Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 01.12.01 / Powrót

Nie jesteśmy tacy muzykalni - "Trybuna"

Z MARKIEM BOROWSKIM, marszałkiem Sejmu, rozmawiają Ewa Rosolak i Ewa Sadura

Trybuna: - Sejm, na wniosek klubów SLD, UP, PO i PiS, odwołał Andrzeja Leppera z funkcji wicemarszałka. Czy następcą na tym stanowisku powinien być poseł Samoobrony?

Borowski: - To nie jest wykluczone. Ale to zależy, po pierwsze, od woli samej Samoobrony, aby nie obstawała przy Andrzeju Lepperze. Po drugie - musiałaby to być kandydatura człowieka, dającego gwarancję, że nie powtórzą się tego rodzaju przypadki,
jak te, które dotyczą Andrzeja Leppera. Funkcja wicemarszałka Sejmu dla Andrzeja Leppera okazała się za ciasna. On ją po prostu rozsadzał swoim lekceważącym podejściem do prawa, temperamentem, agresywnym, niekiedy wręcz chamskim zachowaniem. Na pewno w jakiejś mierze jest to charakterystyczne dla całej Samoobrony, ale nadal nie można wykluczyć, że
Samoobrona - jako klub - nie musi iść tym tropem. Szansa na taki obrót spraw zmalała jednak po spektaklu, jaki Andrzej Lepper urządził na zakończenie swojego marszałkowania.

Trybuna: - Czy Andrzejowi Lepperowi nie pomogło to, iż Pan marszałek jego wystąpienia sprzed wejścia do parlamentu, określał jako obywatelskie nieposłuszeństwo? Czy nie istnieje obawa, że Lepper, już tylko poseł, nasili ten sposób uprawiania polityki?

Borowski - Nie wiem. Być może określenie "obywatelskie nieposłuszeństwo" było niezbyt trafne. To była reakcja na stwierdzenie jednej z gazet, że w przypadku Leppera mamy do czynienia z pospolitą przestępczością. Uważam, że to też jest niesłuszne, wszak w społeczeństwie inaczej się to określenie rozumie. Trzeba, być może, poszukać jakiegoś pośredniego określenia między pospolitą przestępczością a obywatelskim nieposłuszeństwem. Może to należy nazwać po prostu lepperyzmem. Cały czas nie tracę nadziei, że jeśli będziemy konsekwentni wobec postępowania Samoobrony, co oznacza, z jednej strony, niezgodę na zachowania wykraczające poza normy prawne, dobre obyczaje i normy współżycia społecznego oraz kultury politycznej, ale z drugiej strony nie będziemy dopuszczać do izolacji, zatykać nosa przechodząc obok posłów Samoobrony, co niektórzy czynią, obrzucać ich niewybrednymi inwektywami, nie stawiać się wobec nich w roli klasy wyższej - to jest pewna szansa, że dojdzie do równowagi.

Trybuna: - Gdzieś jednak muszą być granice anarchizacji życia w kraju. Można było Leppera odwołać ze stanowiska, ale, zakładając - wbrew pańskiemu optymizmowi - czarny scenariusz, należy liczyć się z eskalacją właściwych mu metod nieposłuszeństwa.

Borowski: - Nie możemy podejmować decyzji pod ciśnieniem tego rodzaju rozważań, lęków itp. Znacznie więcej szkody wyrządzilibyśmy, tolerując takie postępowanie. I tak trzeba to mierzyć.

Trybuna: - Na ile można posłowi pozwolić w niszczeniu autorytetu Sejmu?

Borowski: - To jest źle postawione pytanie. W ogóle nie można pozwalać. Wicemarszałek ma szczególne obowiązki i jest jeszcze ostrzej postrzegany niż poseł. Powiedzmy sobie szczerze, że pewne zachowania, które posłowi mimo wszystko uchodzą, zwłaszcza gdy chodzi o ostrość walki politycznej, to w przypadku wicemarszałka, nie mówiąc o marszałku, nie przystoją.

Trybuna: - Krzysztof Janik i Jerzy Jaskiernia zapewniają, że Pan nie pozwoli na podrywanie autorytetu Sejmu. Konkretnie: co Pan może zrobić?

