Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 22.04.02 / Powrót

Kłopoty to moja specjalność - "Życie Warszawy"


Rozmowa z Markiem Borowskim, marszałkiem Sejmu
- Pierwsze pół roku pracy Sejmu pozwala ocenić, jak przebiegnie cała kadencja. Czy obejmując funkcję marszałka, spodziewał się Pan, że będzie aż tak trudno?
- Nie trzeba było wróża ani proroka, by patrząc na skład izby przewidzieć, że będzie to Sejm inny, niż poprzednie. Niedługo po wyborze użyłem nawet stwierdzenia, że będzie to Sejm "bardzo żywiutki". No i jest.
- Które posiedzenie szczególnie utkwiło Panu w pamięci?
- To, kiedy Samoobrona zablokowała mównicę! No i oczywiście słynne przemówienie Andrzeja Leppera, w którym rzucał oskarżenia pod adresem czołowych polityków, a później odwołanie go z funkcji wicemarszałka. Były to szczególnie trudne momenty.
- Gdy posłowie Samoobrony nagle zaczęli wchodzić na mównicę, cała sala zamarła. Co Pan wtedy pomyślał?
- Byłem kompletnie zaskoczony. Nie bardzo wiedziałem, co chcą zrobić. Zbiorowo zabrać głos? Coś odśpiewać? Dopiero potem okazało się, że to chodzi o pewną demonstrację wobec
takiego a nie innego ułożenia porządku obrad.
- Nie rozważa Pan w takich sytuacjach wezwania straży marszałkowskiej?
- Wolałbym o tym nie mówić, bo wkroczylibyśmy na niebezpieczną ścieżkę. Mogę tylko zapewnić, że jeśli praca Sejmu zostanie sparaliżowana i nie da się tego rozwiązać innymi metodami, nie zawaham się użyć bardziej drastycznych środków. Ale zakładam, że do tego nie dojdzie. Cały czas mówimy o incydentach, a ja nie chciałbym, aby tego typu wydarzenia tworzyły obraz Sejmu. Nasz skład, choć zróżnicowany - pracuje. Nie ma zaległości ani opóźnień.
- Jeden z posłów, dla ułatwienia dodam z Ligi Polskich Rodzin, określił Pana mianem "twardego zawodnika". Zgadnie Pan który?
- To mógł być Roman Giertych.
- Pudło. Antoni Macierewicz.
(śmiech)
- Czy parlamentarzysta Ligi skorzystał już z Pańskiego zaproszenia i zgłosił się na korepetycje z sejmowego regulaminu?
- Jak dotąd nie. Zresztą jestem przekonany, że poseł Macierewicz, który zasiada w izbie od wielu lat, bardzo dobrze zna regulamin. Jest doświadczony i moim zdaniem, to co robi, robi z pełną świadomością. Także wówczas, gdy łamie procedury. To jest pewnego rodzaju gra, takie przeciąganie liny.
- A Pan w takich sytuacjach wykazuje zazwyczaj sporą dozę cierpliwości.
- Staram się nie reagować drastycznie, choć mógłbym po dwóch ostrzeżeniach wyłączyć mikrofon, a nawet wykluczyć posła z posiedzenia. W takich sytuacjach najlepszym wyjściem jest dialog. Generalnie uważam, że słowo w Sejmie nie powinno być blokowane. Trzeba bardzo uważać, by ktoś nie odniósł wrażenia, że stosuje się cenzurę, knebluje ludziom usta. Oczywiście nie toleruję chamstwa i prób sprowadzenia dyskusji do poziomu rynsztoka. Gdy coś takiego ma miejsce - reaguję ostro.
- Który parlamentarzysta szczególnie uprzykrza Panu życie?
- Nie chcę mówić o nikim personalnie i publicznie wylewać żalów. Powiem tak - kłopoty to moja specjalność. Ale nie uskarżam się na życie. Jak popatrzę na inne parlamenty, widzę, że tam marszałkowie mają te same problemy. Posłów różni temperament, wykształcenie, kultura osobista. Wszędzie dochodzi więc do drastycznych, nieprzyjemnych lub dziwacznych scen. A marszałek musi sobie z tym wszystkim dawać radę.
- Jest Pan znany z ciętego dowcipu. Czy prowadząc obrady często gryzie się Pan w język?
- Muszę. Posłowie słysząc komentarze pod swoim adresem stają się nad wyraz wrażliwi. Mają poczucie, że marszałek góruje nad nimi - bo siedzi wyżej, może zabrać głos kiedy chce. I jeśli dojdą do wniosku, że prowadzący obrady sobie na coś pozwala, zaczynają protestować, piszą skargi. Dlatego jestem ostrożny. Ale z pewnością nie daję sobie narzucić modelu marszałka od stukania laską i udzielania głosu. Interweniuję, jednak w taki sposób, by poseł nie poczuł się urażony.
