywane, na przykład świeckość państwa, ale bez zbędnego radykalizmu i rozpoczynania wojny z Kościołem.
Krzyż w Sejmie to jest obraza dla świeckości państwa?
To jest naruszenie zasady świeckości państwa. To dla mnie nie ulega wątpliwości. Krzyż nie powinien tam wisieć. Kiedyś powieszono go tam w sposób – powiedziałbym nawet – nieprzyzwoity, bo w nocy, tajnie. Ale to jest jedna sprawa. To jest mój pogląd. Natomiast druga sprawa to jest to, czy ja proponuje jakąś walkę w związku z tym. To znaczy – ktoś inny przyjdzie w nocy, zdejmie ten krzyż, ktoś inny go znowu powiesi.
Rozumiem, że nowy szef SLD pan Napieralski się do tego szykuje. Padają pytania, czy Sojusz pęknie? Bo są także duże napięcia personalne. Jak pan to ocenia?
Nie wiem. Nie chcę wchodzić w wewnętrzne sprawy Sojuszu. My pracujemy nad tym, by zaproponować rzeczywiście alternatywę dla rządów Platformy Obywatelskiej, alternatywę bardziej profesjonalną, bardziej konsekwentną, bez meandrów w zakresie świeckości państwa, w zakresie praw kobiet oraz bardzo proeuropejską.
Ale co to znaczy „bez meandrów w zakresie praw kobiet”? Czy na przykład kompromis w sprawie ochrony życia jest dla pana do zaakceptowania?
Nie jest dla mnie do zaakceptowania – w tym sensie, że dla mnie to w ogóle nie jest kompromis. Zawarty kilkanaście lat temu w formie ustawy sejmowej to był kompromis między tymi, którzy byli za całkowitym zakazem aborcji i tymi, którzy uważali, że powinny być pewne wyjątki. I to jest właśnie ten "kompromis".
Nie, nie. Zwyciężyli ci, którzy mówili o pewnych wyjątkach.
Lewica wtedy za tym nie głosowała i nie brała udziału w tym kompromisie. Dzisiaj zdajemy sobie sprawę, że nie ma żadnej większości, żeby tę ustawę zmienić, zliberalizować, choć byłbym tego zwolennikiem. Natomiast, jeżeli widzimy na przykład sytuację tej czternastolatki, gdzie państwo pozostaje kompletnie bierne, dopuszcza do tego, że ksiądz i osoby postronne wkraczają do szpitala…
Tam też wkroczyły organizacje lewicowe, feministyczne…
Do gabinetu lekarskiego - nie. Ja bardzo przepraszam, ale tu państwo nie może być bierne. Jak pan mnie pyta, co to znaczy na przykład „w sprawie praw kobiet”, to właśnie mówię. Między innymi to znaczy.
Ale czy Grzegorz Napieralski jest radykalnym populistą? Tak można powiedzieć? Podnosi te kwestie jedna za drugą, media cytują…
Grzegorz Napieralski jest szefem innego ugrupowania lokującego się na lewicy. Fakt, że bliżej skraju w pewnych dziedzinach. Ja nie zamierzam toczyć personalnej polemiki z SLD. My proponujemy określone rozwiązania…
Będzie jakaś nazwa tej nowej formacji?
Zobaczymy. W tej chwili jesteśmy w trakcie rozmów i ustaleń.
Wiadomo, kto będzie liderem?
Nie, oczywiście, że nie. W ogóle idea jest taka, żeby rzecz się nie ograniczała do Socjaldemokracji i Partii Demokratycznej. Chodzi nam także o stworzenie pewnego ruchu społecznego, szerszego znacznie, i do tego potrzebni są nowi, młodsi ludzie. I stąd moja decyzja.
Gdyby pan był dzisiaj ministrem finansów obniżyłby pan dzisiaj akcyzę na paliwo?
Nie obniżyłbym akcyzy na olej napędowy, bo nie można już obniżyć. Mamy akcyzę na minimalnym poziomie europejskim. Natomiast wprowadziłbym możliwość zwrotu pieniędzy przewoźnikom, transportowi…
Ale byłyby przekręty.
Nie, nie byłoby żadnych przekrętów, dzisiaj tak rolnicy otrzymują. Po prostu w pewnym momencie koszty transportu mogą być takie, że przewoźnicy zaczną masowo bankrutować i będziemy mieli sytuację hiszpańską. Rząd powinien się na to przygotować. Nie mówię, że to dzisiaj trzeba wypłacać, ale trzeba się przygotować.
Doradzał Marek Borowski. Dziękuję bardzo, panie przewodniczący.
Źródło: Polskie Radio - Program III
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|