Borowski: - Te sankcje są ograniczone. Trzeba pamiętać, że każdy poseł został wybrany w demokratycznych wyborach, przysługują mu określone prawa wynikające z ustaw i regulaminu. Marszałek naruszać ich nie może. Przychodzą do mnie listy, w których ludzie żądają, by posłom, nagminnie łamiącym regulamin, nie wypłacać diety. Nie ma takich możliwości. Ustawa nie wiąże wypłacania diety z zachowaniem parlamentarzysty. To nie jest szkoła, w której można ukarać ucznia. Wyborcy mniej zorientowani w funkcjonowaniu Sejmu, sądzą, że jest on rodzajem przedsiębiorstwa z dyrektorem w postaci marszałka. Moim zdaniem, rzecz polega na tym, by tworzyć klimat wzajemnego szacunku, ale jednocześnie nie pobłażać i reagować nawet na drobne wykroczenia poza kulturę polityczną. Jeżeli zaczyna się pobłażać, to potem są powoływania się na precedensy i wtedy jest bardzo trudno utrzymać jakikolwiek porządek. Należy więc rozmawiać z przewodniczącymi klubów, z posłami i próbować dogadać się co do współpracy. Wbrew temu co się często sądzi, taka polityka daje rezultaty. Nie jest tak, iż niektórzy posłowie przyszli do Sejmu po to, by go "rozsadzić". Często robią tyle, na ile im się pozwala. W momencie, kiedy publicznie wskazuje się na szkodliwość działań, posłowie, jako ludzie publiczni, zaczynają myśleć o swoim wizerunku. I zaczynają zastanawiać się, czy im się to opłaca.

Trybuna: - Wobec wicemarszałka możliwości są chyba nieco większe?

Borowski: - Wicemarszałkowie zastępują marszałka. Co prawda w regulaminie o tym nie ma mowy, bo wszystko jest przypisane marszałkowi. Ale, co jest oczywiste, on upoważnia swoich zastępców do prowadzenia obrad, czy innych czynności. I tak, ceduje na wicemarszałków zajmowanie się sprawami socjalnymi posłów, usprawiedliwianiem ich nieobecności, formalną stroną interpelacji i zapytań, nadzór nad PIP. Na upartego mógłbym to robić sam, musiałbym tylko jeszcze wcześniej wstawać i mieć wytrzymałość mistrza świata w triathlonie. Tradycyjnie zatem dzielimy się obowiązkami. Jeśli w którymś momencie zauważę, że wicemarszałek nie daje sobie rady, albo widzę możliwość dojścia do jakiejś
awantury, obniżenia rangi Sejmu, to mogę pełnomocnictwa cofnąć. I to zrobiłem w stosunku do Andrzeja Leppera. Po wycofaniu pełnomocnictwa do prowadzenia obrad stał się on oczywiście wicemarszałkiem "kalekim". Pozostało mu jedynie uczestnictwo w posiedzeniach Prezydium Sejmu, bo w tym przypadku regulamin mówi jasno: prezydium to marszałek i wicemarszałkowie.

Trybuna: - Postępowanie parlamentarzystów oceniają dwie komisje: Etyki i Regulaminowa...

Borowski: - I obie mogą udzielić upomnienia za nieregulaminowe zachowania. Ale generalnie Sejm jest instytucją, w której nie oddziaływuje się środkami przymusu, lecz przede wszystkim perswazją. Wyborcy w listach oburzają się, że np. straż marszałkowska nie interweniuje, gdy poseł okupuje trybunę. To nie jest możliwe. Niezakłócona praca Sejmu opiera się na bardzo kruchym porozumieniu. Tak zresztą jak i demokracja. Są sądy, policja itd., ale jeśli na przykład duże masy ludzi nie będą podporządkowywać się regułom życia publicznego, to jest to trudne do opanowania. Trzeba bardzo dbać o to, by nie dochodziło do powszechnego niezadowolenia, desperacji, buntu. Podobnie jest w Sejmie. Jest regulamin, w którym przecież nie da się wszystkiego zapisać, i jest także obyczaj. W przypadku, gdy są one permanentnie i świadomie naruszane, sytuacja zaczyna się dramatyzować. Sejm jest bardzo delikatną instytucją, w której potrzebna jest zarówno stanowczość, jak i perswazja.

Trybuna: - Czy gdyby Andrzej Lepper przeprosił ministra Włodzimierza Cimoszewicza, to SLD złożyłby wniosek o odwołanie go z wicemarszałkowania?

