Ewa Milewicz: Czy prezydent rozwiąże Sejm?
Marek Borowski, SLD, marszałek Sejmu: Prezydent może to zrobić tylko wtedy, gdy nie zostanie uchwalony budżet. Budżet zaś nie zostanie uchwalony, jeśli PSL za nim nie zagłosuje. Z kolei jeśli PSL nie zagłosuje za budżetem, to znaczy, że już wcześniej nastąpił rozpad koalicji. No a rozpad koalicji oznacza, że skutecznie rządzić się nie da. Gabinet mniejszościowy jest mało prawdopodobny. Inne koalicje też. Rozpisanie wyborów byłoby wręcz koniecznością.
Chce Pan tego?
- Nie. I nie widzę powodów. Po roku funkcjonowania koalicji PSL we wszystkich sondażach uzyskuje nie gorszy wynik, niż uzyskał w wyborach parlamentarnych. SLD ma notowania troszkę niższe. Żeby wyjść z koalicji, partia powinna mieć jakieś powody - traci w sondażach albo jest pomiędzy partnerami koalicji jakaś poważna kość niezgody. Żadna z tych sytuacji nie zachodzi. W koalicji są tylko drobne tarcia. Zdaję sobie jednak sprawę, że w PSL są posłowie, którzy robią wszystko, żeby doprowadzić do jej zerwania. Myślę, że tzw. rozsądna większość się temu oprze.
A co da rozwiązanie Sejmu?
- Nie jest naszym zamiarem rozwiązanie Sejmu.
SLD sam tego nie może dokonać.
- Ale może do tego dążyć. Np. pokłócić z PSL, żeby specjalnie doprowadzić do rozbicia koalicji, ale nie mamy takiego zamiaru.
Czy PSL chciałby mieć fotel marszałka?
- Nie znam takich oficjalnych oświadczeń, a komentowanie plotek nie ułatwia koalicyjnego dialogu. Zresztą do tej pory żadna partia nie wysunęła żadnych kandydatów, może z wyjątkiem Andrzeja Leppera, który zaproponował Józefa Zycha, i na pewno jest przekonany, że to bardzo przebiegły manewr.
Nie wiem czy b. marszałek Józef Zych z PSL w czwartek w Sejmie poparł Pana czy nie?
- Czasem nie wiadomo, czy polityk jest za, czy przeciw. Kiedyś to wychodzi na jaw.
Ale czy marszałek Zych Pana popiera czy Pana przeciwników?
- Przyjmuję, że jesteśmy w koalicji.
Czy mógłby Pan jednak odpowiedzieć na pytania?
- Jeśli jesteśmy w koalicji, to nie wyobrażam sobie, aby klub PSL głosował za moim odwołaniem. Są posłowie w PSL, którzy notorycznie głosują inaczej, niż chce klub, ale marszałka Zycha do nich nie zaliczam.
Były marszałek Maciej Płażyński (PO) uznał, że słowa prezydenta o możliwości rozwiązania Sejmu to "straszenie".
-To przesłanie prezydenta do koalicjantów - jeśli nastąpi rozpad koalicji i budżet nie będzie uchwalony, to liczcie się z tym, że rozwiążę parlament.
Dlaczego Pan w środę nie reagował merytorycznie na słowa Gabriela Janowskiego, kiedy on mówił o STOEN-ie, o suwerenności energetycznej kraju?
- Posłowie wielokrotnie domagali się od marszałków zdecydowanego reagowania na przypadki naruszania regulaminu. PiS i PO, SLD i PSL domagały się niedopuszczania do wykładów poselskich w momentach, kiedy poseł w ogóle nie ma prawa wejść na trybunę. A poseł Janowski jak i inni posłowie pod pretekstem wniosku formalnego wchodzą na trybunę i wygłaszają orędzia.
Wszyscy marszałkowie starali się doprowadzić do polubownego załatwiania takich spraw i dobrowolnego zejścia posła z mównicy. Umożliwiłem posłowi Janowskiemu wstępne wyjaśnienie, o co chodzi, a następnie zażądałem zejścia z trybuny, bo dopiero potem ja mogę powiedzieć, jaki będzie dalszy merytoryczny bieg spraw.
Ale nie powiedział Pan tego, lecz powtarzał groźby wyłączenia mikrofonu.
