Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 25.11.19 / Powrót

Polityczny Amber Gold - Newsweek

„Newsweek”: Emeryci dostaną w 2021 roku 14. emeryturę?
Marek Borowski:
Nie byłbym tego pewien. Ewidentnie plan finansowy PiS zaczyna się rozjeżdżać. Zaplanowany na przyszły rok zerowy deficyt w budżecie zostanie przecież osiągnięty dzięki jednorazowym wpływom. Prawie 25 mld zł będzie pochodzić z opłaty przekształceniowej z OFE, sprzedaży zielonych certyfikatów (które miały służyć finansowaniu odchodzenia od węgla), a także sprzedaży częstotliwości dla sieci 5G. Niepewne są losy zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS, które miało dać budżetowi 5 mld zł. Rząd próbuje więc łatać dziurę aż 10-procentową podwyżką akcyzy na alkohol i papierosy, ale to ryzykowne zagranie. W 2014 roku rząd Donalda Tuska, szukając dodatkowych dochodów, podniósł akcyzę o 15 proc. i dochody z tego tytułu spadły, zamiast wzrosnąć.
Jakich niespodzianek możemy się jeszcze spodziewać?
– W sensie finansowym przyszłoroczny budżet nie zapowiada się źle, deficyt – jeśli wystąpi - będzie jeszcze niski. Ale dla PiS budżet to teraz problem polityczny, bo przecież obiecało jego zrównoważenie. Zapewne część inwestycji publicznych zostanie odłożona, można się spodziewać ograniczania wydatków wpisanych do rezerw celowych czy transferowania pieniędzy z różnego rodzaju funduszy.
>Minister Mariusz Błaszczak jeszcze niedawno zapowiadał zakup myśliwców F35.
– Kontrowersyjny pomysł. Priorytetem w programie inwestycyjnym MON powinna być raczej obrona przeciwrakietowa, przeciwlotnicza i przeciwpancerna. Zakup jednej baterii rakiet Patriot to zdecydowanie za mało. A przecież zamierzamy kupić F35 nie dlatego, że ich bezwzględnie potrzebujemy, tylko żeby przekonać USA do zwiększenia kontyngentu amerykańskich sił w Polsce z 4 do 5 tys. żołnierzy.
MON dysponuje największym budżetem ze wszystkich ministerstw.
– A mówi się jeszcze o jego zwiększeniu do 2,5 proc. PKB. Wydatki MON są źle rozplanowane i to wszystko w czasie pogłębiającej się zapaści w ochronie zdrowia i rosnących problemów z oświatą. W Warszawie szkoły już wyrywają sobie nauczycieli, bo młodzi ludzie stronią od tego zawodu. Kto przy zdrowych zmysłach, mając wyższe wykształcenie, weźmie pracę za 2600 zł? W administracji publicznej jest podobnie. Pomoc społeczna jest niedofinansowana. Żeby chwalić się zrównoważonym budżetem, trzeba najpierw zrównoważyć poziom świadczeń indywidualnych i zbiorowych. Rząd PiS postawił na świadczenia indywidualne, takie jak 500+ czy 13. emerytura, bo pieniądze dawane ludziom do ręki przekładają się na głosy w wyborach. Ale przecież ci sami wyborcy idą potem do lekarza, posyłają dziecko do szkoły i dziwią się, że system nie działa jak należy.
Tu część odpowiedzialności spada na samorządy.
– Nie jestem zwolennikiem refundowania samorządom ubytków we wpływach podatkowych. Ale faktycznie, rząd przerzuca na samorządy coraz więcej obowiązków i ceduje na nie niektóre swoje wydatki. To m.in. dzięki temu Mateusz Morawiecki może mówić o równoważeniu budżetu państwa.
Jakie będą tego skutki, poza obniżaniem poziomu usług oświatowych?
– Jestem senatorem z warszawskiej Pragi. Ratusz radykalnie obciął inwestycje planowane we wschodniej części miasta. Będziemy walczyć o przywrócenie kilku z nich. Tak jest w całym kraju i te oszczędnościowe cięcia inwestycji zaowocują dalszym spadkiem tempa wzrostu gospodarczego.
Rząd chwali się za to imponującym wzrostem dochodów z podatków.
– Uszczelnienie systemu VAT przyniosło zapewne 10-12 mld zł dodatkowych dochodów rocznie. Na pewno nie 40 mld zł, o których mówią politycy PiS. Reszta przyrostu to skutek poprawy koniunktury, dzięki czemu część ludzi wychodzi z szarej strefy i zaczyna płacić podatki. Dobre tempo wzrostu gospodarczego i przyrost liczby pracujących to najważniejsza przyczyna wzrostu podatków. Widać to zresztą nie tylko w VAT. PIT pobierany jest w zasadzie automatycznie przez pracodawców i dochody z tego podatku rosną w tym roku o 17 proc. Podobnie jak CIT.