Borowski: - To jest pytanie hipotetyczne. Nie chodzi tylko o przeproszenie ministra Cimoszewicza. Chodzi o stosunek Andrzeja Leppera do prawa. Przeprosiny były konieczne, bo padły określone słowa. Miałem prawo domagać się tego, jak każdy obywatel, a nie tylko poseł. Problem nie ogranicza się do tego, że poseł Lepper obraził ministra, rząd, posłów. Tym zajmują się prokuratorzy, sądy, zwłaszcza, gdy jest zbyt duży poziom agresji i rozlewanie tej fali trzeba powstrzymać. Zasadnicza sprawa polega na tym, że w ogóle nie wolno obrażać człowieka. Konieczne były więc autentyczne przeprosiny, a Andrzej Lepper wyczyniał rozmaite łamańce. Rzecz polegała jednak głównie na tym, by Andrzej Lepper odniósł się do swojego stosunku do prawa. Nie chodziło o samokrytykę, lecz o to, by powiedział, iż zawinił jego temperament, on jednak kieruje się dobrymi intencjami i nie będzie naruszał prawa. Nam chodziło o taką deklarację.

Trybuna: - Kruchość zasad w obecnym parlamencie przejawia się i w tym, kto zasiadł w prezydiach sejmowych komisji. Znowu chodzi o Samoobronę, a zwłaszcza o Danutę Hojarską, która mimo problemów z wymiarem sprawiedliwości jest wiceprzewodniczącą Komisji Sprawiedliwości. Pan mówił o tym "wypadek przy pracy". Ale część społeczeństwa może być oburzona, że mając na pieńku z prawem można dostać się do Sejmu i objąć taką funkcję.

Borowski: - To, że można dostać się w takiej sytuacji do Sejmu, to sprawa tych, którzy wybierają. Wybór posłanki Hojarskiej to nie jest przypadek zdrowy, który można zbagatelizować. Ale też nie należy nadawać mu nadmiernego znaczenia. Zobaczymy jak sprawy się potoczą. Póki co, każdy człowiek, poseł, przeciw któremu toczy się dochodzenie, jest niewinny. Oczywiście lepiej byłoby, aby taka osoba nie kandydowała na funkcję. Zostałby wakat przeznaczony dla Samoobrony. Po wyjaśnieniu sprawy albo posłanka Hojarska zostałaby wybrana, albo nie. Niedobrze, że tak się nie stało, bo ten wybór sugeruje, że fakt, iż toczy się postępowanie nie ma znaczenia. Otóż, ma znaczenie. Powiem więc, że jeśli końcowy wyrok będzie uniewinniający, będziemy się wszyscy cieszyli. W przeciwnym razie nie będę widział możliwości zaakceptowania pozostawania takiego posła na funkcji wiceprzewodniczącego Komisji Sprawiedliwości.

Trybuna: - Trybunał Konstytucyjny jasno stwierdził, że immunitet poselski nie stanowi przeszkody dla kontynuowania postępowania wszczętego przed jego uzyskaniem. Sądy, powołując się na ustawę o wykonywaniu mandatu poselskiego, zawieszały sprawy.

Borowski: - TK orzekł to, co jest napisane w konstytucji. A sądy, jak stwierdził Trybunał, nie czytają jej. Ustawa o wykonywaniu mandatu powstała w 1996 roku, pod rządami poprzedniej konstytucji, znacznie szerzej określającej zakres immunitetu niż obecna. Mówię o tym z naciskiem, bo konstytucja z 1997 roku bardzo ograniczyła oddziaływanie immunitetu. Od tego czasu nie ma praktycznie zjawiska chowania się za immunitet. Albo poseł rezygnował z niego, albo ochrona mu nie przysługiwała, bo postępowanie zaczęło się przed wyborem. Niektóre sądy, zwłaszcza teraz, gdy tych spraw jest trochę więcej, albo zadawały w tej kwestii dziwaczne pytania, albo wstrzymywały rozprawy. Dla mnie od początku było jasne, co mówi konstytucja - ustawa wyższego rzędu niż sejmowa ustawa o wykonywaniu mandatu. W każdym przypadku zwracałem się do danego posła, aby w ciągu 7 dni poinformował mnie, czy domaga się wstrzymania przez Sejm postępowania karnego wobec niego, ponieważ w tym momencie nie przysługuje mu ochrona immunitetu. Żaden poseł nie przejawił takiego życzenia, sądy były więc informowane, że mogą prowadzić postępowanie. TK postawił kropkę nad i. To oznacza, że Sejm musi po prostu wykreślić z ustawy o mandacie przedawniony przepis.