- Nie mogłem, bo poseł nie chciał zejść z trybuny. A nawet wyjątkowo arogancko oświadczył, że z trybuny nie zejdzie, dopóki ja nie włączę czegoś tam do porządku dziennego. Chociaż w tym momencie sam niczego nie mogę włączać. To już była wyjątkowa agresja i bezczelność.
I powstała taka sytuacja - Janowski mówił o prądzie i STOEN-ie, a Pan o jego mikrofonie. Czy nie popełnił Pan tu jakiegoś błędu?
- To poseł zachował się nieregulaminowo.
Dlaczego nie powiedział Pan: podyskutujemy za kwadrans?
- Bo naprzód musiał być przywrócony stan zgodny z regulaminem. Poseł Janowski musiał opuścić trybunę. W przeciwnym razie mamy do czynienia z anarchią. Bo każdy poseł może wtedy wejść na trybunę i rozmawiać z marszałkiem, aż się wszystkiego dowie, a jak się nie dowie, to powie, że nie zejdzie. Dopiero jak poseł z tej trybuny zejdzie i marszałek nadal nie odpowie na jego pytanie, to można mieć pretensje do marszałka.
Czy rząd, prywatyzując STOEN, popełnił błąd?
- Żeby wyrobić sobie pogląd na ten temat, musiałbym wysłuchać dyskusji. Ale to się okazało niemożliwe, bo posłowie Janowski, Lepper, Giertych, który rzekomo troszczyli się o STOEN, okupując trybunę albo salę sejmową, albo żądając przerwy, uniemożliwili to.
Prof. Roman Ney zajmujący się energetyką, w latach 89-91 poseł PZPR wypowiadał się w "Gazecie" sceptycznie o tej prywatyzacji.
- Przytacza pani opinię jednego eksperta, który jest sceptyczny, są inni, którzy nie są sceptyczni.
Czy Prezydium Sejmu było jednogłośne w usuwaniu Janowskiego z trybuny i z sali, w wykluczaniu posłów Samoobrony?
- Od początku kadencji wszystkie decyzje prezydium zapadały jednomyślnie. Decyzję o wyprowadzeniu posła Janowskiego z sali podjąłem po ostatniej próbie dogadania się już po północy. Udało mi się naprzód telefonicznie, a potem osobiście uzyskać poparcie wicemarszałków Tuska i Nałęcza. Do wicemarszałka Wojciechowskiego nie udało mi się dodzwonić, jednak i on zapytany przez dziennikarzy nie zakwestionował tej decyzji.
Zdziwiła Pana Zyta Gilowska (PO), która protestowała przeciw nocnemu usuwaniu Janowskiego?
- Bardzo.
Kto Pana jeszcze zdziwił?
- Dwa ugrupowania opozycyjne, które szanują demokrację i się za nią opowiadają - PO i PiS. Być może jeszcze nie wszystko stracone. Słyszę kolejne zapowiedzi działań paraliżujących Sejm. Mam nadzieję, że będzie można liczyć na choć niektóre partie opozycji. Nowak-Jeziorański mówił, że są takie momenty, kiedy opozycja jej królewskiej mości staje przy rządzie.
Nie żałuje Pan postępowania SLD wobec Samoobrony na początku kadencji?
- To była pomyłka, także moja. To wiem teraz. Czy w tamtej sytuacji można było postąpić inaczej - mam wątpliwości.
Rozważał Pan złożenie dymisji?
- Nie. Zostałem wysunięty przez SLD. Jeśli SLD zwróci się o to do mnie, to złożę dymisję.
Jak Pan będzie prowadził obrady dzień po wyborach?
- Zgodnie z regulaminem. Dopóki jestem marszałkiem, nie zrezygnuję z zasad.
Czyli same przerwy?
- Zależy od innych ugrupowań, na ile będą chciały zadbać o imię polskiego parlamentaryzmu.
Lepper zapowiedział, że ten Sejm to nie będzie Wersal, i słowa dotrzymał.
- Głównym celem parlamentu jest uchwalanie ustaw i kontrola rządu. Dopóki ta funkcja będzie realizowana, to wszelkie inne przejawy życia parlamentu, nawet takie, które bulwersują opinię publiczną, traktuję tylko jako pewną otoczkę. Lepperowi nie udało się zakłócić tej głównej funkcji. I zadbam, aby mu się dalej nie udawało.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Powrót do "Wywiady" / Do góry | | | |
|