Strona główna
Wiadomości
Halina Borowska - Blog żony
Życiorys
Forum
Publikacje
Co myślę o...
Wywiady
Wystąpienia
Kronika
Wyszukiwarka
Galeria
Mamy Cię!
Ankiety
Kontakt




Wywiady / 14.12.02 / Powrót

Dobrze poszło - "Trybuna"

Z Markiem Borowskim, marszałkiem Sejmu rozmawia Jakub Rzekanowski

Jak właściwie przebiegała Pańska wizyta w Moskwie - prasa różnie o tym
pisała...
- Właśnie zaskoczył mnie sposób opisania tej wizyty przez "TRYBUNĘ" dlatego
chciałbym kilka kwestii wyjaśnić. Zacznijmy od tego, że była to pierwsza wizyta po
tzw. nowym otwarciu, po wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w Moskwie i rewizycie
Władymira Putina w Warszawie. To przykre, ale Polska jest dziś w Rosji nieobecna.
Starsze pokolenia Rosjan pamiętają Polskę przede wszystkim z kultury, z kontaktów
turystycznych, natomiast pokolenie w wieku poniżej 40 lat o Polsce nic nie wie.
Twierdzą, że Polska jest krajem, który odwrócił się od Rosji, bo wstąpił do NATO i
wstępuje do UE...

Uważają, że Rosja nie ma powodu interesować się Polską?
- Otóż to. W dodatku od czasu do czasu dowiadują się, że są jakieś kłopoty z
Polakami, a to kontrakt gazowy, który nie jest realizowany, a to że jest jakiś ośrodek
czeczeński, a to że rosyjską flagę u nas spalili. To jest obraz Polski niechętnej Rosji.
Tymczasem Rosji łatwiej obyć się bez Polski niż Polsce bez Rosji. Chyba każdy to
zrozumie. Rosja nie musi handlować z Polską, są dziesiątki innych krajów. Polska
wprost przeciwnie, zależy nam na rynku rosyjskim. To jest ogromny kraj o wielkich
możliwościach rozwoju, kraj bliski nam także etnicznie. Byłoby niewybaczalną
głupotą, gdyby Polska powiedziała: eee, nam jest Rosja do niczego niepotrzebna.
Przeciwnie, zależy nam na dobrych stosunkach z Rosją, Rosja też chętnie będzie
miała dobre stosunki z Polską. A dziś w Rosji Polska istnieje dosłownie gdzieś na
marginesie.

I co z tego wynika? Czy w ogóle można to zmienić?
- Z tego trzeba sobie zdać sprawę, ale nie budować - jak uczynił to korespondent
"TRYBUNY" Krzysztof Pilawski - na tym tezy, że oto Rosja nas traktuje per noga, że
z marszałkiem Sejmu postąpiono byle jak, bo go Putin nie przyjął, a cała wizyta
potwierdziła przykry fakt, że Polska nie jest zaliczana przez Rosję do priorytetowych
państw. To pan Pilawski o tym nie wiedział, że jest parę państw, które są dla Rosji
znacznie ważniejsze, niż Polska? Bez mojej wizyty by się nie dowiedział? Czyli co,
miałaby się nie odbyć? To prowadzi do jakiegoś absurdu. We wszystkim dopatruje
się jakiejś obrazy i lekceważenia. Ze zdumieniem np. przeczytałem, że do końca
nie było wiadomo, czy przyjmie mnie premier Michaił Kasjanow. Ależ było
wiadomo, że mnie przyjmie! Gospodarze tylko uprzedzili, że terminy spotkań z
premierem i ministrem Iwanowem, będą ustalone już podczas mojego pobytu. A to
ze względu na bardzo duże natężenie wizyt, które w tych dniach miały miejsce,
wizyt takich osobistości, jak sekretarz generalny NATO, prezydent Ukrainy, premier
Białorusi, z którą Rosjanie mają problemy gazowe, większe niż z nami. I tak się
stało, jak uzgodniliśmy, tylko nastąpiła wymiana. Iwanow, który miał być
pierwszego dnia, był drugiego, a Kasjanow odwrotnie. Tak na marginesie, z
Kasjanowem rozmowa planowana była na 40 minut, a rozmawialiśmy półtorej
godziny. I nie patrzył na zegarek. Więc był zainteresowany, chciał rozmawiać, to
była bardzo ciekawa rozmowa, a miejscami nawet spór.