Trybuna: - Immunitet nie jest więc tarczą ochronną?

Borowski: - Obecnie immunitet zawiera trzy instytucje, które sprawiają, że posłowi bardzo trudno jest uciec spod karzącej ręki sprawiedliwości. I tak, zrzeczenie się przez posła immunitetu jest potężnym orężem. Skoro poseł twierdzi, że jest niewinny, to powinien zrzec się immunitetu, by to udowodnić. Ten przepis działa, powiedziałbym, w sposób perfidny. Jeśli poseł nie zechce się do niego zastosować, to Sejm go w tym wyręczy. Nowym elementem jest także to, że w przypadku, gdy przed wyborami toczyło się postępowanie przeciw danej osobie (nie: "w sprawie", a przeciw), albo było już wdrożone postępowanie sądowe, to może ono dalej się toczyć po wyborach i ochrona immunitetowa mu nie przysługuje. Chyba że Sejm zawiesiłby je. Tego jednak nie zrobi, bo nie ma żadnego powodu. Trzeci przepis mówi o tym, że poseł może być zatrzymany na gorącym uczynku. Nie znaczy to, że natychmiast będzie mógł być sądzony. Ale to kwestia krótkiego czasu - do zdjęcia immunitetu. To jest ważny przepis, choć był lekceważony. Spokojnie zatem z tym immunitetem, naprawdę trudno za niego się schować posłowi.

Trybuna: - 48 procent społeczeństwa spodziewa się, że obecny Sejm będzie lepszy od poprzedniego.

Borowski: - Ta nadzieja jest bardzo zachęcająca, ale i zobowiązująca. Mam tego świadomość.

Trybuna: - Ten Sejm ma być bliższy fabryce prawa, czy dyskusjom - oby nie historycznym?

Borowski: - Historycznych dyskusji nie da się pewnie uniknąć. Taka już jest natura naszej historii i naszej sceny politycznej. Być może uda się dojść do porozumienia, by ograniczyć tę dyskusję do niezbędnych przypadków i ująć ją w stosowne ramy. Zwłaszcza że odbierana jest w społeczeństwie jako zajmowanie się sprawami, w których posłowie nie są ekspertami. Sejmowi pozostają dwie funkcje, które trzeba traktować prawie równo: przede wszystkim musimy być fabryką dobrych ustaw, ale znaczną część czasu powinniśmy poświęcić na sprawowanie niezwykle istotnej funkcji kontrolnej.

Trybuna: - Ta funkcja kontrolna przejawia się między innymi informacjami rządu i interpelacjami, na które powinni odpowiadać ministrowie. Myśli Pan, że w tej kadencji powiedzie się to lepiej niż w poprzedniej?

Borowski: - Chciałbym, i mam nadzieję, że da się to z rządem załatwić, iż będziemy mieć częste kontakty z ministrami, choć doświadczenie podpowiada mi, że każdy z nich wolałby tych kontaktów i trudnych pytań unikać. Nie zawsze czują się przygotowani, nie zawsze mają gotowe recepty... Ale życie jest tak skonstruowane, że gdy jedna sprawa została rozwiązana, zaraz pojawia się nowy problem. Gdyby więc przyjąć taką filozofię, to nie powinni się pojawiać w Sejmie nigdy. Tyle tylko, że miałoby to fatalne skutki dla oceny rządu, i dla oceny Sejmu, bo byłby postrzegany on jako nieskuteczny i nie zajmujący się tym, co trzeba. Myślę, że Leszek Miller to rozumie.

Trybuna: - A jego ministrowie?

Borowski: - Ci, których znam, z pewnością to także rozumieją.

Trybuna: - Pan, ojciec chrzestny tej koalicji, nie zna wszystkich ministrów?

Borowski: - Panią minister Barbarę Piwnik będę dopiero poznawał, pana ministra Łapińskiego także mniej znam. Ale myślę, że ze wszystkimi dogadamy się, i że informacje rządu w różnych sprawach oraz dyskusja nad nimi będą częstsze. Teraz częściej powinien
pojawiać się także premier, w poprzedniej kadencji było to rzadkością, wystąpienia premiera Buzka częściej oglądaliśmy w telewizji niż w Sejmie... Równie rzadko pojawiali się ministrowie, byli tylko ich zastępcy, którzy - nic im nie ujmując - mieli ograniczone pełnomocnictwa.

