Debata nad budżetem państwa na 2020 rok trwała w Senacie 10 godzin – siedem we wtorek 25 lutego i trzy godziny w środę. Po głosowaniach rozmawialiśmy z Markiem Borowskim, senatorem Koalicji Obywatelskiej.
Opozycja zgłosiła 95 poprawek do ustawy budżetowej, którą Sejm uchwalił głosami PiS 14 lutego 2020. W Sejmie PiS odrzucił wszystkie poprawki opozycji i wnioski mniejszości, a było ich łącznie ponad 500. Senatorowie postanowili jednak budżet skorygować. Ostateczne głosowania odbędą się w czwartek 27 lutego.
Senat chce dodać nauczycielom, onkologii, inspekcji pracy i RPO
Marek Borowski wyjaśnia OKO.press filozofię, jaka stała za poprawkami opozycji: „Podstawową cechą polityki PiS jest położenie nacisku na transfery indywidualne: 500 plus, pieniądze do kieszeni, ulga podatkowa dla młodych”. To pieniądze, którymi każdy gospodaruje sam, bardzo wygodne dla władzy przed wyborami. „Natomiast zupełnie zaniedbano transfery publiczne” – mówi Borowski. „Czyli opiekę zdrowotną, edukację oraz to, co dzisiaj jest bardzo ważne – walkę o klimat, o czyste powietrze, ekonomię, a także opiekę nad ludźmi starszymi, którzy mają kłopoty z samodzielną egzystencją”.
I właśnie w tych dziedzinach senatorowie opozycji chcą zwiększyć wydatki. Między innymi przeznaczyć:
*4,6 mld zł na subwencję oświatową dla jednostek samorządu terytorialnego (ma pójść na pensje dla nauczycieli);
*2 mld zł dla samorządów, na terenie których znajdują się parki narodowe;
*1,95 mld zł na programy onkologiczne;
*1 mld zł na walkę ze smogiem;
*z mniejszych wydatków: 110 mln na Polonię, 7,44 mln zł na zwiększenie budżetu Kancelarii Senatu, 3 mln na Europejskie Centrum Solidarności, 5 mln zł na działalność Państwowej Inspekcji Pracy, zwiększyć budżet Rzecznika Praw Obywatelskich.
Nieoczekiwane emocje wzbudziła kwota 75 mln zł na pomoc rozwojową. Senatorowie opozycji zaproponowali bowiem, by pieniądze uzyskać z budżetu ministerstwa obrony, a konkretnie z Wojsk Obrony Terytorialnej. Senatorowie PiS protestowali, że przez te kilkadziesiąt milionów nie będzie zakładanych 2,1 proc. PKB na obronność. A to punkt honoru PiS – za to chwali Polskę Donald Trump, a rządowe media wykazują, że jesteśmy pod tym względem lepsi niż Niemcy. Marek Borowski przekonuje w rozmowie z OKO.press, że limit 2,1 proc. nie jest zagrożony, a senatorowie PiS albo nie umieją liczyć, albo manipulują.
Senator Borowski porównuje też prace w Sejmie, gdzie posłowie mają po 2 minuty na wypowiedź, a marszałek w każdej chwili może wyłączyć mikrofon, z debatą w Senacie:
„Tu odbywa się autentyczna dyskusja” – mówi OKO.press Marek Borowski. „Można powiedzieć, że to jest bezproduktywne, bo nic z tego nie będzie. Nie w tym rzecz. Ludzie słuchają, jest taka grupa, może kiedyś będzie większa. Jest polemika, jest odwołanie się do argumentów, ten, kto słucha, wyrabia sobie pogląd”.
Budżet PiS jest wiązany na sznurki
Borowski: Dlaczego zgłosiliśmy akurat takie poprawki? Chodzi o to, jak wygląda polityka społeczno-gospodarcza PiS. Budżet jest tylko odbiciem tej polityki.