Jak długo ta podatkowa hossa potrwa?
– Zbieranie owoców dobrej koniunktury już się skończyło. PiS prowadziło zabójczą politykę finansową i za cztery lata zostawią finanse publiczne w dramatycznym stanie. Następcy nie będą mieli lekko, bo oczekiwania społeczne zostały nieprawdopodobnie rozbudzone.
Zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS rozważało w przeszłości już kilka ekip. SLD u progu poprzedniej dekady rządził przy 1-procentowym wzroście gospodarczym, a jednak nie zdecydowano się na sięgnięcie po te pieniądze. PiS nie ma skrupułów?
– Widzę w tym przejaw paniki. Likwidacja 30-krotności to fatalne rozwiązanie dla systemu emerytalnego, który już jest przecież poobijany. Wciąż topnieje zaufanie obywateli do państwa jako gwaranta emerytur. Widać to po popularności wchodzących właśnie pracowniczych planów kapitałowych. Rząd liczył, że obejmą one 80 proc. pracowników sektora dużych przedsiębiorstw, a jest o połowę mniej. W małych firmach będzie zapewne jeszcze gorzej. Jeśli rząd chce uszczknąć z portfela najlepiej zarabiających kilka miliardów, to niech wprowadzi trzecią stawkę podatkową.
Już wprowadzono podatek dla najbogatszych, zwany daniną solidarnościową.
– A przy okazji powołano kolejny fundusz, mimo że istnieje już PFRON. Kolejne doraźne działanie, które demoluje system podatkowy.
W obliczu słabnącej koniunktury premier Morawiecki zapowiedział w expose oszczędności w administracji. Wierzy pan w te zapowiedzi?
– Jestem jednym z niewielu Polaków, którzy starannie przeczytali jego Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju. Poza 500+ praktycznie żaden z zawartych tam celów nie został zrealizowany: nie ma samochodów elektrycznych, flotylli promów, szybkiego pociągu czy stu tysięcy mieszkań. Morawiecki to zadziwiająca postać, naczelny bajarz RP. Bez cienia skrupułów rzuca obietnice, dziwaczne, przełomowe pomysły. Jakby nie zdawał sobie sprawy, że kiedyś będzie musiał stanąć przed ludźmi i się z tych deklaracji tłumaczyć.
Premier wygłosił expose i specjalnie się z wcześniejszych obietnic nie tłumaczył...
– Nazywam to politycznym Amber Gold. Piramida finansowa polega na tym, że cwaniak obiecuje ludziom złote góry i pożycza od nich pieniądze. Kiedy musi je oddać, pożycza od następnych. Ludzie widzą, że system działa i do piramidy przystępują kolejni uczestnicy. Kiedy w pewnym momencie kończy się dopływ kapitału, piramida się wali. Polityczny Amber Gold polega na składaniu obietnic, których się potem nie realizuje. Zamiast tego składa się kolejne, jeszcze bardziej atrakcyjne. Rząd PiS do takiej strategii doraźnie dopasowuje finanse publiczne. A potem trzeba się szamotać, żeby zrównoważyć przyszłoroczny budżet.
Skutki tej szamotaniny odczuł i pan jako współautor projektu ustawy, która miała przywrócić kobietom z rocznika 1953 przysługujące im emerytury w pełnym wymiarze. Projekt był i... znikł.
– W połowie września znalazł się nawet w porządku obrad ostatniego posiedzenia Sejmu. Przez kilka dni po wyborach nadal w nim figurował, ale potem został zdjęty. Na osobiste polecenie premiera, choć był to projekt senatorski, a nie rządowy.
Ile ZUS będzie musiał zapłacić za podwyższenie świadczeń tym 50 tys. kobiet, które od kilku lat otrzymują je w okrojonym wymiarze?
– Około 400 mln zł rocznie. To nie są sumy, które zachwiałyby stabilnością Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
Projekt wróci pod obrady?
– Przygotowujemy nową wersję, poszerzoną o innych obywateli, którzy z różnych względów otrzymują okrojone emerytury. Prawdopodobnie Senat przyjmie go jeszcze w grudniu, potem trafi on do Sejmu. Nie sądzę, żeby posłowie PiS, którzy lekką ręką chcą wydać kilkanaście miliardów na wypłatę 13. emerytur, mieli zagłosować przeciwko przyznaniu wielokrotnie niższej kwoty. Przecież to nie żaden prezent, tylko nakazany przez Trybunał Konstytucyjny zwrot tego, co tym ludziom bezprawnie odebrano.
Rozmawiał: Radosław Omachel

Źródło: Newsweek

Powrót do "Wywiady" / Do góry