- Jak się pan zapatruje na inicjatywę Pawła Kukiza i jego organizacji zmieleni.pl dot. wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu?
- Ja sam zostałem wybrany w jednomandatowym okręgu wyborczym do Senatu i tutaj uważam ten pomysł za dobry. Z tym, że jednak jest różnica między Sejmem a Senatem. Sejm musi sformułować rząd, który musi mieć większość. I to nie taką większość, która będzie większością chwiejną, że dziś jest a jutro jej nie ma. Otóż przy jednomandatowych okręgach ryzyko polega na tym, że partie polityczne mogą nie móc sformułować sensownej większości, nie chodzi o to, żeby była to przecież np. większość SLD z PiSem. Będą musiały dobierać do tej większości pojedynczych posłów, niezależnych posłów, którzy w swoich okręgach wygrali, bo cieszą się tam dużym poparciem. Wówczas taka koalicja jest chwiejna, nie czuje się poseł związany ze swoją partią. Mało tego - mamy przecież doświadczenia z innych krajów, z Ukrainy, gdzie taka sytuacja ma miejsce. I partie, które chcą stworzyć rząd a brakuje im głosów korumpują po prostu tych posłów niezależnych - dają im pieniądze, oferują stanowiska im i ich rodzinom. Natomiast ja doceniam rolę okręgów jednomandatowych i jeśli pan Kukiz by się zgodził, to proponuję modyfikację, i takie propozycje były już w Sejmie, mianowicie system niemiecki, który jest systemem mieszanym - połowa posłów jest wybierana w okręgach jednomandatowych, a połowa z list wg ordynacji proporcjonalnej i to się sprawdza.
- Czy taki pomysł ma szansę uzyskać poparcie rządzącej koalicji?
- Pierwszy raz pomysł pojawił się w 2004 roku...
- I wtedy jak Platforma zbierała podpisy pod referendum, one zostały zmielone.
- Tak, one zostały zmielone, potem pojawił się w 2007 czy 2008. Za każdym razem nie. Ja naprawdę nie widzę, nawet z punktu widzenia przyziemnych interesów Platformy, PiSu, czy każdej innej partii problemu. Dlatego, że system niemiecki i tak zapewnia każdej partii tyle miejsc w Parlamencie ile procent dostaje, także tu nie ma obaw. Natomiast sprawia, że znacząca część, bo połowa całego parlamentu, to nie są ludzie ustawieni przez lidera na odpowiednim miejscu na liście partyjnej, tylko tacy, których on zatwierdził, ale musieli wygrać.Musieli zdobyć odpowiednie poparcie i są mniej uzależnieni od lidera, są bardziej niezależni, wnoszą nowy duch do Parlamentu. Mało tego, dzisiaj mamy w Polsce 460 posłów, czyli mielibyśmy 230 okręgów jednomandatowych. Otóż, żeby znaleźć 230 kandydatów, którzy mają szansę wygrać, partia polityczna musi stawiać na ludzi kompetentnych i popularnych a nie wstawić byle kogo na listę i korzystając z tego, że dostanie ta lista odpowiednią liczbę głosów, sprawić że ten kandydat wchodzi. Wymusiłoby więc to na każdej partii politycznej rozszerzenie pewnego terenu działania.
- Ale mogłoby też sprawić, że partie polityczne staną się bardziej dostępne dla wyborców.
- No dokładnie. Wielu ludzi ma np. ochotę wystartować. Nawet partia polityczna im odpowiada, ale w tym okręgu wyborczym, a mamy ich 42, jest pięciu zasłużonych kandydatów, których ustawia się na pierwszych miejscach. Więc ten człowiek mówi, że on nie będzie czerwoną latarnią bez szans i w ogóle nie będzie startował. Natomiast jeżeli ten okręg byłby odpowiednio podzielony, w tym przypadku miałby pewnie sześć okręgów jednomandatowych, to akurat by się zmieścił.
Źródło: Wikinews
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|