Podstawowym mankamentem tej polityki, pomijam afery, nepotyzm, język, którego się używa, sądownictwo, to odkładam na bok, podstawową cechą polityki PiS jest położenie nacisku na transfery indywidualne: 500 plus, pieniądze do kieszeni, ulga podatkowa dla młodych. Jest to obliczone na przyciągnięcie wyborców w związku z kolejnymi kampaniami wyborczymi, które w tym czasie miały miejsce, a teraz jest kampania prezydencka.
Natomiast zupełnie zaniedbano transfery publiczne, czyli opiekę zdrowotną, edukację oraz to, co dzisiaj jest bardzo ważne – walkę o klimat, o czyste powietrze, ekonomię, a także opiekę nad ludźmi starszymi, którzy mają kłopoty z samodzielną egzystencją. Zaniedbano też opiekę nad ludźmi szczególnie ubogimi, mimo tych wszystkich transferów socjalnych wzrósł wskaźnik skrajnego ubóstwa.
To są całe, duże grupy. To są inspekcje różnego rodzaju, które mają pilnować tego, żeby nasze życie było zdrowe i bezpieczne – ludzie zarabiają tam grosze. W tych obszarach państwo faktycznie nie działa, np. Państwowa Inspekcja Pracy nic nie może.
Ta część budżetu, która powinna dominować, a była systematycznie spychana.
Historyczny budżet?
Poszperałem trochę po liczbach, które podaje ministerstwo finansów w uzasadnieniu do budżetu. Nie zmyślałem tych liczb. Koledzy z PiS tego nie wiedzą, powtarzają komunały. Bardzo się ucieszyli, powiedzieli, że nakłady na zdrowie są wyjątkowo wysokie, bo wynoszą 108 mld złotych. Prawda, w tym roku takie będą. W zeszłym roku wynosiły 92,93 mld. Bardzo ładnie, tylko odnieśmy to do PKB, a PKB jest podany na 45 stronie uzasadnienia do budżetu i wynosi 2373,3 mld.
Jak się podzieli jedno przez drugie, to się dostaje 4,5 proc. A tu się mówi o 6 procentach, mówi się: „maszerujemy szybkim tempem w kierunku 6,5”. I tak dalej. Nic takiego się nie dzieje. Do tego dochodzi zadłużenie szpitali, które bardzo je hamuje w rozwoju.
Cały czas mowa jest o „historycznym momencie”. PiS dostał polecenie, żeby wszędzie mówić, że to jest „historyczny budżet”, „zerowy deficyt”.
Pognębmy jeszcze bardziej nauczycieli, zdrowie, niepełnosprawnych, biednych, to będziemy mieli nadwyżkę w budżecie. Takie gadanie jest bez sensu.
Można się cieszyć z zerowego deficytu wtedy, jeżeli mamy mniej więcej zaspokojone podstawowe potrzeby, zarówno te indywidualne, jak i te zbiorowe. Wtedy tak. Natomiast w sytuacji, w której osiąga się to przy pomocy sztuczek księgowych, wyprowadza się poza budżet pewne rzeczy, nie są wykazywane w budżecie, niedofinansowane są bardzo ważne dziedziny społeczne, to jest nieprzyzwoite po prostu mówić o tym, że to jest historyczny moment.
Historyczny moment faktycznie mamy: po raz pierwszy młody nauczyciel będzie zarabiał mniej niż kasjerka w supermarkecie. To się wiąże z podnoszeniem płacy minimalnej. Konkurencja na rynku spowodowała, że supermarkety płacą więcej – i bardzo dobrze, nie mam nic przeciw temu. Natomiast płace nauczycieli są trzymane przez rząd. I nagle się okazuje, że w tym roku rzeczywiście tak będzie jak mówię. Do tego doprowadziła ta polityka.