- Czy członkowie izby mają poczucie humoru?
- To zależy którzy. Najgorzej jest z fanatykami - z nimi ciężko się dogadać, bo nie reagują na żarty. A w polityce potrzebny jest pewien dystans do tego, co się robi. Generalnie rzecz biorąc na początku każdej kadencji zawsze jest sztywno, zabawne odzywki, kpiny są traktowane przez wielu jak obraza majestatu. Później posłowie się docierają i jest już luźniej.
- Czasami nawet zbyt luźno.
- Opinia publiczna złości się na Sejm a to, że sala jest pusta, albo wygłupy są na trybunie, ale ja myślę, że mamy dobry parlament. Nie jest prawdą, że jest tu kupa leni. Prace nad ustawami przebiegają sprawnie. Także dzięki temu, że wymagam od komisji, by zbierały się w tygodniach między posiedzeniami izby.
- Na początku kadencji zapowiedział Pan istotne zmiany - m.in. to, że parlamentarzyści projekty ustaw będą otrzymywali pocztą elektroniczną. Tymczasem wciąż drukuje się tony papierowych kopii, które trafiają najpierw do poselskich skrzynek, a później często do kosza.
- Jeszcze do końca nie wdrożyliśmy tego, nie chcemy niczego robić na gwałt. W pierwszych miesiącach skupiliśmy się na kwestiach legislacyjnych i regulaminowych. Myślę tu chociażby
o powołaniu komisji ustawodawczej, przyznaniu dodatkowych uprawnień prezydium Sejmu tak, by mogło ingerować w zawierający błędy projekt ustawy na każdym etapie prac, a nie jak dziś - tylko do drugiego czytania. Jeśli chodzi o elektronizację to sprawa jest w toku. Kierowane do Sejmu dokumenty już dziś są, jak to się mówi, "zawieszane" w Internecie. Każdy zainteresowany poseł może się z nimi zapoznać, nie czekając na druk. Inna sprawa, czy potrafi. Dlatego organizujemy szkolenia komputerowe, bo zdajemy sobie sprawę, że na tym polu jest sporo problemów.
- Posłowie mają kłopoty chyba nie tylko z komputerami. Jak wygląda sprawa znajomości języków obcych?
- Nie najlepiej. Oczywiście jest sporo osób, które dostatecznie dobrze posługują się językiem obcym i to głównie one biorą udział w rozmaitych wyjazdach zagranicznych, podtrzymują kontakty z parlamentarzystami innych krajów. Często jednak w trakcie takich spotkań potrzebna jest pomoc tłumacza.
- Kiedyś w Sejmie odbywały się kursy językowe dla członków izby. Dlaczego z tego zrezygnowano?
- Pomysł nie wypalił. Nauka języka wymaga systematyczności, dokształcania się także poza kursami. Tymczasem posłowie po przyjeździe do Warszawy byli tak rozrywani - wiadomo, a to posiedzenie, a to komisja, że opuszczali lekcje. Prawda jest taka, że jeśli ktoś wchodzi do parlamentu bez znajomości języka, to tu już tego raczej nie nadrobi.
- Szef Kancelarii Sejmu zaprezentował ostatnio nowe logo Sejmu. Twierdzi, że zmiana jest konieczna, bo poprzedni wizerunek, przedstawiający główny budynek z kopułą, przypomina mu kurnik.
- Nie zgadzam się z panem ministrem Czeszejko-Sochackim. Kurnika mi to na pewno nie przypomina. A nowe logo, przedstawiające laskę marszałkowską stylizowaną na tę, którą Wojciech Trąmpczyński posługiwał się w Sejmie Ustawodawczym, potrzebne jest tylko na użytek Kancelarii, która opatrzy nim swoje druki. Chodzi również o specjalny znaczek dla naszej wewnętrznej sieci telewizyjnej. Tam potrzebne jest takie logo, które może się obracać na ekranie, a "domek" nijak nie da się obrócić. Wiem, że niektórzy posłowie zaczynali się już zastanawiać, czy nowy wizerunek im się podoba. Informuję więc, że może im się nie podobać. Nie ma żadnego obowiązku używania go np. na swoich wizytówkach.
Rozmawiały: Katarzyna Nowicka i Ewa Szadkowska






Źródło: "Życie Warszawy"

Powrót do "Wywiady" / Do góry