Trybuna: - Czy w tej kadencji wpłynęły już do Pana marszałka skargi od posłów na jakość kontaktów z rządem?

Borowski: - Poza zażaleniem na ministra Cimoszewicza, jeszcze nie. Na razie posłowie są usatysfakcjonowani.

Trybuna: - Mówiło się, że koalicja rządowa razem z Samoobroną tworzą koalicję parlamentarną. Czy po pozbawieniu Andrzeja Leppera funkcji wicemarszałka, rozpatruje się trwanie tej koalicji?

Borowski: - Na to pytanie nie mam dziś odpowiedzi. Myślę też, że dyskusje wokół koalicji parlamentarnej, będącej nowym pojęciem, wymaga zdefiniowania. Dla mnie jest to taki układ, który działa wspólnie przy podejmowaniu decyzji dotyczących wyłącznie parlamentu, takich jak obsadzanie organów sejmowych czy decyzje personalne. Doszliśmy już do porozumienia co do zasad wyłaniania organów Sejmu, kierownictwa komisji, prezydium Sejmu, członków Trybunału Stanu i Trybunału Konstytucyjnego. Nie umawialiśmy się z Samoobroną na żadną inną współpracę, choć Samoobrona twierdziła, że będzie nas popierać dopóty, dopóki będziemy realizować... jej program. Wiadomo było z góry, że to popieranie
wkrótce się skończy. I skończyło się.

Trybuna: - Co teraz?

Borowski: - Prawdopodobnie Samoobrona będzie niektóre ustawy popierać, innych - nie. My będziemy rozmawiać z tym klubem, tak jak z każdym innym, wychodząc z założenia, że jeżeli można pozyskać dodatkowe poparcie, a cena nie jest za wysoka, to warto. Ale podstawą jest koalicja z PSL. I tu w ogóle nie może być dyskusji.

Trybuna: - W ten sposób ludowcy są znowu języczkiem u wagi. Pan marszałek wielokrotnie mówił, że trzeba bardzo kochać PSL, żeby być z nim w koalicji.

Borowski: - My, jak widać, kochamy.

Trybuna: - Z wzajemnością?

Borowski: - Powiedzmy, że miłość, jaką darzy nas PSL, nie jest szczególnie namiętna.

Trybuna: - Dodatkowo, jej przyszłość zależy od pozycji prezesa PSL, Jarosława Kalinowskiego?

Borowski: - Z całą pewnością tak. Przecież zawiązywaliśmy tę koalicję przyjmując pewne zasady, z których podstawową była ta, że liderzy wszystkich ugrupowań są w rządzie.

Trybuna: - To miało spowodować, że PSL będzie stać murem za swoim liderem?

Borowski: - Poważne partie funkcjonują w ten sposób, że popierają swojego lidera. Rzeczą lidera jest utrzymywanie kontaktu ze swoja partią, natomiast od członków partii wymagane jest minimum dyscypliny. Musi też obowiązywać zasada, że istnieje pewien kredyt zaufania dla lidera. Działania opozycyjne wobec niego mogą mieć miejsce albo wtedy, kiedy podejmuje jakąś aberracyjną decyzję, albo wtedy, kiedy kredyt zaufania się wyczerpie. Ale nie może być tak już przy pierwszej decyzji, że jakaś grupa staje sztorcem.

Trybuna: - Najkrócej mówiąc: istnieją dwa PSL-e. Może zostać jeden. Wtedy koalicjant będzie mniej liczny. Czy Pan marszałek zakłada, że jeśli taki scenariusz się ziści, to bliższą współpracę z koalicją rządową mogłaby podjąć Platforma Obywatelska?

Borowski: - Moim zdaniem Platforma Obywatelska w tej chwili nie wie, co ma robić. W swoim czasie deklarowała poparcie dla działań europejskich, naprawiających finanse publiczne, ale widzę, że tam co pewien czas przebijają się głosy stricte opozycyjne, zakładające, że nie ma potrzeby popierać czegokolwiek, tylko próbować wygrywać coś na opozycyjności. Zapewne są to głosy tylko części PO, złożonej przecież z różnych ugrupowań, które ciągną za sobą np. stosunek do SLD: wrogi, w miarę obojętny i tych, którzy uważają, że z SLD da się różne rzeczy zrobić. Raz jedni, raz drudzy dochodzą do głosu. Skoro więc do tej chwili PO wyraźnego oblicza nie ma, to nie bardzo wierzę w jakąś szerszą współpracę. Może, co najwyżej, w jakiejś jednej lub drugiej sprawie Platforma zagłosuje tak jak my.