Polityczna gra o 100 mln na Polonię
Po co mi był ten wstęp? Zgłosiliśmy dwie grupy poprawek. Jedna to poprawki zasadnicze, opracowane przez całą opozycję. Dotyczyły tych dziedzin, o których mówiłem, czyli zdrowia, edukacji, ekologii, czystego powietrza. To poprawki blokowe, kwoty rzędu 1-2 mld zł.
Druga grupa to sprawy lokalne. Zawsze tak jest, np. senator z Wielkopolski zgłasza sprawę budowy mostu na Warcie. Aczkolwiek staraliśmy się to ograniczyć. Wysłaliśmy sygnał, że zwracamy na to uwagę.
W pierwszej grupie też były pomniejsze poprawki. Na przykład przesunięcie z powrotem do Senatu pieniędzy na Polonię, 110 mln. To jest stara sprawa. O te pieniądze toczy się czysto polityczna gra. Ponieważ akurat my, opozycja, mamy przewagę w Senacie, rząd zabiera te pieniądze i lekceważy to, co mówił kiedyś. Dwie kadencje temu był rząd PO-PSL i przewagę w Senacie miała PO, a mimo to Radosław Sikorski [minister spraw zagranicznych] zapragnął gorąco tych pieniędzy i zabrał je wbrew oporowi większości. Jak nastał Kaczyński i rząd PiS, [marszałek Senatu Stanisław] Karczewski załatwił powrót tych pieniędzy [do Senatu]. A teraz znów rząd je odbiera. Kiedy Sikorski zabierał, to Karczewski i cały PiS wyli i krytykowali na wszystkie sposoby, uzasadniali, że to jest granda absolutna. Jak odzyskali te pieniądze, to piali z zachwytu. Teraz siedzą cicho.
Taka pomoc finansowa dla Polaków za granicą to jest rzecz polityczna. Są kraje, gdzie to nie rodzi żadnych problemów, możemy pomagać, ale są też kraje, gdzie Polacy nie są dobrze widziani. Kiedy im pomagamy, szuka się pretekstów, żeby to uniemożliwić. Jeżeli robi to rząd, jest to gorzej widziane, jest uznawane za ingerencję obcego rządu. A kiedy robi to parlament, Senat, znacznie trudniej coś takiego powiedzieć.
Zabrać kancelarii premiera, prezydenta i IPN
Nasze poprawki nie zwiększają deficytu, nie możemy go zwiększyć. Przede wszystkim proponujemy przesunięcia, ale także niewielkie zwiększenia dochodów. Zawsze jest dyskusja, czy je można zwiększyć, czy nie, tego nie da się do końca udowodnić.
Przykładowo wpływy z VAT. One zależą od aktywności gospodarczej, ale także od inflacji. Rząd założył inflację 2,5 proc. na ten rok, a jednak wszyscy eksperci mówią, że to nie będzie 2,5 proc., prawdopodobnie będzie ponad 3 proc. Jeżeli tak, to wpływy będą większe. Rząd oczywiście próbuje zachować je dla siebie, bo mu dają możliwość manewru, ale opozycja mówi: „nie, są potrzeby, trzeba to sfinansować”. Ale to są niewielkie kwoty.
Generalnie są przesunięcia z innych wydatków. Z kancelarii premiera, gdzie to jest rozbuchane, z kancelarii prezydenta, gdzie też nie żałowali sobie, z IPN. Uzbierało się z różnych pozycji.
Drugim głównym źródłem są rezerwy. Część rezerw ma bardzo określony tytuł, np. wychowanie przedszkolne. Z tego oczywiście nie bierzemy. Ale część ma tytuł bardzo ogólny, można je przeznaczyć na wszystko. To jest taka typowa poduszka rządowa. A to są spore kwoty, bo łącznie rezerwy celowe rządu to 22 mld, można tam sięgnąć.
50 mln na pomoc rozwojową zagraża bezpieczeństwu państwa?
