Marek Borowski: Cypr jest tutaj tylko wykonawcą, do takich rozwiązań dąży między innymi Wielka Brytania. Myślę, że bardzo trudno się temu przeciwstawić.
Polska i inne kraje, które korzystają z tych środków będą przedstawiały swoje argumenty, ale jakie są szanse, że zostaniemy wysłuchani nie wiadomo. Być może całe negocjacje skończą się jakimś kompromisowym rozwiązaniem, a w interesie naszego kraju leży to, aby kwestie budżetu zamknąć jak najszybciej.
Najlepiej do końca roku. Nie warto przeciągać już tej dyskusji na następny rok, ponieważ wtedy pojawi się temat specjalnego budżetu dla strefy euro. Połączenie tych dwóch dyskusji nie byłoby korzystne dla Polski.
Taka propozycja Cypru to porażka polskich negocjatorów?
My kochamy w Polsce dyskusje w stylu porażka, katastrofa. Tylko trzeba pamiętać, jeżeli Polska uzyskuje 70 miliardów euro, a nie na przykład 75 miliardów, to dla niektórych jest to porażka, a dla innych sukces.
A dla Pana?
To są potężne pieniądze, które dobrze wykorzystane przeniosą Polskę na inny poziom cywilizacyjny. Przecież my nie jesteśmy jakimś mocarstwem w Unii Europejskiej, że powie nie i wszyscy się zgodzą z naszym stanowiskiem.
Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że cały czas trwa żmudny proces negocjacyjny, także nie traktujmy tego przez pryzmat porażek czy sukcesów. Oczywiście trzeba walczyć o jak największe pieniądze, ale jeśli ostateczny efekt nie będzie taki jak spodziewano się na początku, to nie ma co robić z tego klęski.
Pewnie takich jednoznacznych opinii byłoby mniej, gdyby nie sławne 300 miliardów z czasów kampanii wyborczej.
Odpowiem na to żartobliwie. Czy będzie te 300 miliardów złotych, to nie zależy tylko od budżetu, ale i od kursu walut. Poczekajmy na kurs euro i wtedy przeliczymy ile pieniędzy dostaniemy.
Uszczuplenie środków nie jest dobrą informacją dla Polski, ale skala cięć dla nas wydaje się niewielka. To jest jakaś pocieszająca informacja?
Z reguły jest tak, że początkowa propozycja jest jedynie punktem wyjścia do dyskusji, więc nie mogę wykluczyć, że w porównaniu z kwotą na początku zaproponowaną przez Komisję Europejską ta ostateczna będzie nieco mniejsza.
Ale takie jak proponuje Cypr?
Nie sądzę. Myślę, że to nie będzie aż o tyle mniej. Uważam, że będzie gdzieś tak po środku. Nie zmieni to faktu, że i tak są to potężne środki, które trzeba tylko dobrze wykorzystać.
Jak Pan ocenia jeszcze jeden pomysł Cypru, to znaczy zabieg, który ma podzielić grupę 15 krajów, którym najbardziej zależy na polityce spójności? Jedna część to państwa południa, czyli Grecja i Hiszpania, a druga to reszta.
To bardzo zły pomysł. Tutaj Polska powinna się ostro przeciwstawiać temu. To jest problem strefy euro i to Eurogrupa powinna to rozstrzygać poprzez swoje środki. Zresztą ten oddzielny budżet dla strefy euro ma być dyskutowany w przyszłości, a więc tam powinny pojawić się środki na ratunek zagrożonych państw.
Najpierw trzeba zamknąć jednak temat ogólnego budżetu i dopiero potem kraje strefy euro mogą przystąpić do dyskusji na temat tego osobnego.
A Polska powinna się obawiać tego oddzielnego budżetu?
Jeżeli najpierw zostanie uchwalony budżet ogólny, to nie. Natomiast jeżeli będzie prowadzona dyskusja jednocześnie o jednym i o drugim, to może się okazać, że najpierw zmniejszy się środki dla wszystkich po to, żeby utworzyć ten budżet osobny.
Taka propozycja jest nie do przyjęcia. Nie możemy zgodzić się pomysły, które będą realizowane naszym kosztem.
rozmawiał Jacek Gratkiewicz
Źródło: Money.pl
Powrót do "Wywiady" / Do góry