Wzięcie samorządów pod but jest też marzeniem prezydenta Dudy?
– Niekoniecznie. Sądzę, że Andrzej Duda bardzo się teraz zastanawia nad tym, jak w ciągu najbliższych pięciu lat zaprezentować się jako polityk, który próbuje zasypywać polityczne podziały.
Czyli wierzy pan w przemianę prezydenta Dudy? Na wieczorze wyborczym przeprosił wyborców urażonych jego niektórymi wypowiedziami z kampanii wyborczej.
– W swojej drugiej kadencji nie będzie taki radykalny jak w pierwszej. Będzie chciał pokazać, że rozumie, iż 10 mln Polaków głosowało na jego przeciwnika. Choć do końca oczywiście nie wiem, jak daleko jest gotowy się posunąć w swoim „ekumenizmie” i do jakiego stopnia zdobędzie się na niezależność od PiS-u. Niezależnie od tego, czy tego naprawdę chce, problemem są jego własne ograniczenia.
Od prezydenta wymagalibyśmy z jednej strony umiejętności rozmowy z przeciwnikami politycznymi i zrozumienia ich perspektyw, umiejętności mediacji, a z drugiej – tego, żeby był mężem stanu. Człowiekiem, który jest szanowany za granicą, a jego słowo jest tam słuchane – zwłaszcza w Unii Europejskiej. Obu tym wymaganiom Dudzie trudno będzie sprostać. Andrzej Duda żyje w bańce narodowo-klerykalno-hurrapatriotycznej – nie sądzę, aby potrafił się z niej wyzwolić.
Koniec końców sądzę, że Duda w tym najbliższym pięcioleciu parę razy się PiS-owi postawi, ale nie będzie to prezydentura twórcza ani rzeczywiście zasypująca społeczne podziały.
Kandydat opozycji w ogóle mógł wygrać ostatnie wybory prezydenckie? Walczył nie tylko z konkurentem, ale też z machiną propagandową i zaangażowanymi w kampanię członkami rządu.
– Te wybory bardzo trudno było wygrać kandydatowi partyjnemu z opozycji, bo część wyborców poszczególnych ugrupowań opozycyjnych nie akceptuje kandydata z innej partii. Niestety, opozycja nie potrafiła stworzyć w ciągu ostatnich lat żadnego komitetu porozumiewawczego lub innej formy stałej współpracy, co sprzyjało także podziałom wśród wyborców. Wyjątkiem były wybory do Senatu i częściowo wybory europejskie.
Nie mówię o tworzeniu jednej partii, bo to byłoby bez sensu, ale są przecież bardzo istotne elementy, które łączą całą opozycję demokratyczną. Przede wszystkim to kwestie praw obywatelskich, praworządności, mediów publicznych, służby cywilnej, członkostwa i roli Polski w UE itd. Tematów, które łączą, jest cała masa. Na tej bazie można było współpracować, przedstawiać wspólne koncepcje, wspólnie występować w Sejmie – tak jak my to robimy w Senacie. To się nie udało w ostatniej kampanii prezydenckiej ani na dłuższą metę w ciągu pięciu lat.
Rafał Trzaskowski zrobił bardzo dobry wynik. Wyciągnął maksimum tego, co dało się wyciągnąć, ale widać, że część wyborców Szymona Hołowni, Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia się do niego nie przekonała.
Na Trzaskowskiego zagłosowało ponad 10 mln Polaków. Czy pana zdaniem pozostanie liderem opozycji? Jej rycerzem na białym koniu?
– Uważam, że Trzaskowski powinien szybko wrócić do wykonywania swoich obowiązków w ratuszu. Pomysł na to, żeby był w Warszawie na pół etatu, a poza tym jeździł przez trzy lata po Polsce, to przepis na jego polityczną śmierć.
Będzie podatny na ataki sugerujące, że nie wykonuje swoich obowiązków?
– Oczywiście. Przecież Warszawa to jest ogromne miasto z wieloma problemami, które Trzaskowski dopiero zaczął rozwiązywać. On musi udowodnić, że potrafi to zrobić. A ma ku temu wszelkie predyspozycje.
Za trzy lata, kiedy upłynie jego kadencja w samorządzie i kiedy będą mieć miejsce wybory parlamentarne, Trzaskowski musi pokazać, że Warszawa pod jego rządami to miasto, które mimo wielu przeciwności świetnie się rozwija, a mieszkańcy i przyjezdni dobrze się w stolicy czują.
To jest klucz do powodzenia jego i opozycji w przyszłości.
Może więc najlepiej by było, gdyby prezydent Warszawy opuścił Platformę Obywatelską?
– Niekoniecznie. Mógłby natomiast, moim zdaniem, przeprowadzić rozmowy z liderami ugrupowań demokratycznej opozycji i patronować idei porozumienia tych formacji, bo brak takiego porozumienia to wielki bonus dla PiS-u. Chodzi o to, żeby wszystkie te ugrupowania utworzyły jakąś formę płaszczyzny porozumiewawczej. W obliczu narastającego autorytaryzmu, łamania praw obywatelskich, gróźb zawłaszczenia niezależnych mediów i sądownictwa, ataków na samorządność, marginalizacji roli Polski w Unii Europejskiej, spory o wysokość podatku PIT powinny zejść na drugi plan. W Rosji jest wiele partii, mają świetne, dobre dla ludzi pomysły, ale o ich realizacji te partie mogą sobie tylko pomarzyć. W Polsce też tak może się stać.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|