Trybuna: - Co do głosowania całego PSL też pewności nie ma...

Borowski: - W PSL jest grupa, która była przeciwna tej koalicji i w dalszym ciągu jest jej przeciwna. Przekonanie tych przeciwników będzie prawdopodobnie bardzo trudne. Zdajemy sobie też sprawę, że jest to bardzo trudny problem dla prezesa Kalinowskiego i jego zwolenników, których - jak mniemam - jest większość. Mam nadzieję, że okażą oni więcej zdecydowania w obronie koalicji, bo wspólnie wzięliśmy na siebie odpowiedzialność za kraj...

Trybuna: - Każda koalicja bierze odpowiedzialność za kraj...

Borowski: - Tylko teraz jest to odpowiedzialność za kraj będący w szczególnie złej sytuacji. Trzeba przejść Morze Czerwone, Rubikon, i nie wiadomo co jeszcze, trzeba zacisnąć zęby i powiedzieć sobie, że ryzykujemy. Ale jeśli to przejdziemy, to w przyszłości wszyscy na tym zyskają: i SLD, i Unia Pracy, i PSL.

Trybuna: - Zakładacie optymistycznie, że całe społeczeństwo tę szokową terapię spokojnie przeczeka?

Borowski: - Jeżeli jest się aktywnym, jeżeli ma się konkretny program i jeśli rząd jest konsekwentny i spójny, to społeczeństwo to zrozumie. Niechętnie, ale zrozumie.

Trybuna: - Na pewno?

Borowski: - Polityk, który nie wierzy własnemu społeczeństwu, temu, że jest ono w stanie zrozumieć pewne konieczności i ograniczenia, zwłaszcza wtedy, kiedy są one racjonalne i przedstawiane racjonalnie, nie powinien zabierać się za politykę. Szkoda na to czasu.

Trybuna: - Ale Pan sam powiedział: liczymy się ze spadkiem notowań.

Borowski: - Bo to musi nastąpić. Trzeba takie założenie przyjąć, a przyjdzie czas, że poparcie dla nas albo wzrośnie, albo się utrwali. Także PSL na pewno na tym nie straci. Natomiast ciągłe kontestowanie wspólnej polityki, czy dorzucanie do opozycyjnego paleniska nie da sukcesu PSL-owi. Nigdy nie dało. Są partie opozycyjne, których PSL nie przebije. Jeśli natomiast Stronnictwo pojawi się wreszcie w opinii publicznej jako partia, która - przywiązana do ziemi i tradycji, w problematyce gospodarczej skupiona na przetwórstwie rolnym i drobnej wytwórczości - jest jednocześnie partią, która nie waha się przyjmować koniecznych, choć niewygodnych ustaw, to jakaś część wsi, która czeka na taką partię, przywiąże się do PSL. Mało tego, PSL może także zyskać część elektoratu miejskiego. Ci, którzy się w PSL temu przeciwstawiają, moim zdaniem, ciągną Stronnictwo do nieszczęścia, do utraty tego, co ma. Przecież PSL przez cztery lata było w opozycji i to w opozycji do kiepskiego rządu. A mimo to okazało się, że zawsze znajdą się tacy, którzy są w jeszcze większej opozycji. Może więc nie tędy droga. Oczywiście, możliwy jest także inny scenariusz - i wtedy zrealizuje się powszechne życzenie, aby wybory odbywały się wiosną. Tyle że będzie to wiosna 2002 roku. Trzeba spytać wprost opozycjonistów w PSL, czy tego chcą i czy to będzie dobre dla Stronnictwa.

Trybuna: - Czy gdyby Pan był ministrem finansów, to zaproponowałby taki sam scenariusz uzdrawiania budżetu?

Borowski: - Co do zasad i podstawowych wskaźników byłby to budżet taki sam.

Trybuna: - A co byłoby odmienne?