Sejm na pewno odrzuci jedną poprawkę po drugiej, nie wiem, czy dojdą do wniosku, że którąś warto przegłosować. Może w jednym przypadku się z nami zgodzą, chodzi o drobną sprawę: pomoc dla krajów rozwijających się. Polska jest stale w ogonie, nie płacimy tyle, ile powinniśmy.
Z jednej strony aspirujemy do dwudziestki najbogatszych, żeby jeździć na te konwentykle i tam się puszyć, jak premier Morawiecki. A z drugiej strony, jak trzeba wyłożyć parę złotych na tych biedaków, to okazuje się, że jesteśmy krajem rozwijającym się, to my potrzebujemy. Albo – albo, tak nie można.
Notabene chodzi o drobną kwotę 50 mln złotych, którą wzięto z budżetu Ministerstwa Obrony. Strasznie się tutaj rejwach podniósł, zaczęto mówić o osłabieniu bezpieczeństwa Polski, o tym, że naruszyliśmy ustawę, która mówi, że na obronę [narodową] musi być 2,1 proc.
Znowu odsyłam do uzasadnienia ustawy budżetowej.
Na obronę jest 49 mld 996 mln 906 tys., PKB jest 2 bln 383 mld i 300 mln. Jak się jedno przez drugie podzieli, to się dostaje 2,106. A jak się odejmie 50 mln to się dostaje 2,104, czyli 2,1 proc. na obronność jest przestrzegane. Oni mieli więcej po prostu.
Nastąpiła lekka konsternacja, bo oni cały czas udowadniali, że to jest poważne naruszenie ustawy. „Chodzi o bezpieczeństwo” – mówili. Dajcie spokój, na obronę macie też pieniądze. Na tą nieszczęsną komisję Macierewicza, darmozjadów, którzy tam siedzą. To nie tak dużo w skali budżetu, 3 mln, ale co oni robią? Tylko biorą pensje. Macierewicz ma samochód z kierowcą, to kosztuje, ci biorą pensje i jeżdżą jeszcze za nie w delegacje jakieś, to chore jest zupełnie.
No, RPO, to z głównych poprawek, to są nieduże kwoty bo 6 mln złotych, ale tego rzecznika oni tak tępią, co roku, obcinają pieniądze, nie dają, oni liczyli na to, że on się poda do dymisji, powie nie mogę wykonywać swoich obowiązków, by się ucieszyli, ale się nie podał. W sumie było osiem, czy może dziewięć głównych poprawek dotyczących newralgicznych spraw, reszta to były poprawki lokalne.
Nowe, wspaniałe pomysły na omijanie reguł
Głównie chodziło nam o to, żeby w debacie pokazać, że ten budżet jest wiązany na sznurki poprzez dochody jednorazowe. Jak wpływy za sprzedaż częstotliwości telefonii komórkowej czy opłata za przekształcenie OFE. Gdyby nie te pieniądze, to albo byłby deficyt, albo jeśli reguła wydatkowa by na to nie pozwoliła, musieliby obniżyć wydatki. A nie wiemy do końca, jak to jest z regułą wydatkową, bo oni nie podają wszystkich danych. Zaplanowali 435 mld wydatków, a w zeszłym roku zamknęli budżet wydatkami 416, to by oznaczało, że w tym roku byłby okrutne cięcia. Widać było, że nie można do tego dopuścić, w związku z czym dawaj te jednoroczne dochody wciskać. Ale co będzie w przyszłym roku? To już będzie po wyborach, a na razie walczymy o wybory. To po pierwsze.
Druga sprawa to wyprowadzanie wydatków poza budżet. Trzynastka płacona z funduszu solidarności jako pożyczka. Bony skarbowe – kolejny sposób, jak nie wpisać 2 mld na media rządowe w wydatki budżetowe. Ich pomysłowość jest niezwykła.
Damy telewizji i wyższym uczelniom bony skarbowe, niech sobie sprzedadzą, będą mieli pieniądze. To nie obciąża wydatków. Jak sprzedadzą te bony i wydadzą te pieniądze, to obciąży dług publiczny, bo te bony ktoś kupi, przyjdzie do rządu i powie: „dawaj pieniądze”.