W jakiej sprawie się Panowie tak spierali?
- W ważnych sprawach, np. w sprawie kontraktu gazowego, gdzie broniłem
polskiego punktu widzenia. Z reguły spotkania szefów parlamentów z premierem,
czy ministrami mają charakter kurtuazyjny. To jest z reguły 15-20 minut, na
zasadzie wymiany grzeczności. Natomiast tutaj były poważne, merytoryczne
rozmowy, przekraczające czas przeznaczony. To świadczyło o tym, że Rosja, choć
oczywiście nie traktuje Polski na równi ze Stanami Zjednoczonym, UE, czy np.
Chinami, to jednak uważa, że trzeba podnieść nasze stosunki na wyższy poziom.

To normalne, że nie został Pan przyjęty przez Putina?
- Nic w tym nienormalnego nie widzę. Program pobytu nie przewidywał tej wizyty.
Przyjął mnie przecież premier. A on nie wszystkich przyjmuje. Na pewno nie
wszystkich szefów parlamentów - ręczę za to. Przyjął mnie minister spraw
zagranicznych i cała elita parlamentarna, z szefami obu izb, liderami frakcji,
głównych komisji Dumy. Spotkałem się też ze znanym obrońcą praw człowieka
Siergiejem Kowaliowem, choć już na własną prośbę. No przepraszam, ale żeby
uznać, że to jest lekceważenie Polski, to trzeba mieć jakieś kompleksy. Ja ich nie
mam. Kiedy Rosjanie mówią, że u was się źle pisze o Rosji, to ja odpowiadam, że
to nieprawda. Ale ta depesza musi być odebrana jako chęć kopnięcia Rosji. Także
polską opinię publiczną wprowadza się w ten sposób w błąd i negatywnie nastawia
do Rosji. Tymczasem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Oprócz spotkań miałem
także wykład na Uniwersytecie im. Łomonosowa dla 200 młodych ludzi i kadry
naukowej.

Co im Pan powiedział?
- To był wykład "Polska i Rosja we wspólnej Europie". Mówiłem im o Polsce, o
której niewiele wiedzą, o historycznych obciążeniach naszych stosunków, które teraz
właśnie usuwamy, polemizowałem z mitami, które krążą w Rosji o Polsce. Mówiłem
także o tym, jak wyobrażam sobie Europę przyszłości i miejsce oraz rolę w niej
Polski i Rosji.

O czym Pan rozmawiał z politykami?
- Z każdym na inny temat. Była sprawa gazu, odszkodowań dla Polaków
prześladowanych w ZSRR, wiz i umowy o readmisji, zwiększenia obrotów
gospodarczych, polskich inwestycji w Kaliningradzie. Z szefem Dumy, Gienadijem
Sielezniowem uzgodniliśmy rzecz dość nowatorską, a mianowicie, że projekty
ustaw, którymi zainteresowane mogą być obie strony: polska i rosyjska, będą
wzajemnie konsultowane. Zachowamy też stały kontakt, aby wyjaśniać różne
niepokojące sygnały, plotki, które mogą się pojawiać w prasie rosyjskiej o Polsce, a
w polskiej o Rosji. Taka gorąca linia, tylko że nie telefoniczna, ale za pomocą
poczty elektronicznej.

Zajmował się Pan także problematyką kościelną...
- A mną zajął się w "TRYBUNIE" w specjalnym komentarzu mój kolega poseł
Gadzinowski. Bo jakżeż to - pisał - lewicowy marszałek w roli misjonarza
katolickiego? A mnie się wydawało, że to jest zupełnie jasne. Przecież prasa
rosyjska doniosła na dwa dni przed moim przyjazdem, że dla Rady Bezpieczeństwa
przy prezydencie przygotowywany jest raport dotyczący zagrożeń, jakie wynikają z
działalności ruchów religijnych w Rosji, że jest to ważne dla walki z terroryzmem. I
w pierwszych słowach tego raportu mówi się o religii rzymskokatolickiej. Można
powiedzieć, że jest to sprawa dla Watykanu, gdyby nie fakt, że to ma kolosalne
znaczenie dla stosunków polsko-rosyjskich. W Polsce dominuje religia
rzymsko-katolicka, Polacy są wrażliwi na tym punkcie, a w Rosji mamy kolonię
polską, gdzie większość to są wyznawcy tejże religii, dla nich na dodatek kościół to
jest ośrodek polskości. I nagle się dowiadują, że być może są oparciem dla
terrorystów!