Borowski: - Na takie pytanie nie odpowiem. Zawsze stoję na stanowisku, że jeśli jest rząd, który ja popieram i, notabene, do którego powstania się przyczyniłem, to nie po to, żeby w tej chwili coś kontestować. Budżet przyjdzie do Sejmu, będę miał swoje uwagi, przekażę je kolegom. Natomiast publiczne wypowiedzi, zwłaszcza w sytuacji, która wymaga pełnej mobilizacji i dyscypliny, po prostu są szkodliwe. Potwierdzam więc, że to musi być budżet bardzo rygorystyczny. Bez tego nie stworzymy warunków do wzrostu gospodarczego w następnych latach, a już za pół roku konieczne będą jeszcze głębsze cięcia wydatków i podwyżki podatków. Gdybyśmy przelękli się odpowiedzialności i nie wystąpili z programem ratunkowym, okazalibyśmy się gronem nieudaczników i zeszli ze sceny politycznej ośmieszeni. Mieliśmy odwagę wystąpić z takim programem, a teraz od SLD, UP i PSL zależy, czy go zrealizujemy.

Trybuna: - Krytycy rządu powtarzają, że jak na lewicę, to jest to bardzo minimalistyczny program. Sprowadza się bowiem wyłącznie do tego, by najbiedniejsi nie biednieli.

Borowski: - Musimy zrozumieć, że z tym rządem jest jak z lekarzem, który musi dokonać operacji. Operacja musi boleć, więc chory denerwuje się i krzyczy na lekarza. Lekarz, oczywiście, może uznać, że skoro pacjent krzyczy, to on rezygnuje z cięcia i tylko obandażuje rękę, choć to doprowadzi do gangreny. Ale, moim zdaniem, lekarz powinien cierpliwie tłumaczyć choremu, wierząc, że ma do czynienia z człowiekiem racjonalnie myślącym, i robić swoje. Minister Belka powiedział, że poprzedni rząd wsadził nas na Titanica i szliśmy prosto na górę lodową. Ale na szczęście nastąpiła zmiana na mostku kapitańskim, w porę zaczynamy przekręcać koło sterowe, i my tę górę ominiemy. Ja dodam, że na tym Titanicu dodatkowo wybuchł pożar. I jeśli w tym momencie miałbym wskazać, na czym polega nasza lewicowość, to umownie odpowiadam: na ratowaniu tych, co żyją na najniższym pokładzie, bo na tyle nas stać. Natomiast wszyscy inni muszą ponieść wyrzeczenia.

Trybuna: - Załóżmy, że przed tym pożarem uratujecie część pasażerów i spuścicie ich w szalupach. Co z tego, skoro na wodzie grożą im piraci...

Borowski: - Piraci, rzeczywiście, czają się. Mamy część opozycji, która jest bardzo drapieżna. Być może, będziemy mieć również przeciw sobie niektórych działaczy związkowych, którzy zechcą bardzo drastycznie protestować, wyprowadzać ludzi na ulice... Ze wszystkim trzeba się liczyć. Natomiast rzeczywiście przy tak tragicznej sytuacji, jaka jest obecnie, zakres ochrony musi być ograniczony. Ale w grupie, do której jest ograniczony, musi być pełny. Nasza lewicowość wyraża się w tym, że pewne priorytety w wydatkach są zachowane, np. na pomoc społeczną, i między innymi na to, że wszystkie świadczenia socjalne, choć ograniczane, są jednak waloryzowane i będą przez najuboższych pobierane na dotychczasowych zasadach. Czy to jest dostateczne, zobaczymy, kiedy do Sejmu przyjdzie budżet i ustawy. Jestem zdania, że w trakcie prac nad budżetem trzeba zrobić maksimum,
żeby np. środki na pomoc społeczną wyraźnie odbijały od tegorocznych, bo to jest ostatnia deska ratunku dla ludzi naprawdę biednych.

Trybuna: - Skoro tak niewiele można zrobić, to może nie trzeba było przejmować władzy?

Borowski: - To wtedy nadal bylibyśmy na tym Titanicu, na mostku byłby ten sam kapitan, więc zderzenie z górą lodową byłoby pewne.

Trybuna: - Ale orkiestra by cały czas grała.

Borowski: - I byłaby to jedyna satysfakcja, ale tacy muzykalni to my już nie jesteśmy.

Trybuna: - Dziękujemy za rozmowę.




Źródło: Brak źródła

Powrót do "Wywiady" / Do góry