To nie koniec. Pomija się wydatki budżetowe także w ten sposób, że się spycha na samorząd pokrycie pewnych wydatków, które powinien pokryć rząd. Np. podwyżki dla nauczycieli. Twierdzą, że dali tyle, ile trzeba. Nie dali i każdy samorząd musi dołożyć. To jest cały Morawiecki, hucpa, samochwalstwo do entej potęgi i jednocześnie mamienie ludzi. Kiedyś mamił milionem samochodów elektrycznych, o czym już zapomniał, potem 100 tys. mieszkań, już miało być. Ci PiS-owcy tak idą za nim, jak owce za pasterzem, tylko ten pasterz prowadzi ich w tereny bardzo niebezpieczne. Teraz wszyscy się cieszą, że nareszcie mamy historyczny budżet.
2 mld dla TVP. PiS sobie strzelił w stopę
Minister Michał Dworczyk powiedział, że 2 miliardy dla mediów rządowych zostaną przekazane ustawą budżetową. To nie jest ustawa budżetowa, to była normalna ustawa. Minister Dworczyk, jak powiedział pan Błażej Spychalski, musi się jeszcze wiele nauczyć. Jest to normalne dofinansowanie tuby propagandowej i tyle.
Muszę powiedzieć, że strasznie sobie strzelili w stopę, co mnie nie martwi oczywiście, ale zastanawiam się nad taką pychą, głupotą. Zdaje się, że w miarę upływu czasu, jak się jest przekonanym, że ma się takie poparcie, to dochodzi się do wniosku: „Wszystko mogę”.
Dać 2 mld złotych telewizji publicznej, wpaść na taki pomysł w ogóle, to trzeba było rzeczywiście geniuszu. Nacisk na onkologię w dużym stopniu wziął z tych 2 mld. Jakby nie było tych 2 mld dla telewizji Kurskiego, to też byśmy mówili o nakładach na zdrowie, ale nie byłoby to tak pokazane, że marnuje się pieniądze. Byłaby dyskusja, czy nas stać. A oni pokazali, że stać. Bo jak mogą dać 2 mld na telewizję, to mogą na onkologię. I teraz im jest strasznie trudno powiedzieć „No nie stać nas”. Bo jak nie stać, kiedy stać?
Senat wygląda dziś inaczej
To jest zaleta Senatu: tu odbywa się autentyczna dyskusja. Można powiedzieć, że to jest bezproduktywne, bo nic z tego nie będzie. Nie w tym rzecz. Ludzie słuchają, jest taka grupa, może kiedyś będzie większa. Jest polemika, jest odwołanie się do argumentów, ten, kto słucha, wyrabia sobie pogląd, a jak jest bardziej kumaty, to sięgnie gdzieś, sprawdzi.
W Senacie mamy regulamin, który pozwala na debatę. W Sejmie? Proszę bardzo: „2 minuty, mikrofon wyłączam”. Nie ma mowy, żeby ktoś drugi raz wszedł na mównicę, żeby miał polemikę. Są oświadczenia klubów przez 5 minut i do widzenia. To jest upadek parlamentaryzmu, kompletny. To, co PiS zafundował parlamentowi, to jest kompletny upadek.
W Senacie poprzedniej kadencji nie zmienili zasad, co mieliśmy do powiedzenia, to mówiliśmy. Zmienili co innego: błyskawiczne rozpatrywanie ustaw przychodzących z Sejmu. Przyszła we wtorek, to w środę uchwalamy i do widzenia. O poprawkach nie było mowy.
Teraz ustawy nie przechodzą natychmiast, chyba że są pilne z jakiś względów. Robimy spotkania z ekspertami, wysłuchania publiczne. Praca w Senacie wygląda dziś inaczej.
Agata Szczęśniak
Źródło: OKO.press
Powrót do "Wywiady" / Do góry