Na ile mogłoby to zagrozić stosunkom polsko-rosyjskim?
- Rosjanie są wrażliwi na punkcie terroryzmu , a jednocześnie są w znacznej części
wyznawcami wiary prawosławnej. Taki dokument to zaproszenie do awantur
religijnych i powód do poważnego konfliktu między Polską a Rosją. Tak
doświadczony polityk, jak Piotr Gadzinowski powinien zdawać sobie z tego sprawę.
Dobrze się stało, że byłem w Rosji w tym czasie, i natychmiast podjąłem ten temat.
Wprawiłem rosyjskich rozmówców w pewne zakłopotanie, ale uzyskałem
oświadczenie ministra Iwanowa, który jest członkiem Rady Bezpieczeństwa, że nie
przedłożono mu takiego raportu i że oczywiście nie może być tak, żeby religia
uznawana powszechnie mogła być prześladowana.

Przedstawiciele Polonii byli tą sytuacją zaniepokojeni?
- Mówili o tym na pierwszym spotkaniu, jakie miałem, w ambasadzie. W pewnym
momencie włos mi się zjeżył na głowie, choć włosów mam niewiele. Można sobie
wyobrazić: docierają sygnały stamtąd, nasi posłowie zaczynają interpelować,
minister spraw zagranicznych występuje z notą, część niechętnej nam prasy
rosyjskiej zaczyna podgrzewać atmosferę, Żyrynowski występuje w Dumie, krótko
mówiąc, rozpoczyna się wielka awantura, co się już w przeszłości zdarzało. Mało
jest ludzi nieżyczliwych stosunkom polsko-rosyjskim? W rezultacie znowu byśmy
"obsunęli" nasze stosunki o parę szczebli w dół i trzeba by mozolnie wszystko
poprawiać. Nie oczekuję od nikogo podziękowań, bo wykonałem po prostu swój
obowiązek, ale zarzucanie mi w tym przypadku odejścia od zasad lewicowości
świadczy, delikatnie mówiąc, o nieporozumieniu. Jestem agnostykiem i w polityce
konsekwentnie reprezentuję zasadę neutralności światopoglądowej, ale na tę
kwestię patrzyłem przez pryzmat stosunków polsko-rosyjskich.

Czy wizyta Pana Marszałka była skuteczna?
- Trzeba najpierw określić jej cele. Chodziło o to, by zrobić kolejny krok na drodze
budowania dobrego klimatu między naszymi krajami. Marszałek Sejmu nie
podpisuje żadnych umów czy porozumień, poza parlamentarnymi. Ja przede
wszystkim przedstawiałem stanowisko polskiej opinii publicznej, jako szef
parlamentu, polskich posłów, od lewicy do prawicy. O pewnych sprawach mówiłem
z innego punktu widzenia niż członkowie rządu, czasem po prostu jak zwykły
obywatel. Poprzez kontakt z rosyjską opinią publiczną, starałem się też wpłynąć na
jej nastawienie do Polski. Chodziło także o nawiązanie ściślejszych, wręcz
roboczych kontaktów z Dumą. Wszystkie te cele zostały zrealizowane. Myślę jednak,
że wszyscy zdają sobie sprawę, że "tąpnięcia" w naszych stosunkach nie można
odrobić jedną wizytą. To jest mozolne otwieranie furtki, a później przez tę furtkę
trzeba jeszcze coś przepchnąć. Moja wizyta przypadła akurat na moment, kiedy
wszyscy w Polsce są zajęci Unią Europejską. Ale to nie jest tak, że jak wejdziemy do
UE, to Rosja już kompletnie przestanie nas interesować. Moja obecność w takim
momencie dobitnie świadczyła o czymś przeciwnym i miała w pewnym sensie
charakter symboliczny. Oznaczała, że dla Polski, także po wstąpieniu do UE,
Europa nie kończy się na Bugu.

Dziękuję za rozmowę.

Źródło: "Trybuna"

Powrót do "Wywiady" / Do góry