Tusk chce udowodnić Polakom, że nie ma nic wspólnego z aferą hazardową, a jeśli są jakiekolwiek nielegalne i nieetyczne powiązania polityków PO z biznesem, to je przetnie. Powiedziałbym więc, że działa nawet ponadstandardowo. Liczba odwołanych ministrów przekroczyła oczekiwania opozycji. Również w sprawie hazardu automatowego zdecydował się pójść dalej niż można było się spodziewać. Podczas sejmowej debaty o przebiegu procesu legislacyjnego w sprawie tej ustawy, jako chyba jedyny zwróciłem uwagę, że nie jest przestrzegana ustawa ograniczająca ten hazard. Donald Tusk podzielił wyrażoną przeze mnie wątpliwość, czy budżet powinien czerpać z niego korzyści - odpowiedział, że nie. I słusznie.
Czy budżet może sobie pozwolić na utratę kilkuset milionów złotych rocznie?
Wydane zezwolenia na automaty mają wygasnąć dopiero po czasie, na który je wydano, czyli po 5-6 latach. Słusznie, bo próba natychmiastowego zlikwidowania hazardu skończyłaby się Trybunałem Konstytucyjnym. Będą one zatem wypadać stopniowo. Poza tym, ma być podwyższona opłata od każdego automatu, ze 180 do 480 euro miesięcznie. Spodziewam się więc, że w 2010 roku wpływy z hazardu do budżetu będą większe niż dotąd. Później zaczną maleć, ale nie będzie to miało większego znaczenia.
A jeżeli hazard zejdzie do podziemia?
W takiej sytuacji zawsze będzie można dopuścić więcej kasyn, co zapewni lepszą kontrolę. Na razie jednak bym się tym nie przejmował. Poważniejsza jest sprawa hazardu internetowego, wiąże się on bowiem z prawem europejskim i technicznymi problemami. Dlatego nie domagałbym się od Sejmu błyskawicznego uchwalenia nowej ustawy - z wyjątkiem wspomnianej podwyżki opłaty od automatu.
Czy komisja śledcza wyjaśni aferę hazardową?
Dotychczasowe trzy projekty w sprawie jej powołania były sprzeczne z konstytucją, która mówi, że przedmiotem działania komisji śledczej musi być określona sprawa. Po pierwsze, celem tej komisji powinno być ustalenie, jak daleko sięgały nieformalne powiązania, czy oczekiwania biznesu hazardowego miały wpływ na kształt prawa i kto to czynił. Po drugie, powinna odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ustawa przyjęta w 2003 roku, która wprawdzie dopuszczała upowszechnienie się hazardu automatowego, ale jednocześnie stawiała różne ograniczenia i rygory, nie była przestrzegana. Czy mieliśmy do czynienia tylko z niedbalstwem, czy było jakieś lobby blokujące jej egzekwowanie? Trzecia kwestia dotyczy legalności i sposobu działań CBA w tej sprawie, no i przecieku, do którego miało dojść. Mam jednak wątpliwości, czy uda się to wyjaśnić. PO chce bowiem badać wszystko przynajmniej od 2003 roku i wykazać, że nie tylko jej politycy są w to zaplątani. PiS chce położyć PO na łopatki. No i SLD chce odegrać rolę jedynego sprawiedliwego, choć nie ma ku temu podstaw, biorąc pod uwagę 2003 rok. Dlatego będzie to prawdopodobnie festiwal kuksańców politycznych albo i cięższych ciosów.
Jak Pan przyjął projekt budżetu na przyszły rok?
O ile budżet na 2009 rok był wzięty z sufitu, to projekt budżetu na 2010 rok jest przyznaniem się rządu, że król jest nagi. Projekt jest niepokojący z uwagi na jego konsekwencje dla polskiej gospodarki i Polaków. I nie chodzi mi tylko o te 52 mld zł deficytu.
Ten deficyt jest realny?
Tak, choć pewnych rzeczy on nie ujmuje. Obok jest bowiem drugi deficyt w wysokości 15 mld zł na środkach unijnych (do każdego euro dokładamy środki krajowe). Budżet na 2010 rok jest bowiem inaczej budowany. Zmieniły się przepisy i środki unijne są osobno zapisane - zarówno przychody, jak i wydatki. Dlatego będziemy mieli 52 mld deficytu na krajowych dochodach i wydatkach oraz 15 mld na unijnych, czyli razem 67 mld zł. Do tego trzeba jeszcze dodać deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego finansowane są emerytury i renty, i innych funduszy, tworzących coś w rodzaju dodatkowego budżetu oraz samorządów. Zapowiada się więc, że w sumie będziemy mieli największy deficyt finansów publicznych Polski od 20 lat.
Czym to się może skończyć?
Jeśli tego nie opanujemy, światowe agencje ratingowe obniżą ocenę polskiej gospodarki, a to oznacza automatyczne podwyższenie odsetek, które musimy płacić zaciągając długi za granicą na finansowanie naszego deficytu. Te odsetki obciążają budżet i ograniczają inne wydatki. Teraz najważniejsze będzie to, co rząd zamierza zrobić, jaki ma plan wyjścia z tej sytuacji w ciągu najbliższych 3 lat. Jakie wydatki chciałby ograniczyć, jakie reformy przeprowadzić, co dalej z wiekiem emerytalnym - ogólnym i mundurówek, co z KRUS-em, co z niektórymi wydatkami, które są bezsensowne, np. podwójne becikowe. Jeżeli rząd nie będzie miał żadnych propozycji, to przyszły rok jakoś się jeszcze wybroni, natomiast w następnym roku, kiedy nie będzie można już finansować deficytu przejściowymi dochodami, może być bardzo źle.
Skąd pochodzą przejściowe dochody?
Przede wszystkim z prywatyzacji, bo tu się liczy na wielkie wpływy do budżetu w 2010 roku, nawet 30 mld zł. Uważam, że to jest niebezpieczne podejście, bo pokazuje inwestorom zagranicznym, że jesteśmy pod ścianą. Mówimy im, że jeżeli nie kupią naszych przedsiębiorstw, przekroczymy pewien dopuszczalny pułap deficytu i będzie kłopot. Będą więc zaniżać ceny i polepszać sobie warunki zakupu. Załóżmy jednak, że sprzedamy te przedsiębiorstwa. Ale już w następnym roku nie będziemy mieli co sprzedać. Teraz pożyczyliśmy część pieniędzy unijnych na wydatki bieżące budżetu, zabraliśmy Fundusz Rezerwy Demograficznej i przerzuciliśmy na bieżące wydatki ZUS, ale nie da się takich praktyk kontynuować. Mamy bowiem strukturalny deficyt, wydatki są wciąż większe niż dochody. Jeżeli w tej sprawie nie podejmiemy działań, to w 2011 roku będzie nieszczęście.
Rozmawiał: Przemysław Łuczak
Źródło: "Express Bydgoski"
Powrót do "Wywiady" / Do góry